17.10.2009 Warszawa (PAP) - Do porwania z Argentyny przez izraelski wywiad głównego sprawcy holokaustu, Adolfa Eichmanna, przyczyniła się dziewczyna, która odkryła, że ojciec jej chłopaka to ścigany hitlerowski zbrodniarz. Jej ojciec, emigrant z III Rzeszy, powiadomił o tym prokuratora z Niemiec, który potajemnie dał znać Izraelowi.
SS-obersturmbannfuehrer Eichmann jako szef wydziału żydowskiego w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) odpowiadał za realizację "ostatecznego rozwiązania" - koncentrację Żydów i ich wysyłkę do niemieckich obozów zagłady w okupowanej Polsce. Sam przechwalał się, że ma na sumieniu 6 mln Żydów. Bascomb podkreśla, że ten "morderca zza biurka" wyolbrzymiał jednak swoją rolę w elitach III Rzeszy, bo - jak sam mówił - "wykonywał tylko rozkazy".
Choć w 1945 r. Eichmann przebywał w amerykańskich obozach jenieckich, nie odkryto jego prawdziwej tożsamości, co - zdaniem autora - "świadczy o zbyt małej liczbie i nadmiernym obciążeniu śledczych tropiących zbrodnie wojenne". "Amerykańska agencja szpiegowska była zainteresowana aresztowaniem oficerów SS, choć raczej dla celów kontrwywiadowczych niż ze względu na ich zbrodnie" - pisze Bascomb. Dowodzi, że także młode państwo Izrael nie ścigało aktywnie zbrodniarzy z SS; w latach 50. w Mossadzie zajmowała się tym jedna osoba. "Ocaleni z Holokaustu musieli przecież budować państwo, a społeczeństwo nie było wtedy zainteresowane konfrontacją ze zbrodniami Hitlera" - stwierdza autor.
Opisuje on przypadek, który pozwolił ustalić, że Eichmann żyje pod fałszywym nazwiskiem w Argentynie. Uciekł on tam z Niemiec w 1950 r. dzięki siatce dawnych nazistów, wspieranych przez niektórych księży.
W 1956 r. mieszkająca pod Buenos Aires Sylvia Hermann, córka uchodźcy z III Rzeszy, poznała młodego Niemca, Nicka Eichmanna. Mówił on jej ojcu Lotharowi Hermannowi, że byłoby lepiej, gdyby eksterminacja Żydów udała się i chwalił się, że jego ojciec "dobrze służył swemu krajowi". Lothar - który opuścił Niemcy jako pół-Żyd i socjalista - nabrał podejrzeń, czy nie chodzi o opisywanego w gazetach zbrodniarza i napisał o tym prokuratorowi generalnemu landu Hesja, Fritzowi Bauerowi. Ścigał on wtedy nazistów, choć bez skutku, bo przeciwstawiały się temu elity odrodzonych Niemiec, wśród których - jak podkreśla autor - było wielu hitlerowców.
Bauer wysłał Hermannom zdjęcie i rysopis esesmana. Sylvia zdobyła adres Nicka i - jak zaznacza Bascomb - ryzykując życiem poszła do skromnego domku Eichmanna. Widząc starszego mężczyznę, spytała: "Pan Eichmann, ojciec Nicka?", "Jestem jego wujem" - padła ostra odpowiedź, choć jej chłopak zwracał się do niego: "Tato". Było jasne, kim jest - o czym Hermann napisał Bauerowi. Ten wiedział, że nie może wiele zrobić wobec niechęci kanclerza Konrada Adenauera do - zdaniem autora - "zbyt głębokiego wnikania w przeszłość", a obawiał się ucieczki Eichmanna po nagłośnieniu sprawy. Dlatego, ryzykując oskarżenie o zdradę, potajemnie powiadomił o wszystkim przedstawiciela Izraela w Niemczech.
Bascomb podkreśla początkową nieufność Izraela. Nie dowierzano, by dygnitarz III Rzeszy, o którym sądzono, że zagrabił majątki swych ofiar, żył tak ubogo. Sądzono, że to kolejny fałszywy trop. Ponadto priorytetem wywiadu były zagrożenia ze strony państw arabskich. Dopiero po naleganiach Bauera władze Izraela zaczęły działać. Wobec proniemieckich sympatii Argentyny i braku szans na ekstradycję, podjęto decyzję o porwaniu esesmana i złamaniu prawa argentyńskiego - by na oczach świata osądzić Eichmanna w Izraelu.
Autor szczegółowo odtwarza akcję agentów Mossadu i Szin Bet. Do końca nie mieli oni stuprocentowej pewności, że tropią właściwą osobę - nawet gdy przy odgłosach burzy w ciemnej uliczce pod Buenos Aires obezwładnili "Ricardo Klementa", robotnika zakładów Mercedesa - bo taka była nowa tożsamość hitlerowca. Eichmann - domyślając się, kto go porwał - wydusił w aucie: "Pogodziłem się już z moim losem", a wkrótce potem podał prawdziwe nazwisko. Bascomb pisze, że agenci, którzy stracili bliskich podczas holokaustu, musieli wtedy tłumić emocje, "by nie zaatakować więźnia", a kilkudniowy pobyt w kryjówce z hitlerowcem "wyrządził spustoszenia w ich duszach".
Ostatnim etapem akcji było wprowadzenie odurzonego narkotykiem Eichmanna na pokład izraelskiego samolotu. Dla zmylenia służb lotniska, przebrano go za pilota izraelskich linii El Al. Agenci liczyli się nawet z odlotem bez zgody władz lotniska, ryzykując pościg argentyńskich myśliwców. Kontroli lotów podano fałszywą trasę lotu - do Recife w Brazylii, podczas gdy w istocie samolot El Al poleciał od razu za Atlantyk.
Proces Eichmanna zwrócił uwagę świata na zagładę Żydów. Wykazał też "banalność zła", bo - jak napisała autorka głośnej książki o nim, Hannah Arendt - nie był zwyrodniałym sadystą, lecz niezdolnym do refleksji biurokratą. Eichmanna - jedyną osobę skazaną w Izraelu na śmierć - powieszono w 1962 r. Jego ciało spalono w obecności byłego więźnia Auschwitz, a prochy wyrzucono do morza.
Izrael po latach nagrodził Hermanna. Jego córka mieszka dziś w USA. Bauer aż do śmierci w 1968 r. ścigał nazistów; oskarżał m.in. esesmanów z Auschwitz. (PAP)
sta/ hes/ mow/