Dlaczego filmowcy znad Wisły zdecydowali się założyć Komitet Ocalenia Kinematografii, kto zapłacił stanowiskiem za zgodę na powstanie "Człowieka z marmuru" Andrzeja Wajdy - o tym m.in. dowiedzieć się można ze specjalnego albumu wydanego na 45-lecie Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
W książce znalazły się m.in. pochodzące z różnych lat wypowiedzi znanych twórców, np. Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Jerzego Kawalerowicza, Jerzego Hoffmana. Wszystkie one składają się na niezwykle ciekawą opowieść o historii filmu polskiego, w tym o walce o polskie kino w trudnych okresach naszej historii.
Jubileuszowa publikacja, przygotowana pod redakcją Anny Wróblewskiej, liczy prawie 400 stron. Autorem tekstów jest Konrad J. Zarębski. Okładkę zaprojektował znany malarz i plakacista Rafał Olbiński. W książce znalazło się ponad 2000 fotografii (w tym unikalne, nigdy wcześniej nie publikowane), pochodzących m.in. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, Filmoteki Narodowej i ze zbiorów prywatnych.
W książce znalazły się m.in. pochodzące z różnych lat wypowiedzi znanych twórców, np. Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Jerzego Kawalerowicza, Jerzego Hoffmana. Wszystkie one składają się na niezwykle ciekawą opowieść o historii filmu polskiego, w tym o walce o polskie kino w trudnych okresach naszej historii.
W albumie opisano kolejne etapy działalności Stowarzyszenia Filmowców Polskich od momentu jego założenia w 1966 r. SFP to największa w Polsce organizacja zrzeszająca ludzi filmu. Obecnie liczy ok. 1700 członków. Są to m.in. ludzie odpowiedzialni za tworzenie filmów (np. reżyserzy, producenci, operatorzy), aktorzy, a także filmowi krytycy.
Jak podkreślają po latach przedstawiciele Stowarzyszenia, "dzięki działaniom kolejnych zarządów SFP polska kinematografia nawet w najbardziej nie sprzyjających warunkach cenzury politycznej miała szanse rozwoju".
Na pierwszych stronach albumu zamieszczono listy od byłych prezesów Stowarzyszenia, reżyserów Andrzeja Wajdy i Janusza Majewskiego. Pierwszy, opowiadając o historii SFP i jego roli, podkreśla: "Polskie kino lat 1966-1989 stało mocno na dwóch nogach - jedną z nich były Zespoły Filmowe, produkujące nasze filmy i chroniące nas przed nieustanną konfrontacją z komunistycznym reżimem. Drugą - zawodowa organizacja - Stowarzyszenie Filmowców Polskich, które systematycznie i skutecznie wspierało nasze artystyczne i tematyczne zmagania z polityczną kontrolą kinematografii".
"Do dziś zdumiewa nie jedność filmowego środowiska, które poza niewielką grupą członków PZPR (z których zresztą nie wszyscy byli tej partii stuprocentowo wierni) broniło filmów kolegów i skutecznie podtrzymywało to, co rodziło się w tamtych trudnych latach w naszym polskim kinie. Wiem coś o tym - najpierw jako członek SFP od jego powstania, potem będąc w Zarządzie Stowarzyszenia, a w końcu jego prezesem, aż do rozwiązania SFP w 1981 roku, w stanie wojennym. SFP, reaktywowane w 1983 roku, odrodziło się do nowego życia natychmiast po odzyskaniu niepodległości" - przyznał Wajda.
Majewski, wspominając "tamte heroiczne czasy", gdy środowisko filmowe musiało "stawiać czoło rozmaitym opresjom", ocenia: "Sądzę, że po prostu robiliśmy wtedy wszystko, co trzeba, aby obronić naszą wspólnotę i dochować wierności wartościom, które uznaliśmy za nasze. I udało się, wygraliśmy".
Pierwszym prezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich był reżyser Jerzy Kawalerowicz - przez trzy kadencje, w latach 1966-78. Następnie funkcję prezesa pełnili: Andrzej Wajda (1978-81), Janusz Majewski (1983-90), Jan Kidawa-Błoński (1990-94) i Jerzy Domaradzki (1994-96). Od 1996 r. Stowarzyszeniem kieruje Jacek Bromski.
W albumie przywołano wspomnienia Kawalerowicza, sprzed lat, o czasach kierowania SFP. "Podczas mojej prezesury odbyłem bardzo dużo rozmów na temat filmów, które z woli władzy trafiały na półkę. Stowarzyszenie toczyło batalie o szykanowane utwory audiowizualne. Dzięki naszym zabiegom wiele z nich ujrzało światło dzienne" - opowiadał pierwszy prezes.
Jak czytamy w książce, druga połowa lat 70. była w Polsce okresem "szczególnej gry między władzą a środowiskiem filmowym". "Z jednej strony władze zapewniały o gotowości rozbudowy bazy produkcyjnej kinematografii, z drugiej - środki szły na rozbudowę produkcyjnego zaplecza Telewizji Polskiej, czemu towarzyszyły dumne zapewnienia o narodzinach +drugiej kinematografii+. Z jednej strony urzędnicy Naczelnego Zarządu Kinematografii wydawali zgodę na produkcję filmów, które ułożyły się w nurt kina moralnego niepokoju, z drugiej - Mieczysław Wojtczak, wiceminister kultury odpowiedzialny za kinematografię, zapłacił stanowiskiem za zgodę na powstanie +Człowieka z marmuru+ Wajdy i +Barw ochronnych+ Zanussiego. Jego następca, Janusz Wilhelmi, spotkał się z bezprecedensowo jednolitym oporem całego środowiska" – opisują tamten czas autorzy albumu.
