"Więcej we mnie próżności niż ambicji" – mówił o sobie Konstanty Kot Jeleński, intelektualista, krytyk literacki, człowiek wielkiego literackiego talentu, który nie napisał żadnej książki. Kot był przyjacielem artystów i artystą życia - pisze Anna Arno w opublikowanej właśnie biografii Jeleńskiego.
"Artysta bez damoklesowego miecza ambicji" - mówił o Kocie Wojciech Karpiński, martwiąc się, że przyjaciel zakopuje swoje liczne talenty, przede wszystkim literacki, ewidentny dla czytelników esejów Kota. Jeleńskiego nie męczyła jednak gorączka twórczej produkcji, strach przed brakiem inspiracji ani konieczność regularnych publikacji i nie był z tego powodu nieszczęśliwy. Planował kilka książek, ale żadnej ostatecznie nie dokończył. Był natomiast opiekunem cudzych dzieł - zwłaszcza Witolda Gombrowicza. W zebranych przez Annę Arno wspomnieniach o Jeleńskim wszyscy nazywają go "pięknym mężczyzną", mówią o jego niezwykłym uroku, wdzięku, lekkości w rozmowie.
"Byłem może (w przypadkowym porządku): liberałem, synem, humanistą, czytelnikiem, sumiennym urzędnikiem, Polakiem, przyjacielem, kochankiem, pederastą itd." – tak sam Jeleński opisywał samego siebie w liście do Józefa Czapskiego. Renata Gorczyńska wspomina Kota w oksymoronach: "był on uważny i roztrzepany, troskliwy i arogancki, bezbożny i nabożny. Był liberałem i reakcjonistą, kombatantem i pacyfistą, szydercą i kolanopokłonnym. I to nie raz jednym, a raz drugim, lecz tym wszystkim jednocześnie".
Kot Jeleński, urodzony w Warszawie w 1922 r., pokoleniowo należał do pokolenia Kolumbów, w liceum Batorego był kolegą z klasy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Batory był jednak jedna z wielu szkół, do których uczęszczał Jeleński, który już wiedeńskim przedszkolu bawił się z dziećmi najbardziej elitarnych rodów europejskiej arystokracji. Zmieniał szkoły, jeżdżąc po Europie za rodzicami na kolejnych placówkach dyplomatycznych.
Miał 14 lat, gdy dowiedział się, że jego biologicznym ojcem jest włoski arystokrata i polityk Carlo Sforza, nie zmieniło to jednak jego miłości do męża matki. Starszy Jeleński był uroczym człowiekiem złamanym przez alkoholizm. Kot bardzo wcześnie wszedł w role opiekuna rodziców i od 18. roku życia dbał o ich finansowe zabezpieczenie. Przejęcie odpowiedzialności za rodziców zbiegło się z wyjazdem całej rodziny z okupowanej Polski.
Jeleński zaciągnął się do wojska. Walczył z Niemcami w obronie Francji w 1940 roku, po klęsce znalazł się w Wielkiej Brytanii, gdzie służbę w wojsku polskim łączył ze studiami na uniwersytetach Saint-Andrews i Oxford. Do Francji wrócił w czerwcu 1944 roku jako żołnierz polskiej Pierwszej Dywizji Pancernej gen. Maczka, której szlak bojowy wiódł od Normandii do Belgii i Holandii. Został odznaczony licznymi orderami wojskowymi.
W 1950 r. Józef Czapski zwerbował go do "Kultury" i wynegocjował z Amerykanami, aby zatrudnili Jeleńskiego w Kongresie Wolności Kultury jako reprezentanta Maisons-Laffitte. Jeleński pełnił tam funkcję kierownika sekcji wschodnio-europejskiej, pracował też w redakcji miesięcznika "Preuves". Z upływem lat coraz bardziej oddalał się od linii "Kultury", zbliżał się do antytotalitarnej lewicy, był też zafascynowany Majem '68 i młodzieżową kontestacją.
"Był nazbyt kosmopolityczny. (…) Nie był emigrantem, a myśmy byli emigrantami" – opowiadał Giedroyc w "Autobiografii na cztery ręce". Oficjalnie Jeleński utrzymywał, że status uchodźcy zachował z rozmysłem. Anna Arno pisze jednak, że nie był to romantyczny wybór, a Kot starał się bezskutecznie o paszporty brytyjski, włoski, a w końcu francuski. Kosmopolak - tak nazywali go przyjaciele, którym imponowała wielojęzyczność Jeleńskiego i jego ustosunkowanych znajomych. On sam twierdził, że literacko odnajduje się tylko w polszczyźnie.
