W okresie tzw. solidarnościowego karnawału Polacy uczyli się demokracji, od szczebla komisji zakładowych, poprzez władze regionalne, aż po krajowe związku. Ukoronowaniem tej krótkiej demokratyzacji PRL był I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” z jesieni 1981 r.
„Czułem się jak w 1918 r., w pierwszym polskim parlamencie […] z brakiem kształtowanej przez stulecia kultury demokratycznej, kultury politycznej […] kiedy wszyscy chcieli się wygadać po 40 latach milczenia. I mówili rzeczy najrozmaitsze, mądre i głupie […] Ciekawe w tym wszystkim było to, że koniec końców, kiedy dochodziło do głosowania, zdrowy rozsądek zwyciężał” – tak opisywał później jego obrady Zbigniew Romaszewski, delegat Regionu Mazowsze.
Zjazd odbył się w dwóch turach (5-10 września i 26 września-7 października) w hali Olivia w Gdańsku – przerwa między nimi wynikała głównie z konieczności zatwierdzenia w regionach poprawek. W I KZD brało w udział blisko 900 delegatów reprezentujących 42 organizacje regionalne związku. Najwięcej przedstawicieli miał Region Śląsko-Dąbrowskim – 106, najmniej Nysa i Federacja Tarnobrzeska – po 2. Wśród delegatów znalazło się 132 członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, 16 Stronnictwa Demokratycznego oraz 7 Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.
Grzegorz Majchrzak: Mimo ostrych sporów, zjazd okazał się jednym z najbardziej pracowitych gremiów w historii Polski – w ciągu 18 dni przyjął (przy bardzo skomplikowanej procedurze) ponad 70 dokumentów, uchwalił poprawki do statutu i wybrał władze związku (przewodniczącego, Komisję Krajową i Krajową Komisję Rewizyjną). Do najważniejszych dokumentów uchwalonych podczas I KZD należały: „Uchwała programowa” (zwłaszcza jej część VI „Samorządna Rzeczpospolita”), „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”, „Uchwała w sprawie obrony samorządu pracowniczego” czy „Deklaracja I Zjazdu Delegatów”.
Było to grono zdecydowanie męskie – znalazły się w nim jedynie 64 kobiety. Przeważały osoby pochodzenia robotniczego – 47% oraz inteligenckiego – niespełna 33% delegatów. Jednak ponad połowa z nich (blisko 51%) miała wykształcenie wyższe (w gronie tym było 49 doktorów, 11 doktorów habilitowanych i 1 profesor), a niespełna 36% średnie, a jedynie niecałe 3% podstawowe.
Delegaci uczyli się demokracji parlamentarnej, co z kolei powodowało łamanie porządku obrad, odstępowanie od wcześniej przyjętych kierunków dyskusji, liczne repliki oraz kontr repliki, a zwłaszcza przedłużanie czasu obrad – I tura była zaplanowano do 7 września, a II na okres 25 września – 1 października. Jak to opisywał Jacek Kuroń: „prawie tysiąc osób […] usiłowało demokratycznie złożyć wniosek, doprowadzić do jego głosowania, przeprowadzić głosowanie, wnieść poprawkę, cofnąć, zmienić. To bardzo skomplikowany mechanizm, którego delegaci w większości dopiero się uczyli. I to przytłaczało ludzi”. Jednak ani to, ani fakt, że I KZD był niezwykle wyczerpujący (obradowano po kilkanaście godzin dziennie, od rana do nocy) prawie codziennie w obradach uczestniczyło ponad 90% delegatów. Świadczy to o ich dużej dyscyplinie oraz o wadze, jaką przykładali do zjazdowych obrad.
