
6 marca 1970 r. na ekrany polskich kin weszła "Sól ziemi czarnej", pierwsza część tryptyku śląskiego. "Przełomowy i być może najważniejszy film, jaki udało mi się zrobić" - ocenił Kazimierz Kutz. "Wcześniejsze moje filmy były rzemiosłem. Sztuka zaczęła się od filmów śląskich" - dodał.
"Film zrobił wrażenie na Śląsku i w całym kraju. Wszystko już o +Soli+ napisano i powiedziano: że film się reżyserowi przyśnił, że Kutz odnalazł w nim swoje korzenie, że Polska dowiedziała się, iż Górny Śląsk nie trafił do niej w ramach jakichś reparacji wojennych, tylko w wyniku powstań, w których Ślązacy krwawo się o Polskę bili" - przypomniał Jan Dziadul blisko pół wieku po premierze filmu ("Polityka", 2018).
"Kalendarz stuknął mi już 38 razy, kiedy zawróciłem na Śląsk, by się z nim zmierzyć" - napisał Kutz w książce pt. "Klapsy i ścinki. Mój alfabet filmowy i nie tylko" (1999). "Miałem już swoje konto zawodowe, paru przyjaciół w Warszawie i świadomość piętrzącej się nieautentyczności" - dodał.
"Przez całe lata nic mnie tak nie umniejszało, nie demobilizowało, jak świadomość, że jestem ze Śląska, jakby to była jakaś ułomność" - powiedział Kutz Elżbiecie Baniewicz, autorce biografii pt. "Z dołu widać inaczej" (1994). "Przez lata bolałem nad sobą, że wyszedłem z tak okropnego miejsca na ziemi; z brudu, brzydoty, przyduszonej egzystencji. I ten pejzaż zewnętrzny, sposób bytowania, mentalność Ślązaków, wręcz urągająca, budziły przygnębienie, chęć ucieczki. Studia i lata późniejsze potraktowałem jako wyzwolenie, nie chciałem do tego wracać, nawet w myślach" - wspominał.
Zamieszkawszy w Tychach - w kawalerce u brata Henryka, ślusarza precyzyjnego - Kutz od maja do czerwca 1968 roku napisał scenariusz filmu o powstańcach śląskich, o ich tęsknocie za wyidealizowaną w marzeniach Polską.
W tym samym maju 1968 roku w Tychach zdała maturę późniejsza wieloletnia dyrektor Muzeum Miejskiego w Tychach, dr Maria Lipok-Bierwiaczonek.
"Stan wiedzy społeczeństwa polskiego i edukowanej w owym czasie młodzieży o historii Śląska w ogóle i jej powstańczym epizodzie był więcej niż mizerny" - napisała w artykule pt. "Śląsk według Kutza" ("Kwartalnik Filmowy", 1997). Przypomniała, że w roku 1966 odsłonięto w Katowicach pomnik powstań śląskich dłuta Gustawa Zemły, zaś powstańcami "dekorowano" zazwyczaj trybuny honorowe manifestacji pierwszomajowych. "Wiedza uczniów polskich o powstaniach śląskich była (bo musiała być) mglista, o historii Śląska przez kilkaset stuleci do 1918 roku – zerowa. Tak było wówczas, tak w gruncie rzeczy jest i dziś, choć współczesne podręczniki historii solidniej objaśniają zawiłości trudnego procesu budowania granic Polski po 1918 roku" - oceniła Maria Lipok-Bierwiaczonek.
Kutz zawiózł scenariusz do Warszawy, która - jak napisała Aleksandra Klich w książce "Cały ten Kutz" (2019) - "żyje wypadkami Marca, buntem studentów, represjami władzy wobec artystów i początkiem antysemickiej nagonki". "Potem dojdą echa europejskiego buntu młodych. Co kogo obchodzi Śląsk? Ten pieszczony przez władzę region czarnego złota i przodowników pracy?" - napisała Klich.
