Z plakatów Ryszarda Kai można się uczyć geografii Polski. Jemu się podobało, że jesteśmy prowincją, że jest jeszcze w Polsce prawdziwa wieś. Mówił, że chadza opłotkami - powiedziała PAP Beata Szady, autorka książki „Polska według Ryszarda Kai”.
Polska Agencja Prasowa: Do rąk czytelników trafił zbiór pani reportaży inspirowanych serią „Polska” autorstwa malarza, grafika i scenografa Ryszarda Kai. Dlaczego bohaterem swojej książki uczyniła właśnie tego artystę?
Beata Szady: W naszych domach często wiszą plakaty Ryszarda Kai, choć wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie on jest ich autorem, nie kojarzą jego nazwiska. W moim przypadku było inaczej – znałam nazwisko Kai, ceniłam jego plakaty, głównie te z serii „Polska”. Kilka z nich wisi w moim domu.
Dużą rolę w powstaniu tej książki odegrał plakat „Kocie góry” – jego tytuł nawiązuje do zwyczajowej nazwy Wzgórza Trzebnickiego. Patrzę na niego codziennie, kiedy jem śniadanie. Pewnego raz uświadomiłam sobie, że co prawda wiem, kto jest autorem tego plakatu, ale nic więcej o nim nie wiem. Stwierdziłam, że jest to dziwne, skoro tak bardzo lubię jego sztukę.
Po śniadaniu usiadłam do komputera, zaczęłam szukać o nim informacji. Okazało się jednak, że nie ma ich wiele. Pomyślałam, że może warto by było w związku z tym pochylić się nad Ryszardem Kają. Tamto śniadanie było dla mnie jak olśnienie.
PAP: Czym zatem jest pani książka?
B.S.: Na początku nie myślałam o tym, że to, nad czym będę pracować, finalnie przybierze postać książki. Najpierw miał być to wyłącznie portret artysty. Chcę mocno podkreślić, że moja książka nie jest biografią, ponieważ nie porusza wszystkich zagadnień związanych z życiem i twórczością artysty. W portrecie skupiłam się wyłącznie na serii „Polska”, która powstawała w latach 2012-2019, aż do śmierci artysty. Jednak analizując plakaty Kai, znajdywałam w nich kolejne inspiracje do pracy. Jestem dziennikarką, reporterką, więc zaczęłam pisać teksty inspirowane plakatami Kai. W pewnym momencie było ich tak dużo, że uznałam, że może powstać z tego książka. Obok portretu artysty są więc reportaże inspirowane jego twórczością.
„Na plakacie >>Zadupie<< widzimy wychodek z wyciętym w desce serduszkiem. Pod spodem znajduje się napis „Zadupie”, a jeszcze niżej nazwa „Polska”. (…) On mówił o tym zadupiu z miłością. Uważał, że niekoniecznie musi to być określenie pejoratywne.”
PAP: Jaka jest Polska według Ryszarda Kai?
B.S.: To, co powiem, może okazać się kontrowersyjne, ale Ryszard Kaja uważał Polskę za zadupie. W serii „Polska” jest nawet plakat po takim tytułem. Przypomnę, że plakaty Kai składają się z samego obrazu, pod nim jest nazwa miejsca, które przedstawia, a jeszcze poniżej umieszczona została nazwa „Polska” w różnych językach. Na plakacie „Zadupie” widzimy wychodek z wyciętym w desce serduszkiem. Pod spodem znajduje się napis „Zadupie”, a jeszcze niżej nazwa „Polska”. Dla niektórych osób szokujące było właśnie połączenie tych słów, bo to oznacza, że Polska jest zadupiem.
