Opiekujemy się 200 tysiącami zdjęć. Ponad 87 tysięcy już zdigitalizowaliśmy. Stanowią one wizualną encyklopedię powojennej Polski. Analogowa fotografia przetrwa cyfrową ekspansję i AI - powiedziała PAP dr Weronika Kobylińska, wykładowczyni historii fotografii w Szkole Filmowej w Łodzi i prezeska Fundacji Archeologia Fotografii.
Polska Agencja Prasowa: W ubiegłym roku Fundacja Archeologii Fotografii obchodziła 15. urodziny. Jaki jest bilans dotychczasowej działalności?
Dr Weronika Kobylińska: Fundacja działa aktywnie od 2008 r. Nazwa precyzyjnie definiuje krąg naszych zainteresowań - koncentrujemy się na historii fotografii XX w. w Polsce, badamy obiekty, dbamy o nie i edukujemy. Naszym zadaniem jest szeroko rozumiana ochrona fotograficznego dziedzictwo przed zniszczeniem i zapomnieniem.
Opiekujemy się ponad 200 tysiącami zdjęć, z czego już ponad 87 tysięcy zdigitalizowaliśmy. Są to nie tylko odbitki, ale też negatywy, slajdy, makiety publikacji, albumy fotograficzne. To spuścizna po dwudziestu wybitnych polskich fotografikach. Wśród nich są m.in. Janusz Bąkowski, Zbigniew Dłubak, Zofia Chomętowska, Maria Chrząszczowa, Danuta Rago i Wojciech Zamecznik. Zwykle są to depozyty od rodzin artystów, czasem – donacje od osób prywatnych. Jesteśmy kustoszami zróżnicowanych kolekcji polskiej fotografii – uwzględniających zdjęcia portretowe, reportażowe, inscenizowane i artystyczne, które nie mogły – z różnych względów - znaleźć się w muzeach. Wielkie instytucje nie mogą przyjąć tak obszernych zasobów, opiekują się najbardziej reprezentatywnymi dla danej twórczości dziełami. Po 15 latach mamy refleksję, że te 87 384 zdjęć w Wirtualnym Muzeum Fotografii stanowi wizualną encyklopedię powojennej Polski.
PAP: Fotografia jest specyficznym obiektem archiwalnym i nośnikiem. Jakie są wymogi pracy z odbitkami, negatywami czy slajdami?
Dr Weronika Kobylińska: Odbitka fotograficzna uwiecznia obraz zatrzymany w kadrze, ale jednocześnie jest nośnikiem kruchym i wrażliwym na wilgoć, temperaturę i mechaniczne uszkodzenia. Odzwierzęca żelatyna w klasycznej fotografii niestety jest nieuchronnie skazana na postępującą degradację, ale często sami się przyczyniamy się do pogłębienia tego procesu. Spotkaliśmy się z historiami o tym, że osoby nas odwiedzające przechowują zdjęcia w nieodpowiednich warunkach – w drewnianych meblach lub szczelnie zamkniętych, plastikowych opakowaniach – i tu jest pole dla naszej edukacyjnej działalności, chcemy pokazać, jak przechowywać analogowe zdjęcia w ramach cyklu spotkań "Odkurzamy domowe archiwa". Zaczynamy pracę od sklasyfikowania fotografii, ustalenia miejsca jej wykonania i datowania zdjęcia. To ważny etap. Fotograficzka Danuta Rago mówiła, że nieopisane zdjęcie reportażowe traci swoje znaczenie i wymiar. Po etapie "archeologiczno-detektywicznym", następuje digitalizacja zdjęcia. Rocznie digitalizujemy, opisujemy, zamieszczamy w naszej bazie i udostępniamy społeczeństwu kilka tysięcy zdjęć, dlatego niezwykle istotna jest jakość naszej infrastruktury digitalizacyjnej i sprzętu komputerowego. Środki na tego typu kosztowne zakupy uzyskujemy od władz miasta, a także od MKiDN, prywatnych darczyńców, a także sponsorów, których wciąż poszukujemy. Po digitalizacji zwracamy oryginalne artefakty spadkobiercom. Misja jest wypełniona, gdy opisane zdjęcie za naszym pośrednictwem trafia do szerokiego kręgu odbiorców - badaczy, historyków, archiwistów i ogólnie - do internautów. Dlatego pojawił się pomysł, by wykorzystać fotografie w naszych projektach edukacyjnych.
PAP: Fundacja Archeologii Fotografii to także działania edukacyjne...