Zasiadający w Komisji Scenariuszowej Ludwik Starski, scenarzysta i autor tekstów popularnych piosenek ("Jak przygoda to tylko w Warszawie") ocenił rzecz jako mistyfikację - Kutz wymyślił jakieś powstanie. On "dwa razy do roku jeździ do Zakopanego i górale o czymś takim mu nie opowiadali" - wspominał reżyser. "W tej sytuacji minister zażądał potwierdzenia wiarygodności scenariusza" - dodał. Stosowny "glejt" twórca uzyskał od samego Jerzego Ziętka, byłego powstańca, który miał mu jednak po przeczytaniu scenariusza powiedzieć: "Kutz, sam wszystko sztimuje. Skąd wy to wszystko wiycie? Wyście som za młodzi, żeby być w powstaniach?".
"Scenariusz, będący sublimacją nieoficjalnego, rodzinnego przekazu historii śląskiego powstania, w połączeniu ze specjalistyczną znajomością historycznego tematu, trafił w sytuację zadawnionej powszechnej głuchoty na sprawy Śląska" - napisała Maria Lipok-Bierwiaczonek. "Powrót Kutza na rodzinną ziemię, do korzeni rodzimej kultury i tradycji, zaowocował dziełem krystalicznym, bez jednej fałszywej nuty. +Sól ziemi czarnej+, może dlatego, że powstała z tak czystej intencji, to najlepszy utwór tego reżysera do czasu nakręcenia filmu +Śmierć jak kromka chleba+. Ballada o prostocie powstańczej piosenki, opowieść o twardej, nierównej walce i jej idealistycznych pobudkach, o ludziach śląskiej ziemi i ich tęsknocie za Polską, mityczną Polską" - oceniła.
Opinia Jerzego Ziętka dała zielone światło do realizacji filmu - schody jednak się nie skończyły. Po specjalnej projekcji filmu dla egzekutywy katowickiego komitetu wojewódzkiego PZPR Edward Gierek skrzywił się: "Takie skromne to powstanie, po podwórkach tylko ganiają. Może by tak na początku dać mapę na której zapalają się ogniki…". "Pomyślałem: not tak, ogląda +Bonanzę+, ale ugryzłem się w język" - opowiadał Kutz w wywiadzie pt. "Ja jestem Moniuszko!" ("Fakty", 1997). "A on pyta: A czemuście nie uwzględnili pomocy Zagłębia dla powstańców? To ja na to: Bardzo przepraszam panie sekretarzu, ale to jest film o powstaniu na Śląsku a nie o pomocy Zagłębia. Wtedy Gierek wstał i wyszedł a z nim cała jego świta. Obraził się. To oznaczało, że nie miałem czego więcej na Górnym Śląsku szukać" - wspominał Kutz.
Po tygodniu Gierek wróciwszy z posiedzenia Sejmu w Warszawie zaprosił reżysera na rozmowę. "Przeprosił mnie za tamto wyjście, stwierdził, że sprawy kultury i Śląska są bardzo ważne, że trzeba przestać zamykać licea ogólnokształcące i tak dalej i tak dalej" - relacjonował Kutz. Przez wiele wcześniejszych lat, praktycznie od zakończenia wojny Śląsk był postrzegany właśnie jako "region czarnego złota i przodowników pracy". Nauki humanistyczne nie cieszyły się uznaniem lokalnych włodarzy - nie były potrzebne do ciągłego "zwiększania wydobycia". Dość przypomnieć, że Uniwersytet Śląski utworzono raptem kilkanaście miesięcy wcześniej - 6 czerwca 1968 roku. "To był początek 1970 roku i on się już szykował do władzy. W Warszawie dowiedział się, że już kilka lat leży na półce film Kluby +Słońce wschodzi raz na dzień+. Przestraszył się, że rośnie mu negatywne konto dzierżymordy w kulturze" - ocenił Kutz postawę Gierka, który - jego zdaniem - "tym się różnił od tych innych Zagłębiaków, że był człowiekiem przyzwoitym i porządnym".
