Piosenki Ireny Jarockiej przetrwały próbę czasu. Nadal są chętnie słuchane i śpiewane zarówno przez starszych, jak i młodszych. Często są to wykonania różniące się od pierwowzoru, nieraz bardzo współczesne - powiedziała PAP.PL Mariola Pryzwan, autorka książki "Irena Jarocka o sobie", która ma dziś premierę.
PAP.PL: Irena Jarocka pochodziła z ubogiej rodziny, ale mimo trudnej sytuacji - czy może dzięki niej - udało jej się zrobić wielką karierę.
Mariola Pryzwan: Irena Jarocka nie miała łatwego dzieciństwa. Pochodziła z biednej rodziny, w której przez większość lat pracował tylko ojciec. Matka była ciężko chora. Irena jako najstarsza z rodzeństwa (miała trzech braci) im matkowała. Jaroccy byli religijną rodziną. Wiara w Boga była dla Ireny bardzo istotna przez całe życie. Bieda i trudne warunki bytowe nauczyły ją pokonywania przeciwności losu i radzenia sobie w różnych sytuacjach. Nauczyły też wytrwałości, pokory, pracowitości i skromności.
Irena od dziecka była nieśmiała, miała wiele kompleksów. W późniejszych latach zastanawiała się, jak to się stało, że pokonała swoje słabości i osiągnęła w życiu tak wiele.
PAP.PL: Talent muzyczny Ireny odkryła matka. Marzyła, by córka została piosenkarką.
M.P.: To ona inspirowała córkę i zachęcała do nauki śpiewu. Zapisała ją do chóru przy katedrze oliwskiej w Gdańsku. Zaprowadziła do profesor Haliny Mickiewiczówny – znanej na Wybrzeżu śpiewaczki – z prośbą, by przesłuchała Irenkę. I tak Irena Jarocka trafiła do Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej. Potem, również za namową mamy, zdała do Studia Piosenki przy Polskim Radiu w Gdańsku. Wanda Jarocka, która sama pięknie śpiewała, marzyła o tym, żeby córka została piosenkarką. Irena była szczęśliwa, że mogła spełnić to marzenie. Uwielbiała matkę. Były najlepszymi przyjaciółkami.
PAP.PL: Szybko złapała bakcyla sceny.
M.P.: Scena fascynowała ją od dzieciństwa. Występowała w jasełkach w teatrze amatorskim przy katedrze w Gdańsku-Oliwie. Myślała nawet o aktorstwie, co po części spełniło się w jej dorosłym życiu, gdy zagrała w filmie „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”, a później w teatrze w Waszyngtonie w sztuce Mrożka „Piękny widok”. Katolickie Koło Dramatyczne przy katedrze oliwskiej, potem gdańskie Studio Piosenki i występy w Zespole Estradowym Marynarki Wojennej Flotylla były pierwszymi doświadczeniami scenicznymi Ireny Jarockiej.
PAP.PL: Artystka podkreślała, że karierę zagraniczną może osiągnąć "zaledwie garstka gwiazd" i potrzebne jest "nie tylko szczęście do kompozytorów". Co zdecydowało o tym, że to właśnie Jarockiej udała się ta trudna sztuka?
M.P.: Tu nie ma reguł. Zapewne dużą rolę odegrały znajomość rynku muzycznego producentów płyt, upodobania zagranicznych menedżerów oraz repertuar Ireny Jarockiej. Myślę, że istotny był też urok osobisty piosenkarki, jej wdzięk i uroda. Poza tym była zdolna i pracowita. I jeszcze jedna ważna rzecz, która w tamtych czasach było rzadkością. Irena znała języki obce: francuski, rosyjski, niemiecki, a potem także angielski.
PAP.PL: Artystka trafiła również na plan filmowy "Czterdziestolatka". Czy zabiegała o ponowny występ przed kamerą? Można mówić o niespełnionej ambicji?