Dr Weronika Kobylińska: Gdy 16 lat temu Fundacja rozpoczynała działalność, większość społeczeństwa znała dobrze analogową fotografię. Dziś obserwujemy, że rośnie pokolenie, które praktycznie nie ma takiego doświadczenia. Ci młodzi ludzie stykają się z tradycyjnymi zdjęciami swoich rodziców, krewnych czy dziadków i okazuje się, że nie wiedzą, co z tym mają właściwie zrobić. Dlatego zależy nam, by przybliżyć dobre praktyki, wyjaśnić, jak prawidłowo przechowywać negatywy, odbitki czy slajdy. Pragniemy pokazywać także, jak zapobiec degradacji odbitki, jak uchronić ją przed dalszym przechowywaniem w złych warunkach. Niejednokrotnie to dość proste, praktyczne kroki, które pomagają uniknąć prawdopodobieństwa wdarcia się i rozwoju mikroorganizmów. Niewiele osób wie, że znajdujące się w pobliżu zdjęć zmienne temperatury kaloryfera w sezonie jesiennym, spowodują nieodwracalną destrukcję zdjęć. Nasza misja polega na pokazywaniu, jak zadbać o dziedzictwo fotograficzne w naszych archiwach prywatnych lub społecznych. Zapraszamy do nas na konsultacje, porad udzielamy także przez telefon lub drogą mailową.
PAP: W bazie Fundacji są dzieła najwybitniejszych polskich twórców fotografii.
Dr Weronika Kobylińska: Z pewnością Dłubak, Bąkowski czy Zamecznik do nich należą. Są u nas jednak także unikatowe zbiory, które są obecnie nieco zapomniane i dlatego chcemy przypominać twórczość wszystkich związanych z nami postaci. Posiadamy wiele zdjęć z pogranicza fotografii i teatru, zdjęcia dokumentujące działania w plenerze, sztukę konceptualną i świat performance.
Antoni Zdebiak był fotoreporterem prasowym i projektował okładki płyt, fotografował Budkę Suflera, Urszulę i Republikę podczas koncertów. Jego zdjęcia trafiały na okładki albumów "Czas Czekania, Czas Olśnienia" Budki Suflera czy "I-Ching" grupy Morawski - Waglewski - Nowicki - Hołdys. Wcześniej współpracował z lubelskim eksperymentalnym Teatrem Wizji i Ruchu Jerzego Leszczyńskiego. Dlatego też część jego prac wpisuje się w nurt performance, w którym fotograf był reżyserem i jednocześnie – choreografem.
Nazwa precyzyjnie definiuje krąg naszych zainteresowań - koncentrujemy się na historii fotografii XX w. w Polsce, badamy obiekty, dbamy o nie i edukujemy. Naszym zadaniem jest szeroko rozumiana ochrona fotograficznego dziedzictwo przed zniszczeniem i zapomnieniem.
Z kolei zdjęcia Danuty Rago to pogranicze najwyższej klasy fotografii artystycznej i reklamowej, choć postrzeganie reklamy w PRL było inne niż obecnie. Dotychczas fotografia nazywana w sposób nieco pejoratywny – "użytkową" – była niestety w Polsce obszarem uznawanym za gorszy i pozbawiony potencjału.
PAP:... tymczasem na całym świecie publiczność zachwyca się ikoną pop-artu - puszką zupy Campbella - dziełem Andy Warhola, nawiązującym właśnie do konwencji reklamy.
Dr Weronika Kobylińska: W archiwum mamy dzieła, które mogą konkurować z Warholem – wspomniany już Antoni Zdebiak wykonał całą serię zdjęć warszawskiego pomnika Nike (Bohaterów Warszawy) i użył w tym celu palety intensywnych kolorów typowych dla estetyki pop-art, także dla Warhola. Stworzył niejako plejadę barwnych powidoków. Na jego zdjęciach kamienna Nike wręcz ożywa, pulsuje barwą dzięki eksperymentowaniu z procesami ciemniowymi. I okazuje się, że pomnik, który wydaje się znany, opatrzony, nabiera nowego blasku. To zjawisko z obszaru kreatywnej fotografii najwyższych lotów i porównanie z Warholem nie jest żadną przesadą. Inny przykład z naszego archiwum, w zakresie fotografii użytkowej wysokiej klasy, to dzieła Jana Fleischmanna. W latach 70. i 80. był autorem okładek serii 87 powieści kryminalnych dla Krajowej Agencji Wydawniczej. Studio fotograficzne urządził w jednym z pokojów mieszkania. Jego żona Waldyna streszczała mu treść, a on wykonywał na okładkę kompozycje, które nawiązywały do fabuły. Za pomocą przedmiotów codziennego użytku np. przeciwsłonecznych okularów, miniaturowych samochodów czy pistoletów-zabawek zaprojektował atrakcyjną i spójną identyfikację wizualną serii. Za pomocą dostępnych w PRL środków tworzył fotografię użytkową najwyższej próby. W USA czy w innym kraju Zachodu wynajęto by profesjonalne studio i sztab ludzi z agencji reklamowej, a Fleischmannowie wykonywali to własnym sumptem. W 2021 r. fundacja objęła ich spuściznę opieką.
PAP: Jakie są plany na najbliższe miesiące?