Objęcie przezeń stanowiska I sekretarza KC PZPR w grudniu 1970 roku było powszechnie uważane za przejęcie władzy przez "lobby śląskie", co m.in. komentował popularny dowcip, wedle którego na warszawskim dworcu kolejowym można było usłyszeć megafonową zapowiedź: "Nadjeżdża pociąg z Katowic, proszę odsunąć się od stanowisk".
Zdaniem Kazimierza Kutza, to lobby nigdy nie było śląskie. "To byli komuniści z Zagłębia. To bardzo poważna kulturowa różnica. Bo Zagłębie, należące do imperium rosyjskiego, było gniazdem polskiej komuny - Czerwone Zagłębie. A Śląsk był chadecki, wychowany w duchu encyklik papieskich i z komunizmem nie miał nic wspólnego. Śląsk był naturalnie antykomunistyczny" - podkreślił. "Władzę na Śląsku od początku pełnili Zagłębiacy, partyjni kapepowcy, od Zawadzkiego począwszy" - wyjaśnił.
Wyjątków od tej reguły - według Kutza - było niewiele. Zaliczał do nich Jerzego Ziętka i Stanisława Kiermaszka, wojewodę katowickiego w latach 1975-78.
"Polska wreszcie zobaczy, że Ślązacy to prawdziwi Polacy, a nie podejrzani pół-Niemcy" - miał powiedzieć Ziętek, obejrzawszy "Sól ziemi czarnej".
Zbieg okoliczności - premiery filmu i personalnej zmiany u partyjnego steru - sprawił, że o Kutzu w Warszawie zaczęto mówić złośliwie "Ogierek". "Oni myśleli, że ten mój wyjazd na Śląsk i ten film to było wykalkulowane i że ja jestem człowiek ekipy Gierka" - opowiadał Kutz cytowany w książce Aleksandry Klich. "Co za głupota! Mnie wtedy polityka nie interesowała. Interesowało mnie, żeby znaleźć sens swojego życia. I znalazłem go na Śląsku. Byłem złamany, wykończony w tej Warszawie. Śląsk mnie postawił na nogi" - wyjaśnił.
"Wtedy wszyscy byliśmy przedmiotem politycznych rozgrywek" - powiedział Kutz w "Faktach" w 1997 roku. "Ale mnie to nie obchodziło. I moje filmy nie spełniały żadnej funkcji propagandowej. Przeciwnie, towarzysze partyjni tak naprawdę szczerze tych filmów nienawidzili. Żałowali, że nie ma takich samych o Zagłębiu" - dodał.
Wcześniej, jednak już w "pomarcowej" rzeczywistości, dokładnie 9 czerwca 1968 r. Kutz opublikował w "Ekranie", tygodniku - zdaniem Marty Fik - "niezwykle dla kampanii marcowej zasłużonym", artykuł pt. "Niech mi wolno będzie pomarzyć". Napisał w nim, co by według niego należało zmienić w polskiej produkcji filmowej. Ta publikacja została mu poczytana za udział w nagonce na warszawskie środowisko artystyczne.
"1968 rok to był pierwszy moment, gdy pomyślałem, że Kutz jest wielkim reżyserem, ale bardzo średnim człowiekiem" - powiedział Jerzy Markuszewski, cytowany w książce "Cały ten Kutz". "Moczarowcy potrzebowali jakiegoś symbolu w filmie, jakiegoś chrześcijanina skrzywdzonego przez Żydów. Człowieka z ludu, którego wykończyła czy uniemożliwiła mu karierę warszawka. Kazio został przez nich wyniesiony na rękach" - przypomniał Tadeusz Konwicki w pierwszym wydaniu książki "Z dołu widać inaczej" Elżbiety Baniewicz. "Kazio jest najdalszy od ksenofobii, rasizmu, nikczemnych popędów, jednakże te wypadki stworzyły mu pewną wygodę artystyczną i życiową. Przymknął oko i zamknął uszy na okoliczności towarzyszące a może nawet je zbagatelizował" - dodał. "Tadeusz Konwicki pomylił moją osobę z Bohdanem Porębą. Ponadto traktuje mnie z uroczą protekcjonalnością, jakbym był jego dawnym kotkiem" - odpowiedział Kutz. "Tekst, na który powołuje się Konwicki, był zwyczajnym tekstem krytykującym obszar scenopisarstwa" - wyjaśnił. "Konwicki, jak każdy Żmudzin, bywał zawistny" - dodał.
