W połowie stawki brakuje murowanych faworytów do Złotej Palmy. Wśród filmów, które zbierają wysokie oceny są „Anatomy of a Fall” Justine Triet i „The Zone of Interest” Jonathana Glazera. Nie brakuje głosów, że wygrałby bezapelacyjnie Martin Scorsese, jednak jego „Killers of The Flower Moon” pokazano poza konkursem.
Półmetek festiwalu to za wcześnie, by odgadnąć, w czyje ręce trafi Złota Palma. Można natomiast mówić o entuzjazmie i rozczarowaniach, jakie wywołały pokazane już produkcje. Do pierwszej grupy zalicza się "Anatomy of a Fall" Justine Triet, który - w tej chwili - prowadzi w rankingu Screen Daily z łączną oceną 3,1. Twórczyni "Sybilli" przywiozła do Cannes wciągającą opowieść o kobiecie, która zostaje oskarżona o zabójstwo męża. "Konkurs główny w Cannes wraca na właściwe tory. Czwarty pełnometrażowy film Justine Triet musi naciskać właściwe przyciski, jeśli takie istnieją. Niezwykły scenariusz, doskonali aktorzy, dobrze strzeżona tajemnica, podwójne dno i trująca atmosfera. Tak, to wszystko w nim odnajdziemy, ale jest tam również coś więcej" – obwieściła Clarisse Fabre (Le Monde).
Zaraz za "Anatomy of a Fall" w festiwalowym rankingu plasuje się "May December" Todda Haynesa – rzecz o aktorce (granej przez Natalie Portman) przygotowującej się roli w filmie biograficznym o dojrzałej kobiecie (Julianne Moore), która przed laty wywołała skandal, nawiązując romans z nastolatkiem. Haynes przekonał recenzentów dopracowaną wizją dzieła i trafnym humorem. "Natalie Portman jest genialna w roli subtelnie jadowitej aktorki. Ta kreacja jest jej udanym powrotem do gatunku dramatu po kilku latach spędzonych bliżej galaktyki Marvela. Todd Haynes, wierny swojej estetyce, zaoferował również zachwycającą partyturę swojej ulubionej aktorce Julianne Moore. Pomiędzy tymi dwiema artystkami umieścił Charlesa Meltona, znanego z drugoplanowej roli seksownego bad boya w serialu Netflix +Riverdale+" – oceniła Valentine Servant-Ulgu na łamach Vanity Fair.
Wysokie oceny zbiera również polsko-brytyjska koprodukcja "The Zone of Interest" Jonathana Glazera. To luźno nawiązująca do wojennej powieści romantycznej "Strefa Interesów" Martina Amisa opowieść o życiu komendanta KL Auschwitz Rudolfa Hossa i jego rodziny w willi położonej za murem obozu. Zdjęcia do filmu zrealizował Łukasz Żal. Polską producentką obrazu jest Ewa Puszczyńska. Zdaniem Owena Gleibermana (Variety) efektem współpracy jest dzieło "mrożące krew w żyłach, głębokie, medytacyjne i angażujące". "To obraz, który wystawia ciemną stronę ludzkości na światło dzienne i bada ją pod mikroskopem. Film w pewnym sensie gra na naszej ciekawości, by zobaczyć to, co niewidzialne. Ale robi to z zaskakującą oryginalnością" – stwierdził.
Jednak uczucia, jakie wzbudziły konkursowe tytuły, to nic w porównaniu z przyjęciem filmu Martina Scorsese "Killers of the Flower Moon", którego światowa premiera zakończyła się dziewięciominutową owacją na stojąco. Opartą na książce non-fiction "Czas krwawego księżyca" Davida Granna historię o serii morderstw popełnionych w latach 20. XX wieku w Oklahomie na Indianach z plemienia Osagów okrzyknięto "arcydziełem, na które warto było czekać". "To całkowicie wciągający film, historia, którą Scorsese postrzega jako ukrytą przeszłość amerykańskiej władzy, epidemię przemocy zanieczyszczającą wodę ludzkości" – wspomniał Peter Bradshaw (The Guardian). Recenzenci zwracają też uwagę na porywające występy Lily Gladstone, Roberta De Niro i Leonardo DiCaprio. "Tę utrzymaną w odcieniach sepii sagę o powolnym zatruwaniu samego siebie podtrzymuje najlepszy występ Leonardo DiCaprio w całej jego karierze. Nigdy nie wstydził się grać nędzarzy i szumowin, ale zniuansowana i bezkompromisowa rola bezwolnego Ernesta Burkharta wydobywa z niego nowe cuda" – podkreślił David Ehrlich (IndieWire). Nie brakuje również głosów, że gdyby Scorsese zdecydował się wystartować ze swoim filmem w konkursie głównym, miałby w kieszeni Złotą Palmę. Ale przecież mistrzowi nie jest ona do niczego potrzebna.
