Łabędzie ogrodowe z opon, kapliczki z wanny, pudle z włóczki, plastikowe ozdóbki to, zdaniem Olgi Drendy, autorki niedawno opublikowanej książki „Wyroby”, powszechnie lekceważone, ale niezwykłe przedmioty dokumentujące fakt, że pomysłowość ludzka naprawdę nie ma granic.
Próbując zdefiniować tytułowe słowo "Wyroby" Olga Drenda powiedziała w rozmowie z PAP, że właściwie cała jej książka jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Można powiedzieć, że cechami wyrobów są amatorstwo, niedoskonałość, a nade wszystko pomysłowość wykonania. "Tam, gdzie pomysłowość i dobre chęci zderzają się z oporem niedoskonałego materiału, toporną techniką, z czasem z brakami warsztatowymi, powstaje prawdziwy wyrób" - pisze Drenda. Władysław Hasior określał to zjawisko jako "sztukę powiatową", ogarniając tym określeniem oleodruki, monidła, odpustowe dewocjonalia, bibeloty i durnostojki, ogrodowe krasnale, przybudówki wykonane z tego, co akurat było pod ręką.
"Wyroby to bardzo szerokie pojęcie. Obejmuje rzeczy, które na pierwszy rzut oka niewiele maja ze sobą wspólnego. Łączy je dla mnie pomysłowość wytwórcy i nieoczywiste, niezgodne z przeznaczeniem wykorzystanie materiałów. Wyroby często powstają z potrzeby poradzenia sobie w sytuacji, gdy pewne przedmioty są trudno dostępne, drogie i trzeba sobie radzić samemu. Można powiedzieć, że są to rzeczy, które powstają z pomysłowości i potrzeby" - mówiła Drenda.
Takie są na przykład bramki do PRL-owskich ogródków działkowych stanowiące z jednej strony praktyczne rozwiązanie problemu, a z drugiej - będące świadectwem nieskończonej wręcz inwencji autorów, którzy potrafili, wykorzystując najrozmaitsze dostępne materiały, stworzyć najrozmaitsze rodzaje oryginalnie zdobionych bramek. Nie wszystkie wyroby są jednak praktyczne. Olga Drenda podkreśla, że często najbardziej interesujące okazują się rzeczy mające zdobić, będące realizacją marzenia, tworzone z potrzeby serca. Pudle z włóczki, rzeźby z kapsli nie mają żadnych innych funkcji poza estetycznymi. "Bunt przeciwko celowości świata" - pisze Drenda o tego rodzaju wyrobach.
Ważnymi bohaterami "Wyrobów" są rzeźby zwierząt zdobiące przydomowe ogródki a zwłaszcza łabędzie ze starych opon, które w różnym czasie pojawiały się chyba na całym świecie. Trwałość motywów wykorzystywanych w produkcji tych ozdób jest zadziwiająca - jeleń na rykowisku był już tematem oleodruków w XIX wieku, a jego popularność jako ozdoby utrzymuje się do dziś dnia. Podobnie trwałe są na przykład motywy łabędzia i pawia. Ostatnie lata wprowadziły do tego estetycznego bestiarium nowe zwierzęta, takie jak jednorożce, koniki Pony czy lamy. Ostatnio możemy obserwować w Polsce inwazję flamingów, znanych z popkultury amerykańskiej lat 70. XX wieku.
Większość opisywanych przez Drendę wyrobów ociera się o kicz, ale niektóre są po prostu uderzająco brzydkie. Autorka dokumentuje przypadki krasnali ogrodowych o twarzach morderców czy plastikowych Myszek Miki o twarzyczkach naznaczonych głęboką melancholią. Wobec nich autorka stosuje kategorię "niesamowitości". "Ja mam wiele sympatii do tych przedmiotów, naprawdę osobiście wolę tę okropną Myszkę Miki, która nie jest tak doskonała jak oryginał, na którym wzorował się autor. Niesamowitość to efekt, który powstaje wtedy, gdy w znajomym kształcie pojawia się coś nieznanego, niepokojącego i te figurki właśnie takie są: niesamowite. Ciekawią mnie rzeczy stworzone jako kopie innych w technologii nie tak doskonałej jak zastosowana w oryginale. W swoich zbiorach mam na przykład obrazek z kotkami, który jest fotokopią, czarno-białą fotografią w dużym powiększeniu, którą ktoś pomalował farbkami i dorobił krzywą ramkę. Oryginalny obrazek jest sielankowy: kotki siedzą nad miską z owocami po których chodzi owad. Wyrób, dzięki zastosowaniu ciemniejszych od oryginały barw, wydobywa muchę czy też pszczołę na pierwszy plan, kotki są niepokojąco wyraziste, efekt jest wręcz gotycki" - mówiła Drenda.