Ważną postacią w życiu Kota był Gombrowicz, "Ferdydurke" uważał za kluczową lekturę swojej młodości, choć był młodszy o pokolenie, rozpoznawał w świecie Gombrowicza własne doświadczenia i stosunek do polskiej tradycji – tyleż sentymentalny co krytyczny. To Jeleński załatwiał i redagował tłumaczenia kolejnych dzieł Gombrowicza na Zachodzie, to on tłumaczył, chodził od wydawcy do wydawcy z tekstem "Ferdydurke", nie poddając się po kolejnych odmowach, to on pisał przedmowy do zachodnich wydań, załatwiał formalności, dbał o honoraria.
Gombrowicz przyznawał: "Wszystkie wydania moich dzieł w obcych językach powinny być opatrzone pieczątką +dzięki Jeleńskiemu+", nie dodając, że tylko Jeleński miał tak ugruntowane poczucie własnej wartości, że był w stanie znieść bliską współpracę z Gombrowiczem. W stosunku do niego ujawniała się ta sama cecha Kota co w związku z malarką Leonor Fini – pogodzenie z faktem, że artysta z natury jest skupionym na sobie egoistą. Kot przechodził do porządku dziennego nad irracjonalnymi wybuchami, spektaklami samouwielbienia, lekceważeniem podejmowanych wysiłków. Nie czuł się dotknięty, uważał, że artysta ma powinności wyłącznie wobec swego dzieła. To czyniło go idealnym przyjacielem artystów, co odczuli Czesław Miłosz, Józef Czapski, Jan Lebenstein.
Jedną z najważniejszych postaci jego życia była matka, uznana piękność, silna osobowość, z zasady nie akceptująca wyborów miłosnych syna. Po serii krótkich homoseksualnych romansów Kot w wieku 26 lat zakochał się w Bernardzie Minorecie. Uczucie rozwiało się po roku, ale był to pierwszy przedstawiony matce partner, a potem jak się okazać miało „jedyny człowiek, który doprowadził go do łez". Kot „homoseksualizm rozumiał jako zatrzymanie się w niedojrzałości"– uważa Anna Arno. Może dlatego tak łatwo podporządkował się o 14 lat starszej malarce Leonor Fini.
Mieszkająca w Paryżu argentyńska artystka pojawiła się w życiu Kota na początku 1952 r., ułożyli sobie razem życie w trójkącie z włoskim arystokratą i malarzem Stanislavo Leprim, mieszkając w Rzymie, Paryżu, posiadłości nad Sekwaną. Od wczesnych lat 50. spędzali letnie miesiące na Korsyce w wynajętym zrujnowanym klasztorze na skałach nad morzem, w 1972 r. kupili z Leonor dom w Saint-Dyé nad Loarą.
Ich paryskie mieszkanie przy rue de La Vrilliere 8 było często odwiedzane przez pisarzy i artystów z kręgu polskiej emigracji, a także przyjeżdżających z kraju intelektualistów. Syn dyplomaty, sam był znakomitym, choć nieoficjalnym ambasadorem kultury polskiej w Paryżu i w świecie. "Był odźwiernym. Otwierał drzwi, łączył ludzi i odsuwał się w cień" - mówił Mirosław Chojecki, wspominając rolę, jaką Jeleński pełnił wobec przybywających do Paryża rodaków.
Dwa lata przed śmiercią pełen niepokoju powiedział Ricie Gombrowicz: "Wiesz, Rito, jest teraz taka choroba, utrata odporności". "Nie zrozumiałam, nie wiedziałam, dlaczego o tym mówi. Wtedy w mediach dopiero zaczynało się mówić o AIDS. To było chyba jeszcze przed śmiercią Foucault. Myślę, że Kot bardzo się bał, że jest chory" – wspomina żona Witolda. Kot zmarł, mając 65 lat w 1987 roku w Paryżu na guza mózgu będącego konsekwencją AIDS.
Książka Anny Arno „Kot. Opowieść o Konstantym A. Jeleńskim" ukazała się nakładem wydawnictwa Iskry. (PAP)
autorka: Agata Szwedowicz
aszw/ wj/