Dla wielu widzów zawodem okazał się inny pozakonkursowy tytuł – "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" Jamesa Mangolda, którego producentami wykonawczymi są Steven Spielberg i George Lucas. W nowej części przygód nieustraszonego archeologa bohater – grany przez Harrisona Forda – staje do walki z byłym nazistą pracującym dla NASA Jurgenem Vollerem. W obsadzie znaleźli się też m.in. Antonio Banderas, Phoebe Waller-Bridge i Mads Mikkelsen. Jak zauważył Ehrlich (IndieWire), w filmie Mangolda "nie chodzi o dodanie nowych warstw do legendy Indiany, ale o dopracowanie tych, które już posiadał", jednak "przywrócenie pełnej wartości filmowej ikonie - zanim na dobre odjedzie w stronę zachodzącego słońca - jest problematyczne". "+Indiana Jones i artefakt przeznaczenia+ to nie tylko niemal kompletna strata czasu, ale też oklepane przypomnienie, że niektóre relikty lepiej zostawić tam, gdzie ich miejsce" – podsumował.
Publiczność podzieliła również "Kochanica króla" Maiwenn, która we wtorek 16 maja zainaugurowała festiwal. Opowieść o życiu kurtyzany Jeanne du Barry na dworze króla Ludwika XV - z reżyserką i Johnnym Deppem w rolach głównych – najbardziej przypadła do gustu wielbicielom pięknych obrazów. Maiwenn zadbała o detale, nawiązując współpracę z domem mody Chanel, który wypożyczył jej imponujące kreacje i biżuterię. Jednak scenariusz, współtworzony z Teddym Lussi-Modestem, nie dotrzymał kroku całej otoczce. Sformułowaniem, które przewija się w wielu recenzjach tego filmu jest "projekt próżności". "Nie jest to najgorszy film, jaki można zobaczyć w ciągu całego roku. Ale robi niewiele i mówi o wszystkim jeszcze mniej" – stwierdził David Mouriquand (Euro News Culture). Reżyserka zapewniła jednak, że nie przejmuje się tym, co dziennikarze piszą na temat jej pracy. "Film trafił do francuskich kin. Świetnie sobie radzi. To wielki sukces i jestem naprawdę szczęśliwa" – skomentowała w ubiegłym tygodniu.
W najbliższych dniach emocji na pewno nie zabraknie. Również konkursowy ranking może zostać wywrócony do góry nogami. Wciąż przed nami są premiery eksplorującego piękno codzienności "Perfect Days" Wima Wendersa, zaangażowanego społecznie "The Old Oak" Kena Loacha oraz "Asteroid City" Wesa Andersona, w którym na ekranie zobaczymy Tildę Swinton, Edwarda Nortona, Toma Hanksa i Willema Dafoe. Laureata Złotej Palmy poznamy w sobotę. Wyłoni go jury w składzie: szwedzki reżyser, scenarzysta i aktor Ruben Ostlund (przewodniczący), francuska reżyserka i scenarzystka Julia Ducournau, argentyński reżyser i scenarzysta Damián Szifron, afgańsko-francuski reżyser i scenarzysta Atiq Rahimi, amerykański aktor, reżyser i scenarzysta Paul Dano, amerykańska aktorka, reżyserka i producentka Brie Larson, zambijski reżyser i scenarzysta Rungano Nyoni, francuski aktor Denis Ménochet oraz marokańska scenarzystka i reżyserka Maryam Touzani. Bezpośrednio po ceremonii publiczność obejrzy animację "Elemental" Petera Sohna, wyprodukowaną przez Walt Disney Pictures i Pixar Animation Studios.
Z Cannes Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/dki/