Autorka "Wyrobów" uważa, że Polacy, ze względów historycznych ale i charakterologicznych zapisali piękne karty w światowej historii wyrobów. Samodzielnie wykonywane pomysłowe przybudówki to nasza specjalność, dobrzy też jesteśmy w wytwarzaniu ozdób z opon. Jednak prawdziwy, międzynarodowy sukces odniosły polskie plastikowe figurki bohaterów "Gwiezdnych Wojen", które, obok tego rodzaju wyrobów z Argentyny, należą do najbardziej poszukiwanych wśród kolekcjonerów takich gadżetów. "Ich twórcy, choć kopiowali figurki produkcji amerykańskiej, nie mieli nawet w ręku oryginałów, dysponowali tylko katalogiem. Na jego podstawie odtwarzali figurki bohaterów +Gwiezdnych wojen+ z różnym powodzeniem, podobieństwo było często bardzo umowne. Fakt, że na rynku kolekcjonerskim są one tak poszukiwane, bardziej cenione niż oryginały, to taki jakby triumf biedniejszego kuzyna po latach, polskich wytwórców, którzy wyprodukowali je metodami na wpół chałupniczymi nad amerykańskim przemysłem" - powiedziała autorka "Wyrobów".
W swoich podróżach po Polsce Drenda trafiła na wiele spektakularnych przykładów zastosowania wyrobów dla ozdoby - gigantyczne Myszki Miki, całe armie krasnali stłoczonych w niewielkim ogródku, pomysłowe rzeźby z przedmiotów, których pierwotną funkcje trudno nawet rozpoznać. Pewien mieszkaniec Siemianowic Śląskich zbudował sobie Ranczo Uśmiech całe wypełnione wiatrakami i rzeźbami. Matecznikiem takich dekoracji, poligonem domorosłych konstruktorów były od zawsze ogródki działkowe. W ostatnich latach w polskim krajobrazie wyrobów jest coraz mniej - dawne pomysłowe rozwiązania zastępowane są sztampowymi wytworami produkcji masowej. Jak zauważa Olga Drenda przemysł chiński przejął to, co produkowały małe polskie spółdzielnie w PRL, jak zabawki odpustowe czy pamiątki.
Mimo że wiele wyrobów jest zrobionych z plastiku, sama idea jest bardzo ekologiczna. Wyroby powstają często z rzeczy już niepotrzebnych, które zamiast wyrzucić przerabia się na coś innego. To filozofia "zero waste" w działaniu: zużyte opony zyskują nowe życie jako ogrodowe łabędzie czy donice, a stara wanna staje się grotą dla figurki Matki Boskiej.
Drenda pisze o wyrobach bez protekcjonalizmu, z wyraźną sympatią, żałując, że zostały one, jako zjawisko, niemal całkowicie zlekceważone przez muzea etnograficzne, co w przyszłości może się okazać poważną luką w ich zbiorach. Opisuje też "najbardziej niepotrzebną rzecz świata" znalezioną w sklepie typu "wszystko za 5 złotych". To mały puchaty ptaszek w kapeluszu i okularach umieszczony w koszyczku wśród plastikowych grzybów i paprotek. Nie ma żadnego zastosowania, nie nadaje się nawet na ozdobę - jest zbyt mały i zbyt łatwo się przewraca. "Ale jego +niewiadomopocość+ urzekła mnie tak bardzo, że musiałam go kupić" - wspominała Drenda.
Wyroby są często lekceważone, uznawane za śmieci, tymczasem ich wartość na rynku kolekcjonerskim może w niektórych wypadkach zaskakiwać. Jak mówiła Drenda, mody powracają w najrozmaitszych postaciach, a internet jest dla kolekcjonerów wielkim ułatwieniem. Rzecz porażająca nas swoją brzydotą i nieprzydatnością może się okazać dla kogoś niezwykle cenna.
Olga Drenda, pisarka, antropolożka, etnolożka i tłumaczka otrzymała niedawno za "Wyroby" nominację do Paszportu Polityki: "za kontynuację wspaniałej antropologicznej przygody rozpoczętej w +Duchologii polskiej+, za opowieść o - często zawstydzającej ich samych - miłości Polaków do +samoróbek, amatorki, bibelotów i badziewia+, za napisanie książki-lustra, w którym przeglądać się mogą gusta nas wszystkich". "Wyroby" ukazały się nakładem wydawnictwa Karakter. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ je/