Sam Ryszard Kaja mówił, że jest świadomy, iż Polacy chcą być światowi, ale jesteśmy prowincjonalni. I mówił to na podstawie swoich doświadczeń. Przez prawie połowę swojego życia, ze swoim partnerem Leszkiem Jamrozikiem, starał się jak najwięcej podróżować. Udawało im się pół roku być z podróży, a drugie pół roku - pracować w Polsce. Właśnie doświadczając różnych miejsc na świecie, Kaja doszedł do wniosku, że Polska jest zadupiem.
PAP: Ale na tym wychodku jest jednak wspomniane przez panią wycięte serduszko…
B.S.: I to jest kluczowe dla zrozumienia stosunku Kai do Polski. On mówił o tym zadupiu z miłością. Uważał, że niekoniecznie musi to być określenie pejoratywne. Jemu się podobało, że jesteśmy prowincją, że jest jeszcze w Polsce prawdziwa wieś. Mówił, że chadza opłotkami.
PAP: I to właśnie prowincja odgrywa dużą rolę w serii „Polska”.
B.S.: Tematami plakatów faktycznie są miejsca mało znane. Kai bardzo zależało na tym, aby takie miejsca też pokazać. Co więcej, ta seria nie była tworzona na zamówienie, tylko miała pokazywać miejsca ważne dla artysty. Miejsca, do których miał sentyment, w których lubił bywać. Często są to właśnie małe miejscowości.
Polska według Ryszarda Kai jest również nieoczywista. Seria liczy 163 plakaty. Ale nie znajdziemy w nich plakatów niektórych wielkich miast czy ważnych historycznie miejsc. Natomiast sporo jest miejsc właśnie nieoczywistych, np. wspomniany w książce Mikstat czy chociażby Pulwy. Dzięki temu z tych plakatów możemy się uczyć geografii Polski. Z tego, co wiem, nauczyciele na lekcjach geografii pokazują te plakaty, a jak była wystawa całej serii w Muzeum Plakatu w Wilanowie, to szkoły przychodziły na tę wystawę między innymi w ramach lekcji geografii.
PAP: Jednak w książce nie przedstawia pani wszystkich prac z serii. Jakie plakaty inspirowały panią do napisania tekstów?
B.S.: Muszę przyznać, że nie miałam żadnego klucza wyboru. Pomysły na reportaże przychodziły same, a inspiracje były różne.
PAP: Jak na potrzeby reportaży znajdowała pani egzemplifikację miejsc, właśnie nie zawsze oczywistych, z plakatów Kai?
B.S.: Czytelnik może mieć wrażenie, że będę jeździć do tych miejsc, które obrazuje w serii „Polska” Ryszard Kaja i będę konfrontowała to, co jest na plakacie, z rzeczywistością. A tak nie jest. Wyjątek stanowi przypadek Mikstatu.
Plakat przedstawia zwierzęta, które stoją na sobie. Jeżeli ktoś nie zna tego malutkiego miasteczka w Wielkopolsce i nie wie, że jest tam odpust św. Rocha 16 sierpnia połączony z błogosławieństwem zwierząt, nie będzie do końca rozumiał tego plakatu. Błogosławieństwo zwierząt ma ponad 300-letnią historię, nawet pandemia nie przerwała tej tradycji. W swoim reportażu próbuję mówić o tym, jak wierzą Polacy. Po pierwsze, kto bierze udział w tym zwyczaju i odpuście. Po drugie, czy te święcenia mają jeszcze wymiar religijny, czy jest to już tylko teatryzacja obrzędu i wydarzenie turystyczne.
„(…) sporo jest miejsc właśnie nieoczywistych, np. wspomniany w książce Mikstat czy chociażby Pulwy. Dzięki temu z tych plakatów możemy się uczyć geografii Polski.”
