Pojawiło się tyle nowych zadań, że potrzebujemy dynamizmu i odwagi równie mocno jak wtedy, gdy IPN brał się za bary z niechęcią do prawdy o komunizmie – mówi prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki w rozmowie z tygodnikiem „Sieci”.
Jak podkreślił Nawrocki, "w infrastrukturze państwa polskiego rola IPN w upominaniu się o prawdę o doświadczeniu Polaków w XX w. jest kluczowa".
"Nie ma drugiego miejsca w Polsce, a może i w Europie, gdzie byłoby tylu doskonałych, wykwalifikowanych historyków. Trzeba uderzyć się w pierś i przyznać, że Instytut robił za mało w sprawach międzynarodowych. Wdało się nieprawdziwe przekonanie, że nie damy rady, nie umiemy. Taki nasz, historyczny imposybilizm" - przyznał.
Pytany przez dziennikarzy czy sugeruje, że organizacja spoczęła na laurach, prezes IPN odparł, że "wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, wpadamy w różne życiowe pułapki". "Zmianę trudno sobie często wyobrazić, jeszcze trudniej ją wdrożyć. Ale to możliwe. Także w panów pytaniu pada przecież sugestia, że IPN ma przede wszystkim odpowiadać na ataki na Polskę. Moje cele są ambitniejsze. Nie chcę tylko reagować na słowa Obamy, Merkel, Putina i Łukaszenki czy zagranicznych mediów, chcę działać ofensywnie" - wyjaśnił.
Dopytywany, czy w tym kontekście, przy takiej presji jest to w ogóle możliwe, odpowiedział, że tak. "Przekonała mnie o tym akcja +Walka i cierpienie+, którą zorganizowaliśmy w czasie, gdy jeszcze kierowałem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Tygodnik +Sieci+ o tym pisał, sprawa jest więc znana jego czytelnikom. Pokazaliśmy tę wystawę w 150 miastach na świecie, od Nowej Zelandii, przez Szwajcarię, po Węgry, wszędzie opowiadając o polskiej walce i cierpieniu w czasie wojny, wchodząc z tym przekazem także w media lokalne i społecznościowe. Ściągaliśmy lokalne elity, osoby wpływowe, opowiadaliśmy im o 1 i 17 września, o Katyniu i Auschwitz. Wiemy z różnych nasłuchów i odsłuchów, że zostało to zauważone, choćby przez rosyjskie placówki dyplomatyczne" - powiedział Nawrocki. (PAP)
dap/ pat/