W Czechach cisza zaczyna się trzy dni przed wyborami, w Luksemburgu na 30 dni przed głosowaniem nie można publikować sondaży, a w II Rzeczpospolitej w dniu wyborów obowiązywał zakaz sprzedaży alkoholu – o ciszy wyborczej w Polsce oraz na świecie opowiada dr Janusz Sibora.
Mówiąc w rozmowie z PAP o źródłach ciszy wyborczej ekspert komunikacji politycznej zaznaczył, że niektórzy niesłusznie wskazują na Niemcy (a właściwie RFN) jako na kraj, gdzie po II wojnie światowej narodziła się ta idea. Miała być ona reakcją na doświadczenia hitleryzmu i słabości demokracji Republiki Weimarskiej. Jednak, zdaniem Sibory, cisza wyborcza narodziła się wcześniej.
Według eksperta początków ciszy wyborczej należy szukać w Europie na przełomie XIX i XX wieku. "Wystarczy spojrzeć na nasze regulacje. W Polsce cisza wyborcza obowiązywała już podczas pierwszych wyborów do Sejmu Ustawodawczego" - powiedział. Jak dodał, ordynacja wyborcza z 28 listopada 1918, sygnowana przez naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego, premiera Jędrzeja Moraczewskiego i ministra spraw wewnętrznych Stanisława Thugutta, zakazywała wygłaszania w dniu wyborów przemów do wyborców i prowadzenia jakikolwiek agitacji w lokalu wyborczym, w budynku, gdzie lokal ten się znajdował, a także na ulicy w promieniu stu metrów od wejścia do budynku.
Jak podkreślił Sibora, w II RP w przeddzień wyborów począwszy od godz. 6 wieczorem i przez cały dzień wyborów sprzedaż, wyszynk lub podawanie trunków alkoholowych były zakazane. "Zadbano o to, żeby do głosowania poszło trzeźwe społeczeństwo" - zaznaczył.
Sibora podkreślił, że istnienie ciszy wyborczej nie jest oczywiste. Nie ma jej np. w krajach anglosaskich. Jak podkreślił, nie jest rozstrzygnięte pytanie, czy cisza wyborcza poprawia, czy psuje demokrację. Przeciwnicy ciszy wyborczej z kręgów anglosaskiej doktryny prawa konstytucyjnego twierdzą, że cisza wyborcza może łamać fundamenty demokracji, kolidując z wolnością słowa.
Według dr. Janusza Sibory początków ciszy wyborczej należy szukać w Europie na przełomie XIX i XX wieku. "Wystarczy spojrzeć na nasze regulacje. W Polsce cisza wyborcza obowiązywała już podczas pierwszych wyborów do Sejmu Ustawodawczego" - powiedział.
Jak zaznaczył ekspert, w Wielkiej Brytanii w ogóle nie ma ciszy wyborczej. Zresztą nie ma jej też w blisko połowie krajów Unii Europejskiej: w Niemczech, Austrii, Holandii, Belgii, Szwecji, Estonii i Słowacji. Wiece i spotkania można organizować również w dniu wyborów.
W USA w 1992 roku Sąd Najwyższy orzekł, że zakaz prowadzenia kampanii w dniu wyborów może dotyczyć tylko niewielkiego obszaru wokół lokalu wyborczego, a wszelkie szersze zakazy byłyby niezgodne z konstytucją. Tak że w USA nawet w dniu wyborów kandydaci objeżdżają kilka stanów i prowadzą agitację – mówi Sibora.
W wielu krajach, tak jak w Polsce, cisza wyborcza jednak obowiązuje. Według Sibory dobrej odpowiedzi na pytanie, po co przestrzega się ciszy wyborczej i czym ona jest, udzieliła Hiszpania, gdzie dzień poprzedzający wybory określono mianem "dnia refleksji".
Sibora ocenił, że największe zróżnicowanie ciszy wyborczej w demokratycznym świecie dotyczy czasu jej trwania. Niektórzy rozróżniają ciszę wyborczą od ciszy przedwyborczej, choć nie jest to nigdzie precyzyjnie określone - zaznaczył. "Mamy kraje, gdzie cisza wyborcza rozpoczyna się w dniu wyborów, takimi krajami są Włochy i Węgry. Natomiast najczęściej stosowanym rozwiązaniem jest rozwiązanie podobne do naszego, gdzie cisza wyborcza trwa od północy dnia poprzedzającego wybory, tak jest np. w Rosji i jeszcze w co najmniej kilkunastu krajach" - powiedział.
