
Badający historię działalności Norweskiego Komitetu Noblowskiego Oivind Stenersen ujawnił w rozmowie z PAP, że w przeszłości za niektórymi pokojowymi Noblami stały intrygi zagranicznych wywiadów, manipulacje i wielkie pieniądze.
W książce „Nobels fredspris” Stenersen przeanalizował wspólnie z Ivarem Libaekiem i Aslem Sveenem okoliczności przyznania Pokojowej Nagrody Nobla od 1901 roku. Zbadanie, jak członkowie Komitetu Noblowskiego podejmowali decyzję co do laureatów po 1975 roku, było bardzo skomplikowane.
– Zgodnie z testamentem Alfreda Nobla wszelkie materiały dotyczące wyboru laureata ujawniane są dopiero po 50 latach od jego ogłoszenia. Historyk jest jednak trochę detektywem, a nam udało się znaleźć wiele faktów ukrytych między wierszami – przyznał Stenersen.
"Czasami myślę, że z Pokojową Nagrodą Nobla powinno być jak z przyjęciem przez Kościół katolicki do grona świętych. Od śmierci do kanonizacji powinno minąć trochę czasu, m.in. po to, by ostudzić emocje i o kandydacie dowiedzieć się więcej."
Według niego Norweski Komitet Noblowski kilkukrotnie dał się zmanipulować, a jego decyzje były przez to nietrafione, przedwczesne, a nawet błędne. Na członków Komitetu miały wywierać presję dyplomacje innych państw, zagraniczne służby specjalne czy zakrojone na szeroką skalę kampanie medialne. Przykładem wybranego w ten sposób laureata był prezydent Korei Południowej Kim Dae Dzung w 2000 roku.
– Choć szczegóły spoczywają jeszcze w archiwach, jest dziś pewne, że do konferencji pokojowej między Pjongjangiem a Seulem, za organizację której Kim Dae Dzung otrzymał nagrodę, nie doszłoby, gdyby Korea Południowa nie zapłaciła reżimowi Kim Dzong Ila 0,5 mld dol. Członkowie Komitetu przyznawali potem, że gdyby o tym wiedzieli, południowokoreański polityk nie mógłby liczyć na wyróżnienie – oświadczył Stenersen.
Dostarczane w taki czy inny sposób nieprawdziwe informacje i dowody miały kilkukrotnie wpłynąć na decyzję o pominięciu lub wyborze kandydata. Po latach dowody na zaangażowanie w działalność przeciwatomową Eisaku Sato, za którą były premier Japonii otrzymał Nobla w 1974 roku, okazały się nieprawdziwe. W latach 40. do Oslo docierało wiele materiałów, mających podważyć pacyfistyczny charakter ruchu Mahatmy Gandhiego, w wyniku czego nagrody ostatecznie on nie otrzymał.
– To dla mnie największa pomyłka Komitetu – przyznał norweski historyk.
Niektóre decyzje Komitetu Noblowskiego doprowadziły do skandalu wewnątrz przyznającego nagrodę ciała. Gdy w 1973 roku ogłoszono, że pokojowego Nobla otrzymać mają Henry Kissinger i Lê Đức Thọ, trzech członków Komitetu zrezygnowało z dalszego zasiadania w nim. Nie mogli pogodzić się z przyznaniem nagrody za pokój w Wietnamie, choć wojna tam wciąż trwała.
– Le Duc Tho przynajmniej jako jedyny w historii nagrody wówczas jej nie przyjął – przypomniał Stenersen.
W opinii historyka członkowie Komitetu często podejmowali decyzje zbyt szybko i zbyt pochopnie, dlatego były one potem odbierane jako złe i nietrafione. Taką nagrodą miało być wyróżnienie przyznane w 2009 roku prezydentowi USA Barackowi Obamie, gdy nagrodzono pomysł i zapowiedź, a nie konkretne osiągnięcie czy dokonanie. Trudno mu również zrozumieć zasługi, za które Nobla otrzymał były amerykański wiceprezydent Al Gore.
– Czasami myślę, że z Pokojową Nagrodą Nobla powinno być jak z przyjęciem przez Kościół katolicki do grona świętych. Od śmierci do kanonizacji powinno minąć trochę czasu, m.in. po to, by ostudzić emocje i o kandydacie dowiedzieć się więcej. Jeśli robi się to szybko, można potem żałować. Ani nagrody, ani statusu świętego nie da się odebrać – ocenił Stenersen.
Tegoroczny laureat Pokojowej Nagrody Nobla zostanie ogłoszony w piątek, 10 października.
Z Oslo Mieszko Czarnecki (PAP)