Prawdziwy obraz życia żołnierzy na wojnie, m.in. dokonywane przez nich rabunki i gwałty na cywilach – opisuje Stanisław Bohdanowicz, żołnierz V Dywizji Syberyjskiej, sformowanej w 1919 r. Jego nietuszowane wspomnienia wydały Ośrodek Karta i PWN.
„Niejednemu nie spodoba się w mych wspomnieniach realizm, ale cóż robić, kiedy tak było. Kłamać, tuszować lub naciągać fakty – nie widzę potrzeby, bo i tak prawda wyjdzie na wierzch” – pisze Bohdanowicz, tytułowy bohater książki "Ochotnik", tłumacząc swą decyzję o spisaniu losów dywizji, w której służył. Wstąpił do wojska jako 18-latek w październiku 1918 r., po porzuceniu nauki w gimnazjum.
Geneza V Dywizji Strzelców Pieszych, nazywanej od miejsca sformowania Dywizją Syberyjską, sięga lipca tego roku, kiedy to powstał Polski Komitet Wojenny na Wschodnią Rosję i Syberię (PKW) zajmujący się werbunkiem ochotników do przyszłej polskiej armii. Bazą organizacyjną formujących się oddziałów był Nowonikołajewsk; nad ich powstawaniem czuwał przybyły z Francji mjr Walerian Czuma.
W relacji z czasów rosyjskiej wojny domowej Bohdanowicz pisze, że już początkowy etap organizacji polskiej armii na Syberii pozostawiał wiele do życzenia – brakowało uzbrojenia i wyposażenia, nie było dyscypliny, panowało pijaństwo, nieobyczajność, rozwiązłość seksualna; żołnierze ochoczo korzystali z usług prostytutek.
Dzięki szybkiemu napływowi rekrutów 25 stycznia 1919 r. udało się sformować V Dywizję, liczącą ok. 11 tys. żołnierzy. W skład nowego związku taktycznego weszły: trzy pułki strzelców, pułk ułanów, pułk artylerii, bataliony – szturmowy, tzw. litewski, kadrowy i inżynieryjny, a także służby. Te podporządkowane Armii Polskiej we Francji oddziały, jak przewidywano, miały walczyć z bolszewikami po stronie białogwardzistów, Korpusu Czechosłowackiego i wojsk interwencyjnych państw Ententy.
Wiosną 1919 r., w wyniku ofensywy bolszewików na Syberii, V Dywizja otrzymała rozkaz ochrony linii kolejowych, a następnie – po sukcesach bolszewickich w walkach z wojskami białych gen. Aleksandra Kołczaka jesienią tego roku – osłony wycofujących się oddziałów sprzymierzonych. Postępy nieprzyjacielskiej armii i osamotnienie w walce sprawiły, że polskie dowództwo podjęło pertraktacje z bolszewikami. 10 stycznia 1920 r., wskutek otoczenia przez wroga pod stacją Klukwiennaja, żołnierze V Dywizji złożyli broń.
Jaki ich obraz wyłania się ze wspomnień tytułowego "ochotnika"?
W relacji z czasów rosyjskiej wojny domowej Bohdanowicz pisze, że już początkowy etap organizacji polskiej armii na Syberii pozostawiał wiele do życzenia – brakowało uzbrojenia i wyposażenia, nie było dyscypliny, panowało pijaństwo, nieobyczajność, rozwiązłość seksualna; żołnierze ochoczo korzystali z usług prostytutek. „Nasza kompania rozłajdaczyła się na całego. Mając dużo pieniędzy, zaczęli hulać nie tylko żołnierze z kompanii łączności, ale całe nasze wojsko” – relacjonuje Bohdanowicz. „Inaczej trochę wyobrażałem sobie wojsko polskie” – zaznacza.
„Widzisz, bracie, wszystko, co w cywilu uważa się za złe, to w wojsku na odwrót. Gdy ktoś w cywilu hula, pije, łajdaczy się z prostytutkami, w karty gra, to się z tym ukrywa, a w wojsku chwali się, bo kto tego nie robi, uważany bywa za ofermę i dziada” – cytuje słowa jednego z towarzyszy broni Bohdanowicz.
„Widzisz, bracie, wszystko, co w cywilu uważa się za złe, to w wojsku na odwrót. Gdy ktoś w cywilu hula, pije, łajdaczy się z prostytutkami, w karty gra, to się z tym ukrywa, a w wojsku chwali się, bo kto tego nie robi, uważany bywa za ofermę i dziada” – cytuje słowa jednego z towarzyszy broni Bohdanowicz.
Jak wspomina, czas wolny od wojaczki upływał m.in. na rekwizycjach żywności, kradzieży koni i bydła z pobliskich gospodarstw. Wojskowi szybko zrazili do siebie okoliczną ludność. „Używali sobie (żołnierze dywizji – PAP) na babach syberyjskich, jedli, co im się podobało. Niejeden mi się chwalił, że tyle gęsi, kur i kaczek przez całe życie nie zjadł, co podczas wypraw. Tam już żadna młoda dziewczyna ani baba nie mogła być spokojna” – opisuje stosunek żołnierzy do ludności cywilnej Bohdanowicz.
Nie tylko jednak niedostatek prowiantu, ale i srogi mróz, fatalny stan linii kolejowych oraz choroby negatywnie wpływały na sytuację V Dywizji. Prawdziwą udręką był tyfus – zachorowały na niego tysiące żołnierzy armii gen. Kołczaka.
To właśnie grzebanie zmarłych na tyfus Rosjan było jednym z głównych zajęć autora wspomnień, gdy po rozwiązaniu dywizji w 1920 r. trafił on do obozu jenieckiego nad rzeką Jenisej. „Znużony pracą, głodny, zły, poruszony wrażeniami przy grzebaniu trupów, gryziony przez wszy, stopniowo traciłem ducha i siły” – relacjonuje wyczerpany trudem obozowego życia Bohdanowicz.
We wspomnieniach opisuje także m.in. ucieczkę z obozu, realia pracy przy wyrębie tajgi oraz upragnioną podróż koleją do odrodzonej Polski. Granice niepodległej ojczyzny przekroczył po dwuletniej tułaczce, 10 stycznia 1922 r.
Publikację „Ochotnik. V Dywizja Syberyjska w nietuszowanej relacji rekruta z 1918 roku” wydały Ośrodek Karta i PWN.(PAP)
wmk/ abe/