Podczas zjazdu nie brakowało sporów, często ostrych. Tak było np. w przypadku propozycji usunięcia z aneksu do statutu związku zapisu o kierowniczej roli partii (PZPR), do której głosowania ostatecznie nie doszło. Jak tłumaczył późnej jednemu z jej pomysłodawców Janowi Rulewskiemu Lech Wałęsa na przejście przez Morze Czerwone jeszcze przyjdzie czas... Atmosferę obrad podgrzewały i to skutecznie władze, np. ogłaszając trzy dni przed rozpoczęciem obrad umorzenie śledztwa w sprawie pobicia związkowców przez MO w marcu w Bydgoszczy, między turami przyjmując uchwałę nr 199 w sprawie górnictwa (w jej myśl praca w sobotę miała być wynagradzana potrójnie oraz oznaczać możliwość zakupu niedostępnych wówczas towarów) nie tylko bez konsultacji z „Solidarnością”, ale też wyraźnie w kontrze do sierpniowego apelu Krajowej Komisji Porozumiewawczej o przepracowanie 8 dodatkowych sobót czy też wprowadzając w czasie II tury, rzekomo w uzgodnieniu z „Solidarnością”, podwyżkę cen papierosów.
Z pewnością najgłośniejszym, najbardziej znanym sporem I KZD była kwestia podziękowań dla Komitetu Obrony Robotników, który podczas zjazdu ogłosił zakończenie działalności. Projekt uchwały w tej sprawie zgłosił Andrzej Sobieraj z Radomia. W odpowiedzi delegat Mazowsza Paweł Niezgodzki zaproponował własną uchwałę, która zawierała ogólnikowe omówienie rodowodu ideowego i historycznego „Solidarności”, bez wymieniania KOR. Spowodowało to gorący, emocjonalny spór – w jego trakcie zasłabł Jan Józef Lipski, a Niezgodzki miał zostać opluty przez Helenę Łuczywo. Ostatecznie przegłosowano projekt radomski.
Mimo tych ostrych sporów, zjazd okazał się jednym z najbardziej pracowitych gremiów w historii Polski – w ciągu 18 dni przyjął (przy bardzo skomplikowanej procedurze) ponad 70 dokumentów, uchwalił poprawki do statutu i wybrał władze związku (przewodniczącego, Komisję Krajową i Krajową Komisję Rewizyjną). Do najważniejszych dokumentów uchwalonych podczas I KZD należały: „Uchwała programowa” (zwłaszcza jej część VI „Samorządna Rzeczpospolita”), „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”, „Uchwała w sprawie obrony samorządu pracowniczego” czy „Deklaracja I Zjazdu Delegatów”.
Grzegorz Majchrzak: W rzeczywistości zjazd nie był przez nikogo manipulowany, co nie znaczy, że nie były podejmowane takie próby. Ale nie ze strony jego uczestników, lecz peerelowskich władz. SB w związku z I KZD prowadziła działania na niespotykaną dotychczas skalę. Na miejscu zjazd zabezpieczała gdańska SB, działania prowadzono na szczeblu centralnym pod kierownictwem wiceministra spraw wewnętrznych Adama Krzysztoporskiego, a także w poszczególnych komendach wojewódzkich MO. Zaangażowano w nie instytucje państwowe (w tym MSZ).
Najgłośniejszym spośród nich było z pewnością „Posłanie” zawierające wsparcie dla osób walczących o niezależne związki zawodowe w państwach bloku wschodniego, które stało się przedmiotem ataków komunistycznej propagandy. Według historyka Jerzego Holzera uchwalając je zjazd „przekroczył pewną barierę psychologiczną”, w efekcie w kilku wystąpieniach domagano się nawet „rychłych demokratycznych wyborów do sejmu”, pojawiły się też propozycje przyjęcia bardziej radykalnej linii postępowania przez związek.
W czasie zjazdu – o czym była mowa – wybrano nowe władze związku (KK I KKR). Przewodniczącym związku pozostał nadal Lech Wałęsa, który już w pierwszej turze głosowania otrzymał ponad 55% głosów. Nie zmienił tego nawet fakt, że podczas prezentacji kandydatów nie wypadł najlepiej. Jego znacznie bardziej radykalni kontrkandydaci, czyli Marian Jurczyk, Andrzej Gwiazda i Jan Rulewski otrzymali odpowiednio: 24, 9 i 5% głosów.
