Przed zbliżającą się, 20 rocznicą śmierci Cesara (Cesar Baldaccini 1921-98), uważanego za jednego z najwybitniejszych rzeźbiarzy ubiegłego wieku, paryskie Centrum Pompidou zorganizowało wielką retrospektywę tego artysty.
Na szóstym piętrze muzeum usunięto ścianki i wszystkie rzeźby ustawiono w jednej, wielkiej przestrzeni, co stwarza niemal złudzenie pleneru. Tym bardziej, że z dziełami sztuki rozmawia widoczny przez panoramiczną szybę Paryż, ze wzgórzem Montmartre’u i bazyliką Sacre-Coeur w tle.
„To wirtuoz rysunku rzeźbiarskiego” – powiedział o Cesarze Artur Majka, polski malarz pracujący w Paryżu. Taka ocena zdziwić może, tych, którzy pamiętają, że Francuz produkował swe dzieła przy pomocy metod jakby przemysłowych, hydrauliczną prasą zgniatając wraki samochodów albo ekspandując plastik.
A przecież w tym procesie twórczym stałą była obecność, jeśli nie ręki, to z całą pewnością oka artysty, który pilnował, by przypadek wiódł zawsze w wybranym przezeń kierunku.
Gdy przyjrzeć się bryłom „kompresji”, jak Cesar nazwał cykl zgniatania pojazdów, czy „ekspansji”, czyli wylewaniu poliuretanu, w każdym dziele widać wyraźną, świadomą, zaplanowaną interwencję autora.
Cesar od początku skąpany był w historii sztuki i jej mitologii. We wczesnych rzeźbach nawiązywał przede wszystkim do Giacomettiego i Picassa, swych poprzedników z dwudziestowiecznej awangardy, cytatami, aluzjami, ale i parodią.
Bardzo szybko przecież rozszerzył gamę swych wpływów, czy raczej przywołań i rzeźbami opowiadał o Wenus z Willendorfu, o Nike z Samotraki, jak i o spopielonych mieszkańcach Pompei, i Michała Anioła Medyceuszach z florentyńskiej kaplicy.
Najpierw wszystko było u Cesara skrzydlate, ptaki, a nawet ryby, sporządzane ze starego żelastwa. Te pręty, blachy i śruby to wybór spowodowany koniecznością – młody Cesar nie mógł sobie pozwolić na odlewy w brązie, ani na kucie w marmurze, poszedł więc na rozwiązanie radykalne, wybierając tworzywo „nierzeźbiarskie”.
Nawet ci, którzy nie uważają Cesara za genialnego rzeźbiarza, nie potrafią mu odmówić talentu majsterkowicza. Dzięki tym zdolnościom artysta czuł materię, czuł narzędzia i czuł przedmioty.
Do klasyki Rodina, „ojca nowoczesności rzeźbiarskiej”, nawiązują „odciski ludzkie”, czyli odlewy, z których najbardziej znany jest własny kciuk Cesara, stojący i pokazywany w najróżniejszych tworzywach, w najróżniejszych wymiarach i w najróżniejszych miejscach od muzeów poprzez place, a obecnie, z okazji wystawy, również na dziedzińcu Muzeum Pompidou.
Jest w tym kciuku wspomnienie zarzutu, jaki stawiano Rodinowi, że nie wyrzeźbił, ale „odcisnął” postać rzeźby zatytułowanej „L'Age d'airain” (Epoka Brązu). Jest egotyzm i powrót do pantografu - przyrządu używanego przez rzeźbiarzy do powiększeń.
Innym słynnym odlewem Cesara jest pierś tancerki z paryskiego kabaretu striptizowego „Crazy Horse”. Powielana w różnych wielkościach, zogromniała traci najmniejsze nawet wspomnienie erotyzmu i przywodzi na myśl jajecznicę z księgi rekordów Guinnessa. To zresztą ta pierś doprowadziła Cesara do kolejnego etapu, a może tematu, jakim stały się „ekspansje”.
Z największą powagą traktujący swą sztukę Cesar nie wykluczał z niej humoru. Humor jest przecież również częścią artystycznej ekspresji. I tak dzieje się z płytą, do której rzeźbiarz przytwierdził puszkę po sardynkach i pogięty kubek, zatytułowaną „Śniadanko na Trawie”. Poprzez temat Moneta i Maneta, przed oczyma pojawia się cała legenda impresjonizmu i picassowskie wariacje na jej temat.
Satyrą i jednocześnie kwestionowaniem sztuki było malowanie przez Cesara ekspandowanego plastiku, tak by przypominał marmur, spiż i złoto, szlachetne i odwieczne materiały rzeźby.
Marie-Laure de Noailles, pisarka i przede wszystkim mecenas artystów, specjalnie sprowadziła z Moskwy ZIM-a, czyli limuzynę sowieckich aparatczyków, po to by zgniótł ją Cesar. Sprasowana, stoi na paryskiej wystawie.
Gorzej powiodło się właścicielowi rolls royce’a, który chciał mieć „kompresję” Cesara ze swego auta. „Zobaczymy” – powiedział rzeźbiarz. Wstawił pojazd pod prasę, a po skończonej operacji przyjrzał się bryle i orzekł – „nie podoba mi się, nie podpiszę”.
Z Paryża Ludwik Lewin(PAP)
edytor: Paweł Tomczyk