Andrzej Myc nigdy nie dał się złamać. Był człowiekiem dzielnym – mówi PAP Waldemar Krzystek, reżyser i scenarzysta filmowy, który niektóre szczegóły z biografii Myca wykorzystał w filmie „80 milionów”. Jak wskazuje, przyzwoici ludzie tak się w nieprzyzwoitych czasach zachowują.
W sobotę w wieku 69 lat zmarł dr hab. Andrzej Myc - naukowiec, autor i współautor ponad 60 prac oryginalnych i przeglądowych, działacz opozycji w PRL. Informację o jego śmierci potwierdziła w rozmowie z PAP siostra, Anna Myc.
"Siedzieliśmy w jednej ławce w liceum, pracowaliśmy razem, działaliśmy w Solidarności Walczącej" - wspominał w rozmowie z PAP Krzystek.
"Walczył niesamowicie z nowotworem, do końca pomagał innym. Ta dzielność Andrzeja sprawia, że tak wielu ludzi będzie go pamiętać i będzie im Andrzeja brakować" - ocenił.
Wspominał m.in. uprowadzenie Myca przez funkcjonariuszy SB w 1986 r.
"Pamiętam, jak jego żona poszła do szpitala rodzić. Jej brat przyszedł do mnie oburzony, czemu Andrzej nie zjawił się w szpitalu. On w ogóle do mnie nie dotarł. Zaczęliśmy go szukać i się okazało, że nie możemy go znaleźć. Pomyślałem, że musiało stać się coś złego. Andrzeja aresztowała SB i zaczęła go szantażować, żeby ujawnił, gdzie jest Kornel Morawiecki. SB twierdziło, że nikt się o tym nigdy nie dowie, kto zdradził, a jeśli nie powie, to jego żona wraz z dzieckiem umrą. On nie zdradził" - opowiadał reżyser.
Jak mówił, to nie był jedyny raz, jak Myc był aresztowany. "Nigdy nie dał się złamać. Był człowiekiem dzielnym" - podkreślił.
"Nie traktowaliśmy naszych działań, jak bohaterstwo. Uważaliśmy, że pewne rzeczy robimy, bo przyzwoici ludzie tak się w nieprzyzwoitych czasach zachowują" - zaznaczył Waldemar Krzystek. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ pad/