Dr Weronika Kobylińska: W przeszłości wielokrotnie mieliśmy przyjemność współpracować z Fundacją Kultury Bez Barier czy Fundacją Wielozmysły w zakresie dostępności. Postanowiliśmy teraz rozwinąć naszą działalność w tym kierunku, dotrzeć do osób z dysfunkcjami wzroku. W marcu rozpoczynamy edukacyjny projekt "multisensoryczny". Chcielibyśmy wyjść poza wzrokocentryczność medium i dotrzeć z fotografią do osób dotąd wykluczanych z udziału w kulturze - niewidomych lub z dysfunkcjami wzroku. W tym pomocne będą tyflografiki - przestrzenne odwzorowanie zdjęć z naszych zbiorów, oddające ich kluczowe walory za pomocą zróżnicowanej faktury, struktury i kolorów. Niektóre z osób słabowidzących dobrze rozpoznają silne kontrasty i mocne zestawienia bieli i czerni. To "dotykowe" czytanie fotografii – trójwymiarowych obiektów. Mogą mieć one dodatkowe elementy ruchome wykonane z materiału lub papieru. Niektóre tyflografiki są opatrzone dodatkowym opisem - audiodeskrypcją. Jestem przekonana, że fotograficzna spuścizna powinna być dostępna dla wszystkich. Z naszą ofertą edukacyjną chcemy zatem także dotrzeć do dzieci w wieku wczesnoszkolnym. W muzeum lub w galerii eksponatów nie można dotykać, a my udostępniamy prace z naszego repozytorium cyfrowego, przystosowując je do oczekiwań najmłodszych odbiorców sztuki.
Na wiosnę historyk sztuki Mikołaj Chmieliński przygotowuje wystawę, na której wystawimy m.in. prace Zdebiaka, Fleischmanna, Danuty Rago. Chcemy pokazać nieoczywiste oblicze fotografii.
Niebawem uruchomimy podcast "Na rewersie" o kobietach-fotograficzkach, których prace są w naszych zbiorach. Przedstawimy prace Danuty Rago, Marii Chrząszczowej, Zofii Chomętowskiej i przekazane nam niedawno archiwum Zofii Raczkowskiej. W ramach Nocy Muzeów – 18 maja - zaprezentujemy proces digitalizacji zdjęć w praktyce. Dotychczas nasza pracownia digitalizacji była niedostępnym dla publiczności "miejscem tajemnym". Przybliżymy niezwykłe życiorysy tych twórczyń i archiwalne ciekawostki. W przystępny sposób opowiemy, jak interesujące mogą być historie zdjęć, które w pierwszym odruchu są niewidzialne, niedostępne.
27 czerwca będziemy obchodzić nasze 16. urodziny i to wydarzenie będzie dostępne dla wszystkich.
PAP: Czy fotografia analogowa przetrwa w epoce cyfrowych mediów czy też będzie dostępna dla wąskiego grona pasjonatów?
Dr Weronika Kobylińska: W fotografii wzrasta znaczenie sztucznej inteligencji (AI). Wielu fotografów zajmujących się fotografią produktową zwraca uwagę, że w przyszłości i to raczej nieodległej, wynajęcie studia i kosztowny sprzęt nie będzie konieczne do profesjonalnego wykonania sesji reklamowej. Na podstawie precyzyjnego opisu sztuczna inteligencja wygeneruje nam ten obraz. Choć AI ma jeszcze pewne niedociągnięcia, jej upowszechnienie to tylko kwestia czasu. To "maszynowe" myślenie w fotografii będzie coraz bardziej perfekcyjne. Popularność AI spowoduje jednak powrót do rzemiosła - praktykowanie tradycyjnej fotografii analogowej, odkrycie „na nowo” tradycyjnych, pochodzących jeszcze z XIX w. technik np. mokrego kolodionu. Podczas całego procesu do momentu odparowania rozpuszczalników - mieszaniny eteru i alkoholu etylowego emulsja pozostawała w stanie wilgotnym – cały proces przygotowania szklanej płyty, jej naświetlania i wywoływania musiał zakończyć się w ciągu ok. 10 minut. Wykonanie idealnego zdjęcia portretowego trwa cały dzień, bo proces technologiczny składa się z wielu etapów. Efekt końcowy jest wspaniały - obraz jest bardzo sugestywny, hipnotyzujący. To całkowite przeciwieństwo "selfika" wykonywanego smartfonem, który myśli za nas i za nas wykonuje zdjęcie. Warto też zwrócić uwagę, że po latach powraca popularność fotografii natychmiastowej - aparatów typu instant camera Polaroida. Jako pasjonatka dawnych technologii fotograficznych wierzę, że analogowa fotografia przetrwa i nadal będzie miała grono pasjonatów. Idąc w ślad za tym zapotrzebowaniem, planujemy w Fundacji również zorganizowanie warsztatów z cyjanotypii. Niepotrzebna jest ciemnia i skomplikowany sprzęt – wystarczy słoneczne popołudnie, kuweta z wodą i kilka przedmiotów, by na światłoczułym papierze odtworzyć ich zarys. Dodatkowym walorem jest to, że możemy obserwować ten proces. Wierzę, że analogowa fotografia przetrwa cyfrową ekspansję. (PAP)
rozmawiał Maciej Replewicz
autor: Maciej Replewicz
mr/ wj/