Pan T. jest symbolem niepodległości emocjonalnej i artystycznej, człowiekiem gotowym na bierny opór. Taka postać jest warta nie tylko filmowej uwagi – mówi Marcin Krzyształowicz. Jego groteskowo-kafkowska opowieść o wolnym duchu w systemie zniewolenia uczestniczy w Konkursie Głównym 44. FPFF w Gdyni.
"Pan T." to historia osadzona w Warszawie z początku lat 50. XX w. Jej tytułowym bohaterem jest uznany pisarz (w tej roli Paweł Wilczak), który mieszka w hotelu dla literatów i zarabia na życie, udzielając korepetycji. Jedną z jego uczennic jest maturzystka, z którą łączy go romans. Pewnego dnia sąsiadem pisarza zostaje pochodzący z prowincji chłopak, który chciałby zostać dziennikarzem. Pan T. staje się dla niego mistrzem. Tymczasem władze zaczynają podejrzewać pisarza o plan wysadzenia w powietrze Pałacu Kultury i Nauki, a Urząd Bezpieczeństwa zaczyna go śledzić.
Podczas konferencji po pokazie prasowym filmu reżyser i współscenarzysta Marcin Krzyształowicz podkreślił, że "Pan T." już na starcie nie miał być filmem biograficznym o Leopoldzie Tyrmandzie. "Nie chcę robić takiego kina. Uważam, że to wielkie ryzyko w każdych warunkach, w każdej szerokości geograficznej. Reżyserzy, którzy podejmują się takich wyzwań, są skazani na pewną sekwencję wydarzeń, które już zaistniały i przywiązanie do tych faktów, szacunek do realu powoduje, że podcinają sobie skrzydła. Dlatego trzymam się z daleka od pokus biograficznych. Gdyby mi ktoś stworzył idealne warunki do zrobienia filmu o Pileckim, to bym się nie podjął, bo to nie dla mnie materiał. Tu akurat sytuacja była taka, że ja od razu zgłosiłem wątpliwości" – zaznaczył.
Dodał, że w obecnie zrealizowanie filmu o Tyrmandzie "jest praktycznie niemożliwe". "Wchodzi się tym samym w bezpośrednią kolizję z jego synem, który ma skłonność do kasowania inicjatyw, projektów. Nasi koledzy potknęli się. Często angażowali ogromne siły, żeby coś wyszło i po trzech, czterech latach musieli się poddać" – wyjaśnił.
Według Krzyształowicza, scenariusz, który napisał razem z Andrzejem Gołdą opisuje świat "tyrmandowski, ale oparty na reinterpretacji tej postaci i stowarzyszonych z nim ludzi". "Stworzyliśmy everymana. Pan T. to nie jest pan Tyrmand, pan Twardowski, Towarnicki i to też nie pan Tadeusz. To Pan Talent - jest symbolem niepodległości emocjonalnej i artystycznej, człowiekiem gotowym na bierny opór mimo posiadanych ogromnych walorów. Jest człowiekiem, który nie wchodzi w komitywę z systemem. Uważam, że taka postać jest warta nie tylko filmowej uwagi. My za dużo czasu poświęcamy na bohaterów romantycznych, działających, z krwi i kości, którzy podejmują jakieś zmagania" – ocenił.
Reżyser zwrócił uwagę, że główny bohater wyobraża sobie świat, w którym postaci noszą maski stanowiące „symbol sztuczności, obcości, inności". "Są symbolem tajemnicy i towarzyszą naszemu bohaterowi nie tylko wtedy, kiedy imaginuje, tworzy, ale także w warstwie realnej. Przecież nasz bohater jest otwarty na to, co przynosi rzeczywistość. Rzeczywistość go stymuluje, on z niej korzysta. Jego frustracja przekłada się na proces tworzenia i to, co on tworzy, świat jego wyobraźni jest w związku z tym, co na zewnątrz, co go otacza. A przecież wiemy, że w tym mieście są dziwni kurierzy, którzy noszą pudła z napisem +lalki dla dorosłych+. Powstaje zagadkowa figura" – powiedział.
Krzyształowicz podkreślił, że interesują go przede wszystkim "bohaterowie schowani do środka, którzy mają w sobie energię uśpioną". "Dlatego szukam aktorów, którzy mają pewien rodzaj intymności do zaoferowania, tajemnicy, którą trzeba odkryć. Paweł Wilczak jest dla mnie aktorem ukrytego oblicza. Znamy wariant oficjalny, ale jest jeszcze ten podskórny Paweł (…). Jak bazujemy na tym, co ukryte, mamy szansę powiedzieć coś, co jest interesujące, co wychodzi z banału i jest czasem na tyle intensywne w przekazie, że wywołuje jakąś emocję u ludzi. To jest rzadkie, bo w ogóle rzadko emocja jest dzisiaj w filmie" – zwrócił uwagę.
Wspominając pracę nad rolą Pana T., Paweł Wilczak przyznał, że chciał uwolnić się od swojego przeszłego zawodowego życia. "Uznaję zasadę, że mniej znaczy więcej i im jestem starszy tym bardziej wydaje mi się - być może troszkę arogancko i nie mam legitymizacji, żeby o tym mówić póki co – że aktorstwo jest tylko w oku. Bo oczywiście, mógłbym robić sztuczki, stać na rękach i podbijać bosymi stopami piłkę. Tylko po co? Zarejestrowana myśl, która wychodzi okiem, jest fajniejsza" – stwierdził.
W obsadzie filmu znaleźli się również m.in. Sebastian Stankiewicz, Maria Sobocińska, Wojciech Mecwaldowski, Jacek Braciak i Jerzy Bończak. W rolach epizodycznych zobaczymy Jacka Fedorowicza, Leszka Balcerowicza oraz zmarłego w grudniu 2018 r. Kazimierza Kutza. Premiera kinowa planowana jest na 25 grudnia.
"Pan T." jest jednym z kilkunastu filmów prezentowanych w Gdyni w Konkursie Głównym. Oprócz filmu Krzyształowicza o najważniejsze nagrody festiwalu - Złote i Srebrne Lwy - ubiegają się m.in. „Ikar. Legenda Mietka Kosza” Macieja Pieprzycy, "Boże Ciało" Jana Komasy, "Obywatel Jones" Agnieszki Holland, "Piłsudski" Michała Rosy, "Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego, "Słodki koniec dnia" Jacka Borcucha, "Supernova" Bartosza Kruhlika oraz "Ukryta gra" Łukasza Kośmickiego.
Najlepsze tytuły wyłoni jury w składzie: reżyser teatralny, filmowy i telewizyjny Maciej Wojtyszko (przewodniczący), scenografka Ewa Braun, producent Piotr Dzięcioł, aktorka Bożena Dykiel, montażysta Paweł Laskowski, scenarzystka i producentka Ilona Łepkowska, reżyserka Maria Sadowska, reżyser dźwięku Nikodem Wołk-Łaniewski oraz autor zdjęć filmowych i reżyser Jerzy Zieliński.
Laureatów poznamy podczas gali zamknięcia festiwalu, która odbędzie się w sobotę wieczorem w Teatrze Muzycznym w Gdyni. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/