"Z kolejnego wydania biografii, kilka lat później, zniknęło zarówno wspomnienie Konwickiego, jak i komentarz Kutza" - zauważyła dokładnie opisująca okoliczności w jakich powstała "Sól ziemi czarnej" Aleksandra Klich.
Według niej, film ten "do powszechnej polskiej świadomości przeszedł jako wielki patriotyczny, romantyczny gest". "Bo powstańcy, dla których +Śląsk jest jak Biblia+, walczą o mit" - napisała Klich. Przywołała słowa Wojciecha Kilara, kompozytora muzyki do filmu: "To nie jest film o Śląsku, to jest film o Polsce. Najpiękniejszy ze wszystkich, które powstały. Absolutnie czysty kryształ".
Kompozytor szczególnie wspominał dwie sceny: w pierwszej szesnastoletni Gabriel Basista (Olgierd Łukaszewicz) ogląda Polskę przez lunetę z niemieckiej wieży, w drugiej - wąską uliczką biegną powstańcy w białych koszulach. Gdy Niemcy do nich strzelają, koszule czerwienieją, a mężczyźni padają.
"Ta scena to sfilmowana historia. Śląskość Kutza to jest w rzeczywistości polskość. On odkrył swoje korzenie i odnalazł swoje miejsce na ziemi" - ocenił Kilar.
Scena z lunetą to również majstersztyk operatorski Wiesława Zdorta. Śląsk oglądany przez lunetę jest ochrowy, ciemny, bury, natomiast Polska - kolorowa, soczyście zielona.
"Kiedy Łukaszewicz patrzy przez lunetę na skrawek wolnej, niepodległej Polski, widać tam ćwiczenia żołnierzy pod masztem z flagą narodową. Ścisnęło mnie za gardło, spowodowało nawet wyciśnięcie wilgoci z oczu. Nagle przypomniało mi, że jestem Polakiem i patriotą" - powiedział Jeremi Przybora, cytowany w książce "Cały ten Kutz".
"Polska jest w +Soli ziemi czarnej+ przedmiotem idealizacji" - ocenił krytyk Jan F. Lewandowski w szkicu pt. "Szopienicka legenda. Rzecz o +Soli ziemi czarnej+" opublikowanym w książce "Kutzowisko. O twórczości filmowej, teatralnej i telewizyjnej Kazimierza Kutza" (2000), zredagowanej przez filmoznawcę Andrzeja Gwoździa. "W odróżnieniu od ciemnego, brązowego Śląska, Polska jawi się za rzeką w soczystej zieleni. Potem Gabriel widzi zbiórkę żołnierzy, przypominającą patriotyczne malowanki z ułanami. I wreszcie spostrzega przez lunetę nawet zaśnieżone góry, a wszystko, co widzi, wydaje mu się trochę nierzeczywiste" - napisał. "Realnej Polski powstańcy nie znają, widzą w niej tylko ucieleśnienie swoich tęsknot za czymś piękniejszym i lepszym. W tym sensie jest to film o miłości do Polski" - dodał Jan F. Lewandowski.
W poniedziałek 14 grudnia 1981 roku Kazimierz Kutz trafił do ciemnej celi w katowickiej komendzie milicji, razem z nim siedział tam prof. August Chełkowski, jedyny internowany w stanie wojennym rektor polskiej wyższej uczelni - konkretnie Uniwersytetu Śląskiego. Wieczorem tego dnia telewizja pokazała "Sól ziemi czarnej". "Wielu komentuje: - Ciekawe co teraz porabia Kutz, ten pieszczoszek reżimu" - napisała Aleksandra Klich.
O telewizyjnej emisji swego filmu Kazimierz Kutz dowiedział się następnego dnia. "Było blisko, żeby mnie szlag trafił" - wspominał. (PAP)
Paweł Tomczyk
top/ dki/