Kolejnym plakatem, który mnie zainspirował, są „Sady grójeckie”. Na mapie nie znajdziemy takiego miejsca, choć oczywiście na Grójecczyźnie słynie z sadów. Pojechałam tam, aby przyjrzeć się stowarzyszeniu „Sady grójeckie”, które chce stworzyć modę na jabłka. Okazuje się bowiem, że jesteśmy wielkim światowym potentatem produkcji jabłek, a Polacy paradoksalnie jedzą ich coraz mniej. Przyglądam się pracy stowarzyszenia, rozmawiam o tym, jakie znaczenie dla Polski mają jabłka oraz co zrobić, aby jeść ich coraz więcej, jestem też w sadzie jednego z założycieli „Sadów grójeckich”.
Ale moje inspiracje są też dalekie. Jako przykład podam plakat „Wierzbie”. Jest to bardzo mała miejscowość w Polsce, znów jesteśmy na prowincji. Nie wiem, czy bardziej zainspirował mnie sam plakat, czy to, co Ryszard Kaja napisał na Facebooku (artysta miał zwyczaj, że kiedy do sprzedaży trafiał plakat, to publikował na Facebooku krótką notkę). Napisał tak: „A teraz >>Wierzbie<<. Bo ten nasz kraj wierzbami potargany, najbardziej ulubione polskie drzewo, nazywane drzewem życia i śmierci, odradzania się. Niegdyś kojarzone z magią, dzisiaj z nostalgią. Jest drzewem płaczu”. Tak naprawdę właśnie te ostatnie słowa zainspirowały mnie do tego, żeby napisać o tym, jak płaczą Polacy.
PAP: Jak zatem twórczość Ryszarda Kai umiejscowić na tle polskiej szkoły plakatu?
B.S.: Uważam, że jest niedoceniony. Sam Kaja używał sformułowania, że czuje się niedoceniany w środowisku plakacistów. O ile miał wielką łatwość odnajdywania się wśród różnych ludzi, brylował na spotkaniach towarzyskich, to ze środowiskiem plakacistów miał problem. Uważał, że jest pomijany, nie jest zapraszany na różne wydarzenia. Nie potwierdzają jednak tego sami plakaciści. Uważają, że Kaja przesadzał, że brak zaproszenia na biennale nie oznacza od razu wykluczenia.
Brak zaproszenia wynikał z tego, że na biennale są zapraszani artyści, którzy pokazują coś innowacyjnego w plakacie. A Kaja taki nie był. Jego plakaty nie były nowatorskie. Kaja brzydził się modą, nie podążał za nią. Przez to nie mógł być zapraszany na wydarzenia, które promują coś nowego. Jednak kiedy zmarł, nikt na Biennale go nie pożegnał. Myślę, że o czymś to świadczy.
Słyszałam opinię, że seria „Polska” jest powtarzalna, prosta i banalna, że plakaty wyglądają tak samo, chociaż tak naprawdę, jeżeli się przyjrzymy, są różne. Na pewno ta seria bardziej jest znana i ceniona przez zwykłych odbiorców, szarego człowieka niż środowisko plakacistów. Jego miejsce w świecie polskiego plakatu jest więc niejednoznaczne. Na jednym ze spotkań promujących książkę podszedł do mnie mężczyzna i powiedział, że nie zdajemy sobie sprawę, jak Kaja bardzo otworzył tematycznie świat plakatu, pokazał, że można na nim pokazywać to, co do tej pory nie było pokazywane. Powiedział mi, że w mojej książce powinno to jeszcze bardziej wybrzmieć. Może się więc okazać, że nawet w mojej książce Ryszard Kaja jest niedoceniony jako plakacista.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Książka „Polska według Ryszarda Kai” ukazała się w wydawnictwie Czarne.
Beata Szady – dziennikarka i wykładowczyni akademicka. Autorka książek reporterskich „Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy” oraz „Wieczny początek. Warmia i Mazury”. Pomysłodawczyni dwóch antologii: reportażu latynoamerykańskiego „Dziobak literatury” i tekstów Leili Guerriero „Nitrogliceryna niepokoju”. Najczęściej publikuje w „Piśmie”. (PAP)
akr/ aszw/