Ale są też inne rozwiązania: na Litwie – cisza rozpoczyna się 30 godzin przed dniem wyborów, w Gwatemali – 36 godzin, w Brazylii i Egipcie – 48 godzin. Zwraca uwagę długi okres ciszy przedwyborczej w Czechach – trzy doby. Podobnie, jak u naszych południowych sąsiadów, jest w Chile i w Salwadorze – mówił Sibora. W Salwadorze cisza wyborcza obowiązuje nawet po głosowaniu, aż do ogłoszenia wyników wyborów - dodaje.
Według niego warto zwrócić uwagę, że w krajach Ameryki Łacińskiej, które często były areną wojskowych przewrotów, cisza wyborcza jest dłuższa, niż w innych krajach. Najdłuższą ciszę wyborczą ma Honduras, trwa aż 5 dni. Tam też przewidziane są wysokie kary grzywny za naruszenie ciszy: od 100 do 500 minimalnych pensji. Równie restrykcyjne przepisy ma Meksyk, za złamanie ciszy grozi kara od 6 miesięcy do trzech lat pozbawienia wolności i wysokie grzywny. Z kolei w Argentynie nie wolno w dniu wyborów nosić ze sobą broni ani flag.
W Australii, gdzie wybory odbywają się w soboty, cisza trwa zawsze od północy w środę do zamknięcia lokali wyborczych – dodał ekspert.
Jak podkreślił Sibora, jednym z ważniejszych zagadnień jest publikowanie sondaży przedwyborczych. W Hiszpanii zakaz ich publikacji obowiązuje na 5 dni przed wyborami, we Włoszech – na 15 dni, a najbardziej restrykcyjny jest tu Luksemburg – 30 dni.
Mówiąc o wątpliwościach dotyczących tego, co stanowi złamanie ciszy wyborczej, Sibora dał przykład, jak Włosi poradzili sobie z problemem aktywności kandydujących polityków w sferze publicznej w kontekście niezwiązanym z wyborami.
"Była u nas wątpliwość, czy podczas ciszy wyborczej może ukazać się, powiedzmy, stały felieton kandydującego polityka, PKW orzekła, że może. We Włoszech nie ma takich problemów – już na 30 dni przed wyborami nie wolno pokazywać ani wymieniać nazwisk kandydatów z wyjątkiem programów informacyjnych i ogłoszeń wyborczych" – opowiada Sibora. "Ma to sens, chodzi o to, aby kandydaci nie przemycali swojego wizerunku, np. podczas programów telewizyjnych, np. jakichś tanecznych show itp." – podkreślił.
Sibora zauważył ponadto, że za granicą, w krajach, gdzie w polskich wyborach głosuje Polonia, cisza wyborcza jest fikcją, ponieważ nie można jej wyegzekwować. "O ile cisza wyborcza obowiązuje na terenie polskich placówek dyplomatycznych i konsularnych, o tyle polski kodeks wyborczy nie obowiązuje poza ich terenem i niekiedy dochodzi do agitacji przed placówkami" - mówił. "W dużych skupiskach Polonii nie jesteśmy w stanie w żaden sposób wyegzekwować przestrzegania ciszy wyborczej, nie mamy narzędzi prawnych" – dodał.
Jego zdaniem w dobie konwergencji mediów, internetu i smsów zasadne jest pytanie o sens utrzymywania ciszy wyborczej. Sibora podkreślił, że najistotniejsze jest zachowanie zdrowego rozsądku i szukanie złotego środka – kompromisem byłaby może cisza wyborcza panująca wokół lokali wyborczych, tak jak było w Polsce przed wojną i jest obecnie w USA. Jak podkreślił, takie rozwiązanie nie naruszałoby wolności słowa, jednego z fundamentów demokracji, a jednocześnie uniknęlibyśmy fikcji, z jaką często się zderzamy, czytając w dniu wyborów zakamuflowane informacje o cenie budyniu czy bigosu. "Godzenie się na tę fikcję odbiera powagę aktowi wyborczemu" – podkreślił ekspert. (PAP)
ann/ as/ mag/