W albumie opisano kolejne etapy działalności Stowarzyszenia Filmowców Polskich od momentu jego założenia w 1966 r. SFP to największa w Polsce organizacja zrzeszająca ludzi filmu. Obecnie liczy ok. 1700 członków. Są to m.in. ludzie odpowiedzialni za tworzenie filmów (np. reżyserzy, producenci, operatorzy), aktorzy, a także filmowi krytycy.
W 1978 r. na IV Walnym Zjeździe SFP Jerzy Kawalerowicz przekazał prezesurę reżyserowi "Człowieka z marmuru". Zjazd ten, jak pisze Zarębski, "miał być zakończeniem konfliktu między władzą i środowiskiem filmowym, jednak w trakcie obrad doszło do ostrej dyskusji na temat dramatycznej sytuacji polskiego kina".
Wajda po latach wspominał te chwile tak: "Myślę, że moja obecność na scenie Stowarzyszenia w 1978 roku miała związek z faktem, że w roku 1972 zacząłem prowadzić Zespół X, który po sześciu latach wydał już pewne owoce. Na zjeździe, który odbywał się 18 i 19 listopada 1978 roku, koledzy z Zespołu X i inni młodzi filmowcy postanowili mi powierzyć prezesurę Stowarzyszenia".
"Był to pierwszy moment od 1966 roku, kiedy Stowarzyszenie zaczęli prowadzić filmowcy niezrzeszeni w Partii: Krzysztof Kieślowski i Krzysztof Zanussi jako wiceprezesi oraz grupa młodych ludzi, którzy weszli do Zarządu" - zaznaczył Wajda. - "Dzięki temu mogliśmy walczyć o sprawy polskiej kinematografii, nie będąc bezpośrednio uzależnieni od tych, którzy mieli czerwoną legitymację. Oczywiście ci, którzy ową legitymację posiadali też działali na rzecz naszej kinematografii. Jednak dobrze się stało, że Stowarzyszenie przeszło w ręce ludzi bezpartyjnych. SFP wytrwale poszukiwało swojej roli i starało się ją rzetelnie odgrywać nawet w najtrudniejszych momentach" - opowiadał dalej.
"Jerzy Kawalerowicz nie oddalił się od Stowarzyszenia, kiedy zakończył swoją prezesurę - został Prezesem Honorowym, brał udział w ważnych wydarzeniach i zawsze był po naszej stronie" - zaznaczył Wajda.
"W wyższych instancjach jego głos był bardziej słyszalny niż nasz – mówi dalej Wajda. - Kawalerowicz zawsze z wielką konsekwencją wspierał nasze działania. W 1981 r. wraz ze mną powołał Komitet Ocalenia Kinematografii. Kinematografia znalazła się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej, a chcieliśmy produkować więcej filmów. Trudna była też sytuacja cenzuralna i dystrybucyjna, więc należało wprowadzić bardzo poważne zmiany. Jednak tak radykalnych zmian nie chciały władze. Widząc, że to nie ich faworyci filmowi grają decydującą rolę w Polsce i na zagranicznych festiwalach, dążyli do marginalizacji kina. Polska kinematografia stała murem za +Solidarnością+. Stowarzyszenie wywalczyło możliwość filmowania wszelkiego rodzaju wydarzeń politycznych".
Podczas gdy Wajda wspomina w jubileuszowej publikacji postawę Kawalerowicza, aktualny prezes SFP, Jacek Bromski, mówi o roli, jaką w walce o polskie kino odegrał twórca "Człowieka z żelaza", kierujący Stowarzyszeniem na przełomie lat 70. i 80. "Za prezesury Andrzeja Wajdy miało miejsce wiele istotnych zmian w atmosferze politycznej. Mogliśmy wówczas dyskutować z cenzurą, która przestała być tak bezwarunkowa i bezwzględna. Stowarzyszenie nabrało charakteru swego rodzaju bastionu opozycyjnego. Powszechnie wiadomo, że Andrzej Wajda występował wielokrotnie w obronie młodych twórców, starał się wpływać na krzywdzące decyzje cenzury".
"Nie byliśmy w stanie zdziałać zbyt wiele, ale nasza walka była bardzo ważna, gdyż dawała środowisku powód do zjednoczenia się. Stanowiła wspólny mianownik, fundament wspólnej ideologii. W środowisku przeważali opozycjoniści, więc ten okres był w ówczesnym ustroju najlepszy. Wciąż zapewnialiśmy się nawzajem, że dobrze myślimy, że zmierzamy we właściwym kierunku. Pielęgnowaliśmy w sobie wiarę, że nasz bunt ma sens. Dawaliśmy temu wyraz i oszukiwaliśmy cenzurę. W konsekwencji polskie kino tamtych lat jest szalenie interesujące" - podkreślił Bromski.
Wydawcą albumu jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Książka ukazała się w nakładzie 2 tys. egzemplarzy. Kilkadziesiąt egzemplarzy trafiło do bibliotek i Filmoteki Narodowej. Wydawca rozważa przygotowanie wersji tej książki przeznaczonej do sprzedaży w księgarniach.(PAP)
jp/ ls/