M.P.: Zagrała główną rolę obok Andrzeja Kopiczyńskiego we wspomnianym filmie Jerzego Gruzy „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”. Gdy spytałam reżysera, dlaczego wybrał właśnie Irenę Jarocką, odpowiedział mi, że zaproponował rolę najpopularniejszej wówczas w Polsce piosenkarce. To była nie tylko przygoda i udany debiut, ale także ważne doświadczenie zawodowe. Praca na planie i wszystkie wskazówki reżysera, choreografa oraz aktorów, wzbogaciły warsztat Ireny Jarockiej. Od tamtej pory zaczęła poszerzać repertuar o utwory trudniejsze, wymagające głębszej interpretacji, jak np. utwór Brela „Ne me quitte pas” („Nie opuszczaj mnie”). Po udanej roli u Gruzy otrzymała propozycję zagrania polskiej dziennikarki w kryminalnym filmie radzieckim. Niestety terminy zdjęć pokrywały się z jej wcześniejszymi zobowiązaniami. Była piosenkarką i to było ważniejsze niż praca w następnym filmie. Trochę żałowała, że straciła kolejne doświadczenie, ale, jak to ona, stwierdziła, że pewnie tak miało być.
PAP.PL: Jarocka w 1990 r. wyjechała do Stanów Zjednoczonych w związku z karierą męża Michała Sobolewskiego. To musiała być dla niej trudna decyzja.
M.P.: Irena Jarocka miała w życiu dwa priorytety: rodzinę i śpiew. Miała to szczęście, że udało jej się te sprawy łączyć. Szczęśliwe życie prywatne bardzo wpływało na jej pracę. Czuła się spełniona i jako kobieta, i jako artystka. Powtarzała, że wyjazd do Stanów Zjednoczonych za mężem nie był z jej strony poświęceniem. Uważała go za naturalną kolej rzeczy. W Polsce Jarocka robiła karierę, a mąż zajmował się domem i wychowaniem ich córeczki. Kiedy otrzymał świetną pracę w Ameryce, role się odwróciły. On zaczął robić karierę naukową. Irena mówiła, że skoro wybrała rodzinę i chce, aby ona się nie rozpadła, musi zostać w Stanach Zjednoczonych i dostosować się do tamtejszego życia. Nie było to proste i nie przyszło od razu. Dużo na ten temat można przeczytać w książce.
PAP.PL: Piosenkarka podkreślała, że jest pogodzona z przemijaniem i upływem czasu. Gdy zachorowała na glejaka, zaakceptowała chorobę. Jak wyglądały ostatnie miesiące jej życia?
M.P.: Nie ukrywała swego wieku. Nie wstydziła się zmarszczek, wciąż czuła się młodo i miała mnóstwo planów. Mówiła, że żyje tak, jakby życie miało trwać wiecznie. Choroba wykryta w sierpniu 2011 r. zabrała ją pięć miesięcy później, 21 stycznia 2012 r. Operację przeprowadzono w dniu jej 65. urodzin. Irena nie walczyła. Nie chciała nawet operacji. Zgodziła się na nią na prośbę męża. Zaakceptowała swój stan. Pogodziła się z tym, że co ma być, to będzie.
PAP.PL: W tym roku mija dokładnie dziesięć lat od śmierci artystki. Czy młode pokolenie zna jej twórczość?
M.P.: Piosenki Ireny Jarockiej przetrwały próbę czasu. Nadal są chętnie słuchane i śpiewane zarówno przez starszych, jak i młodszych. Młode pokolenie nawet zna niektóre teksty. Od kilku lat w Wapnie organizowana jest Ireniada – Regionalny Festiwal Piosenki Polskiej im. Ireny Jarockiej. Od 2021 r. w Gdańsku odbywa się Festiwal Ireny Jarockiej. Młodzi wykonawcy śpiewają piosenki artystki. Często są to wykonania różniące się od pierwowzoru, nieraz bardzo współczesne. Słyszałam o młodych dziewczętach, które poznały i polubiły Jarocką po przeczytaniu książki o niej. A książek ukazało się kilka. Przez cały czas wydawane są także płyty artystki. Irena Jarocka ma park swego imienia w Warszawie na Białołęce i skwer w Gdańsku-Oliwie – dwóch miastach, które najbardziej kochała. Są pomniki piosenkarki w Gdańsku, Bydgoszczy i Międzyzdrojach. O to, by pamięć o artystce wciąż żyła, dba Fundacja Ireny Jarockiej, której prezesem jest mąż piosenkarki, Michał Sobolewski. (PAP)
Rozmawiała Klaudia Grzywacz
kgr/ js/ skp/