Nie pamiętamy o Ukraińcach, którzy podczas rzezi wołyńskiej ratowali polskich sąsiadów, mimo że groziła im za to kara śmierć - pisze Witold Szabłowski, autor reportażu "Sprawiedliwi zdrajcy". Szabłowski szacuje, że takich ukraińskich "Sprawiedliwych" mogły być tysiące.
W 1943 roku na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i na Lubelszczyźnie UPA zamordowała około 100 tysięcy Polaków. W polskich akcjach odwetowych zginęło kilkanaście tysięcy Ukraińców. Nie wiadomo, ilu Polaków uratowali ich ukraińscy sąsiedzi. Witold Szabłowski, autor "Sprawiedliwych zdrajców" szacuje, że może chodzić o kilka tysięcy osób.
Gdy latem 1943 roku ukraińscy nacjonaliści zaczęli zabijać Polaków, niektórzy Ukraińcy pomagali mordować, a czasem nawet zabijali swoje polskie żony i dzieci. Ale inni ryzykowali życie, chowając Polaków na strychach, w schowkach i stodołach.
Szabłowski zauważa, że Polacy nie pamiętają o Ukraińcach, którzy ich ratowali, nie ustanowiono polskiego odpowiednika żydowskiego medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, rzadko się zdarzało, żeby uratowani po latach próbowali odszukać ratujących. Ale z opowieści Szabłowskiego wynika też, że niełatwo było ich znaleźć. Po wojnie ludzie nie chwalili się, że pomagali Polakom, jeśli reszta wsi dowiedziała się o takim postępowaniu, ratujący często byli traktowani jako zdrajcy Ukrainy. Stąd tytuł reportażu Szabłowskiego "Sprawiedliwi zdrajcy".
Nie dowiemy się już pewnie nigdy, kto uratował Kamilę Hermaszewską, mieszkankę wsi Lipniki, kiedy latem 1943 roku została ranna w głowę próbując uciekać z dzieckiem - przyszłym kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim - w ramionach. Musiała szukać schronienia w najbliższych chatach zamieszkałych przez Ukraińców, nie była w stanie dalej uciec. Ktoś z ukraińskich sąsiadów przyjął, opatrzył i przechował ranną kobietę z dzieckiem, ale przed swoimi ziomkami nie przyznał się do tego aktu miłosierdzia. Do dziś dnia nikt tego nie wie.
Postacią, która miała wielki wpływ na to, że Szabłowski zajął się tym tematem była postać Hanny Bojmistruk, która przeżyła masakrę w kolonii Gaj 30 sierpnia 1943 roku. W ciągu jednej nocy UPA zamordowała tam około 600 osób. Po kilku dniach Ukraińcy przyjechali pochować zwłoki i odnaleźli dwuletnią dziewczynkę. Hania wychowywana była przez ukraińską rodzinę Bojmistruków. Nie pamiętała masakry w Gaju, o swojej historii dowiedziała się od obcych, bo przybrani rodzice do końca życia utrzymywali, że jest ich córką.
Szabłowski pomógł Hannie zrekonstruować jej historię. Przez chwilę wydawało się, że udało odnaleźć jej polską rodzinę - ocalałych z Gaju Polaków, którym podczas ucieczki zaginęła malutka córeczka. Doszło do spotkania z Hanną, ale okazało się po badaniach DNA, że nie są spokrewnieni.
Niewielu Polaków zdaje sobie sprawę, że pomaganie ofiarom rzezi wołyńskiej groziło śmiercią. Podobnie jak w przypadku niemieckich kar za pomaganie Żydom nie zawsze dochodziło do realizacji wyroku, ale taka groźba wisiała nad wszystkimi, którzy pomagali. Szacuje się, że wśród ofiar UPA było około 30 tysięcy Ukraińców, niektórzy z nich zginęli za odmowę udziału w rzezi, inni - za niesienie Polakom pomocy.
Bracia Parfeniukowie, Petro i Pawka, ocalili ojca kompozytora Krzesimira Dębskiego. Włodzimierz Sławosz Dębski dowodził obroną Polaków na plebanii w Kisielinie, którą 12 lipca 1943 roku otoczyli banderowcy. Obrona grupy Polaków szukających schronienia na plebanii udała się, ale ranny dowódca nie mógł uciekać z innymi. Ukraińcy - bracia Parfeniukowie - przechowali go poza wsią, w domu swojej siostry. Pawko Parfeniuk został za swoje bohaterstwo zastrzelony wraz z żoną, córeczką i teściami. Jego brat Petro przeprowadził kilkanaścioro Polaków na polską stronę granicy. Po wojnie pozostał w Polsce, przetrwał prześladowania niemieckie i powojenną akcję „Wisła” i zmarł w latach 70.
Kim byli ci, którzy ratowali Polaków? Z historii zebranych przez Szabłowskiego wynika, że często byli to ludzie głęboko wierzący, prawosławni, ale często też wyznawcy popularnych na Ukrainie protestanckich ruchów religijnych, a także świadkowie Jehowy. Zdarzało się, że Polaków ratowali ideowi komuniści. Cechą wspólną ratujących było to, że przed wojną mieli znajomych różnych narodowości. Szczególną postacią jest czeski pastor Jan Jelinek, który uratował około 200 osób. Przez wiele lat nikt o tym nie pamiętał, dopiero u schyłku jego życia czeska telewizja zrobiła o nim film, nazywając go czeskim Schindlerem. W Polsce Jelinek jest kompletnie zapomniany.
Książka "Sprawiedliwi zdrajcy" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. (PAP)
aszw/ agz/