"Tristan i Izolda", opera w reż. Mariusza Trelińskiego ze scenografią Borisa Kudliczki, zakończy w niedzielę sezon premier w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. Pierwszy pokaz spektaklu zaplanowano na niedzielę, kolejne - na 15 i 18 czerwca.
Nowa adaptacja "Tristana i Izoldy" - opery Richarda Wagnera z librettem według Gottfrieda von Strassburga - powstawała we współpracy czterech ośrodków: Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie, Festspielhaus w Baden-Baden, Metropolitan Opera w Nowym Jorku oraz National Centre for Performing Arts w Pekinie. Jako pierwsi operę oglądali w marcu niemieccy widzowie, następna - po polskiej - zobaczy ją amerykańska publiczność.
"Tristan i Izolda" w reż. Mariusza Trelińskiego jesienią będzie także przedstawiany - co jest, jak podkreślają twórcy w książce programowej na poprzedni sezon, "faktem bezprecedensowym" - w ramach inauguracji sezonu 2016/2017 w Metropolitan Opera. Następnie artyści pojadą z widowiskiem do Chin.
"Tristan i Izolda" w reż. Mariusza Trelińskiego jesienią będzie także przedstawiany - co jest, jak podkreślają twórcy w książce programowej na poprzedni sezon, "faktem bezprecedensowym" - w ramach inauguracji sezonu 2016/2017 w Metropolitan Opera. Następnie artyści pojadą z widowiskiem do Chin.
Jak mówił PAP Treliński przed premierą w Baden-Baden, praca nad "Tristanem i Izoldą" to wyróżnienie. "To bardzo prestiżowa koprodukcja. Ponieważ jest to otwarcie sezonu w Met, więc spoczywała na nas duża odpowiedzialność, ale ogromnie się cieszymy, że zostaliśmy wybrani do tego projektu" - skomentował. "Są miejsca ważne artystycznie i miejsca mniej ważne, mniej prestiżowe. Są miejsca, na które skierowane są oczy całego świata. Gdy odbywa się premiera w Met, mamy do czynienia z transmisją przez internet do kilkudziesięciu krajów. Oznacza to automatycznie, że utworu wysłucha, spektakl zobaczy kilka milionów osób. To nie do przecenienia" - podkreślił.
Na koncepcję dramatu muzycznego powstałego w 1859 roku wpływ miała - jak podaje m.in. Piotr Kamiński w książce "Tysiąc i jedna opera" - książka Schopenhauera "Świat jako wola i przedstawienie" oraz romans Wagnera z Matyldą Wesendonck. Jednak, jak zastrzega badacz, "lepiej omijać z daleka banalny pogląd, wedle którego +Tristan...+ to zbieg okoliczności, owoc przypadkowego spotkania Schopenhauera z panią Wesendonck".
"W istocie geniusz Wagnera wchłania i podporządkowuje sobie zewnętrzne impulsy: to nie one jego, lecz on je znajduje, gdy tylko czuje się gotów, by je następnie poddać bezlitosnej obróbce" - pisze Kamiński. "To nie rzeczywistość włada twórczym impulsem Wagnera, lecz Wagner podporządkowuje rzeczywistość swoim potrzebom" - dodaje.
Jak podkreślają twórcy nowej polskiej adaptacji, "Tristan i Izolda" to jedna z "nielicznych oper, których historyczne znaczenie daleko wykracza poza dzieje śpiewanego gatunku". "Tristan i Izolda" to - mówią - "arcydzieło podsumowujące półtorawiekowe perypetie harmonii tonalnej i po zęby uzbrojone w amunicję, której przejęcie na początku XX stulecia przez najambitniejszych wagnerowskich następców ośmieliło ich do proklamowania dźwiękowej anarchii".
"Przede wszystkim jednak pozostaje Tristan najwspanialszą inkarnacją wypracowanego jeszcze przez niemieckich romantyków konceptu Liebestod. To dość tajemnicze i w gruncie rzeczy trudne do przełożenia na język polski sformułowanie („śmierć z miłości” zbyt wyraźnie potrąca pretensjonalne struny spod znaku harlequina), można już częściowo odnosić do Latającego Holendra, o tyle w Tristanie Wagner proponuje nam prawdziwą medytację na temat tej idei" - dodają.
"Nie ma w dziejach kompozytora, który wzbudził tyle sprzecznych namiętności, żaden jednak nie zbudował też równie zawrotnej i spójnej zarazem wizji własnego dzieła. Nigdy też żaden twórca nie wciągnął w swoją orbitę podobnej rzeszy artystów i myślicieli różnego autoramentu" - komentuje natomiast Kamiński. "W dziedzinie teatru muzycznego myśl estetyczna stulecia po +Tristanie i Izoldzie+ zmuszona była +określić się za lub przeciw+, przy czym nawet zajadła opozycja (...) była w gruncie rzeczy wagnerowska" - podkreśla.
Bohaterowie opery - rycerz na dworze króla Marka Tristan i irlandzka królewna Izolda - płyną razem do Kornwalii. Mężczyzna chce poprosić władcę o rękę kobiety, ta jednak - w gniewie za śmierć swojego narzeczonego Morolda, którą ten poniósł z rąk Tristana - postanawia go otruć. Jednak - w wyniku ingerencji służącej, Brangeny - kobieta i rycerz zamiast napoju śmierci wspólnie wypijają napój miłosny. Spełnienie ich uczucia jest jednak niemożliwe, droga do niego - m.in. przez intrygi fałszywych przyjaciół i zły los - wiedzie tylko poprzez śmierć.
Prapremiera opery odbyła się 10 czerwca 1865 r. w Monachium, a polska premiera w Warszawie w 1921 roku.
Scenografię do spektaklu zaprojektował Słowak Boris Kudlicka, który z Trelińskim pracuje od prawie 20 lat. Artyści razem stworzyli ponad 20 operowych realizacji, w tym m.in. "Madame Butterfly", "Don Giovanniego", "Orfeusza i Eurydykę", "Jolantę", "Zamek Sinobrodego", "Traviatę", "Turandota", "Latającego Holendra" i "Salome".
Chórem i orkiestrą teatru dyrygować będzie Stefan Soltesz. Autorem choreografii jest Tomasz Wygoda, kostiumów - Marek Adamski, a dramaturgii - Piotr Gruszczyński i Adam Radecki.
Występują: Jay Hunter Morris (Tristan), Reinhard Hagen (Król Marek), Melanie Diener (Izolda), Tomas Tomasson (Gorwenal), Michaela Selinger (Brangena), Mateusz Zajdel (Melot), Zbigniew Malak (Pasterz/Młody Marynarz) i Mikołaj Trąbka (Sternik). (PAP)
oma/ jbr/