Organizatorzy 12. Konkursu „Książka Historyczna Roku” poinformowali w czwartek na swojej stronie internetowej o wycofaniu z rywalizacji o nagrodę im. Oskara Haleckiego książki Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”. Jak ocenia w rozmowie z PAP autor publikacji, to zamach na wolność słowa i debaty publicznej w Polsce.
W imieniu organizatorów 12. Konkursu "Książka Historyczna Roku" o nagrodę im. Oskara Haleckiego - Telewizji Polskiej S.A., Polskiego Radia S.A. i Narodowego Centrum Kultury - wyjaśniono na stronie, że "decyzja (o wycofaniu książki - PAP) jest zgodna z §7 pkt. 3 regulaminu Konkursu".
Paragraf 7 pkt. 3 regulaminu Konkursu brzmi: "Organizatorzy mogą odmówić przyjęcia książek lub wycofać je z Konkursu, jeżeli zostaną zidentyfikowane uchybienia wobec niniejszego Regulaminu".
W czwartek na swoim koncie na Twitterze o wycofaniu książki z konkursu poinformował także Piotr Zychowicz. "Szanowni Państwo, doszło do niebywałego skandalu. Mój +Wołyń zdradzony+ został usunięty z konkursu Książka Historyczna Roku! Bez wiedzy jury. Wbrew prawu" - napisał. "Prowadziłem w głosowaniu Czytelników. Wszyscy zostaliśmy oszukani. Posunięto się do obrzydliwych metod, żebym tylko nie wygrał" - ocenił Zychowicz decyzję organizatorów konkursu.
W proteście przeciwko tej decyzji historyk dr hab. Sławomir Cenckiewicz poinformował, że rezygnuje z prac w jury konkursu; natomiast przewodniczący jury historyk prof. Antoni Dudek w rozmowie z PAP wyraził ubolewanie z powodu decyzji organizatorów. Z kolei w Narodowym Centrum Kultury PAP dowiedziała się, że organizatorzy, którzy wycofali publikację Zychowicza, wydadzą wkrótce oświadczenie w tej sprawie.
"To, co się wydarzyło jest nieprawdopodobnym skandalem i bez precedensu. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. To zamach na zwykłą ludzką przyzwoitość - nie tylko na mnie i na moją książkę, ale przede wszystkim na wolność słowa w Polsce i wolność debaty publicznej" - powiedział PAP Zychowicz. "Oszukano nie tylko mnie, ale oszukano również mnóstwo internautów, którzy na mnie głosowali, ponieważ konkurs miał formę głosowania internetowego" - podkreślił.
"Z informacji docierających do mnie wynika, że w TVP zebrał się jakiś rodzaj sądu kapturowego, który podjął taką decyzję, że za wszelką cenę i wszelkimi metodami należy powstrzymać mnie przed zwycięstwem w tym konkursie. I czekano do momentu, kiedy jasne stało się to, że mam przewagę w głosowaniu internautów, że ludziom się moja książka tak bardzo podoba, że moja pozycja już jest niezagrożona. I dopiero wówczas, używając mafijnej zakulisowej intrygi, bez wiedzy jury, którego nie poinformowano o tym, wycofano tę książkę z naruszeniem wszystkich zasad ludzkiej przyzwoitości" - powiedział PAP Zychowicz.
"To żałosne działanie ze strony tych ludzi, którzy - jak się dowiedziałem - uznali moją książkę za sprzeczną z polską racją stanu pojmowaną w sposób jakiejś kuriozalnej politycznej poprawności" - dodał autor "Wołynia zdradzonego", zaznaczając, że przeciwnikom jego publikacji brakuje argumentów merytorycznych i dlatego "muszą się posuwać do zwykłych świństw". "To jest działalność w stylu PRL-u" - podkreślił Zychowicz.
Dodał też, że głosy oburzenia docierają do niego ze strony czytelników, w tym osób, które przeżyły zbrodnię wołyńską.
Na Twitterze Cenckiewicz poinformował w czwartek o rezygnacji z pracy w jury konkursu. "Oszukano@ipngovpl, no i mnie - odchodzę z jury Nagrody Książka Historyczna Roku" - napisał. "Pamiętajcie ani ja, ani IPN i część członków jury w tej hucpie udziału nie brała!" - podkreślił, zapowiadając, że dziś jeszcze opisze "kulisy tej akcji". "Przecież z konkursu może wycofać książkę jury, gdyż to jury ją do konkursu dopuściło!" - wyjaśnił.