Jak potem podsumowywał Wałęsa w czasie prezentacji „najhuczniej był przyjmowany Rulewski, a najgorzej przegrał”. Tak na marginesie ten ostatni twierdził kilka lat później, że gdyby doszło do drugiej tury poparłby w niej Lecha Wałęsę wzywając swych zwolenników do głosowania na niego. Jak bowiem tłumaczył: „W istocie rzeczy popierałem linię Leszka, jako najbardziej klarowną, odpowiadającą warunkom i duchowi czasu”. Zdecydowanie bardziej zacięte okazały się wybory do „krajówki” (KK). Do wyłonienia jej członków potrzebnych było kilka tur, w trakcie których rozkład głosów niekiedy zmieniał się radykalnie. Najdłuższy wyborczy pojedynek stoczyli ze sobą dwaj delegaci z Regionu Gdańskiego – Zbigniew Lis i Lech Kaczyński. Ostatecznie w kolejnej, szóstej, turze wymaganą większość głosów zdobył ten pierwszy.
Zarówno w czasie I Krajowego Zjazdu Delegatów, jak i po jego zakończeniu pojawiały się oskarżenia o rzekome manipulacje. Taki zarzut stawiały działaczom opozycji przedsierpniowej (głównie KOR) – ze względów propagandowych – władze PRL. Takie też było jednak odczucie niemałej części delegatów. W tym przypadku chodziło o fakt, że często głosowanie wypadało zupełnie inaczej niż wskazywałoby na to poparcie (oklaski) dla zgłaszanych projektów. Taki stan rzeczy wynikał z przewagi na sali gości I KZD, których było około 2 tys., czyli dwa razy więcej niż delegatów.
W rzeczywistości jednak zjazd nie był przez nikogo manipulowany, co nie znaczy, że nie były podejmowane takie próby. Ale nie ze strony jego uczestników, lecz peerelowskich władz. Służba Bezpieczeństwa w związku z I KZD prowadziła działania na niespotykaną dotychczas skalę. Na miejscu zjazd zabezpieczała gdańska SB, działania prowadzono na szczeblu centralnym pod kierownictwem wiceministra spraw wewnętrznych Adama Krzysztoporskiego, a także w poszczególnych komendach wojewódzkich Milicji Obywatelskiej. Zaangażowano w nie instytucje państwowe (w tym Ministerstwo Spraw Zagranicznych). Jeden z wydziałów Komitetu Centralnego PZPR opracował nawet dwie wersje programu dla związku, które miano (m.in. przy wykorzystaniu agentury) starać się przeforsować podczas zjazdu. A warto w tym miejscu przypomnieć, że w związku z I Krajowym Zjazdem Delegatów wykorzystywano nie tylko agenturę SB, MO, Wojskowej Służby Wewnętrznej czy Wojsk Ochrony Pogranicza, ale nawet kontrwywiadu Armii Czerwonej w PRL, a podsłuchy zainstalowano nie tylko w hali Olivia, gdzie obradowali związkowcy czy w miejscach, w których nocowali, ale nawet w katedrze oliwskiej, w której nabożeństwo dla delegatów odprawił Prymas Polski Józef Glemp .
Jednak te działania pod kryptonimami („Debata” i „Sejmik”) nie przyniosły oczekiwanych efektów, zakończyły się wręcz klęską. Świadczy o tym zgłoszony przez resortowego „liberała” Krzysztoporskiego, a potem przez ministra Czesława Kiszczaka na forum Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR pomysł sięgnięcia po rozwiązanie siłowe (stan wojenny) pomiędzy turami zjazdu.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: Muzeum Historii Polski