W swojej najnowszej książce "Wołyń zdradzony" Piotr Zychowicz postawił tezę, że dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę okrutnych zbrodni Ukraińskiej Powstańczej Armii. Książka, opublikowana przez Dom Wydawniczy "Rebis", 2 lipca br. trafiła do księgarń.
11 lipca br. minęło 76 lat od kulminacji zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, w wyniku której ukraińscy nacjonaliści - w latach 1943-45 - zamordowali na Wołyniu i we wschodniej Galicji ok. 100 tysięcy Polaków - mężczyzn, kobiet i dzieci.
"Ludobójstwa na Polakach dokonały kiepsko wyszkolone oddziały partyzanckie UPA i luźne watahy chłopów uzbrojone w widły, siekiery, cepy i inne tego typu prymitywne narzędzia rolnicze. I w 1943 roku przez kilka dobrych miesięcy całkowicie bezkarnie, bardzo okrutnie i na masową skalę wyrzynali oni Polaków. A jednocześnie od wielu lat karmi się nas opowieściami o tym, że Polskie Państwo Podziemne i jej zbrojne ramię Armia Krajowa były największe i najpotężniejsze w całej okupowanej Europie. Pojawia się zatem pytanie: jak to było możliwe? Gdzie wtedy była potęga polskiego podziemia, dlaczego tych ludzi nie wzięto w obronę? Odpowiedź, którą czytelnicy znajdą w mojej książce, jest tragiczna i po prostu rozdzierająca serce każdego człowieka mającego wrażliwość i empatię wobec ofiar" - mówił w wywiadzie dla PAP Zychowicz.
W swojej najnowszej, liczącej ponad 450 stron publikacji autor opisuje nie tylko genezę zbrodni, pierwsze jej sygnały, które trafiały do dowództwa AK i były przez nie lekceważone oraz przebieg krwawych mordów UPA, ale także przytacza i załącza liczne relacje i dokumenty polskiego podziemia. Wskazując na propagandę sukcesu dotyczącą brawurowych akcji Polskiego Państwa Podziemnego zauważa, że "nikt nie kwapi się do zadania podstawowych pytań", jak dodaje, pytań niewygodnych i niepoprawnych politycznie. Pierwszym z nich, otwierającym książkę, jest dramatyczne pytanie bohaterki filmu "Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego": "Co to za podziemna armia, która chce walczyć z Niemcami, a nie jest w stanie ochronić kobiet i dzieci przed bandami uzbrojonymi w widły?".
Mottem książki jest fragment meldunku lwowskiego podziemia: "Polskie władze tylko wtedy interesują się mordowaniem Polaków, jeśli mordercami są Niemcy".
W rozmowie z PAP Zychowicz przypomniał, że dowództwo Armii Krajowej zlekceważyło banderowskie zagrożenie, ponieważ wszystkie wysiłki skoncentrowano na szykowaniu przyszłego powstania. Dowódcy Armii Krajowej nie chcieli walczyć z UPA, by nie "trwonić" sił potrzebnych do walki z Niemcami.
"Polskie Państwo Podziemne miało inne priorytety. Krótko mówiąc, priorytetem Armii Krajowej było szykowanie się do przyszłego powstania powszechnego - do akcji +Burza+. Uważano po prostu, że to jest najważniejsze i stąd wynikała ta bierna postawa AK na Wołyniu, ale najgorsze jest to, że od końca 1942 roku napływały ostrzeżenia, a później już, w 1943 roku, dramatyczne prośby o ratunek od Wołyniaków. Niestety, zignorowano nie tylko ostrzeżenia, ale również informacje o pierwszych zbrodniach" - powiedział Zychowicz, dodając, że dowódcy AK początkowo sądzili, że z banderowcami uda się dojść do porozumienia, natomiast ich interwencja, do której w końcu doszło, ale już po tragicznej kulminacji zbrodni z 11 lipca 1943 r., była mocno spóźniona.
"Moja książka nie jest oskarżeniem żołnierzy Armii Krajowej, lecz jest wymierzona w ich dowódców - oficerów od stopnia pułkownika w górę, którzy podejmowali takie, a nie inne decyzje w Komendzie Głównej Armii Krajowej" - podkreślił Zychowicz.
autorzy: Norbert Nowotnik, Grzegorz Janikowski
nno/ gj/ wj/