140 lat temu, 22 listopada 1878 r., zmarł Ludwik Mierosławski, w połowie XIX wieku jeden z największych rewolucjonistów swoich czasów, o wyzwolenie Polski walczący we wszystkich powstaniach tamtego stulecia.
W epoce Wiosny Ludów był Ludwik Mierosławski może nawet najbardziej znanym Polakiem w Europie. Postrzegano go jako wzór rewolucjonisty i demokraty, co w połączeniu z opinią wybitnego stratega, jaką cieszył się po swoich publikacjach, sprawiało, że wówczas lgnęła do niego zrewoltowana młodzież z każdego niemal zakątka. Na swoje opinię i popularność z pewnością zasłużył. Jednak mimo że miał niemały talent i wielki temperament, większość tego, co próbował osiągnąć, zazwyczaj kończyła się porażką.
Walka i konspiracja
Miał zaledwie szesnaście lat, kiedy wybuchło Powstanie Listopadowe. Niemniej był już wtedy Mierosławski podchorążym i walczył w korpusie gen. Samuela Różyckiego. Brał udział w zdobyciu warszawskiego Arsenału, a także w najkrwawszej bitwie zrywu: o Olszynkę Grochowską. Nie odegrał w tych bojach żadnej kluczowej roli, wykazał się jednak tak dużym męstwem, że został uhonorowany Orderem Virtuti Militari. Uwaga, którą ten krewki nastolatek zwrócił na siebie podczas powstania, zwielokrotniła się podczas jego pobytu na emigracji w Paryżu. Czuł się tam zresztą jak w domu. Pochodził z mieszanej, francusko-polskiej rodziny. Jego matka, Camilla Notté de Vaupleux, była wnuczką kapitana marynarki brytyjskiej – co jednak odcisnęło silniejsze piętno na młodszym bracie Ludwika, Adamie, postaci chyba jeszcze barwniejszej niż on sam.
Adam Mierosławski także walczył w powstaniu, m.in. w obronie Woli, kiedy to dostał się w ręce Rosjan. Uciekając dwukrotnie, wstąpił ostatecznie do marynarki francuskiej i wkrótce zasłynął jako szaleńczo odważny żeglarz na morzach południowych. Wydarzeniami w Europie zainteresował się na wieść o wrzeniu rewolucyjnym w 1848 r. Nie zdążył dotrzeć na powstanie, które wybuchło wówczas w Wielkopolsce, wraz z bratem walczył jednak na Sycylii jako admirał floty rewolucyjnej. Zmarł niedługo potem, bo w 1851 r., w niejasnych okolicznościach, podczas rejsu do Australii. Być może nie ma przesady w legendzie, która przedstawia go jako marynarza o wyjątkowej wprost odwadze i żyjącego zawsze na skraju przepaści – w celach czysto zarobkowych podejmował się np. handlu z piratami w tym złotym dla nich okresie.
Ludwika nie pociągały zamorskie krainy ani handel z piratami i choć wykazywał cechy analogiczne do cech brata, był człowiekiem rozsądniejszym. Wyrósł najwyraźniej z drugiej gałęzi swojej rodziny. Jego ojcem był Adam Kasper Mierosławski, adiutant marszałka Louis Nicolasa Davouta, jednego z najwybitniejszych dowódców Napoleona, a zarazem ojca chrzestnego Ludwika. Wojskowość towarzyszyła mu więc od dziecka i istotnie wszystkie jego późniejsze życiowe wybory szły w tym kierunku. Jeszcze przed powstaniem ukończył Kaliską Szkołę Kadetów, która zapewniła mu stopień podchorążego. Na emigracji nie kontynuował nauki, usiłował za to sam nauczać, i to od razu z doskonałym skutkiem, co o tyle zaskakujące, że robił to wciąż w niezwykle młodym wieku. Miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, kiedy ukazał się pierwszy z trzech tomów studium strategicznego o Powstaniu Listopadowym – nie tylko błyskotliwego pod względem analitycznym, lecz i po prostu doskonale napisanego. Już to wydawnictwo ukazało go jako autorytet w kwestiach wojskowych, a jego prestiż w tym zakresie wkrótce podniosło opracowanie szczegółowego planu kolejnego, trójzaborowego powstania na ziemiach polskich, które przygotował dla Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, z którym współpracował od 1840 r.
„Stanął na stanowisku, że najgroźniejszym przeciwnikiem jest Rosja. W myśl jego projektu, w zaborach pruskim i austriackim miały powstać zaimprowizowane oddziały, które wkroczą następnie do Królestwa Polskiego, gdzie połączą się z tamtejszymi oddziałami i zadadzą klęskę armii cara. Na Austriaków i Prusaków miały starczyć słabsze siły osłonowe. Nikt uprzednio nie odważył się na podobnie awanturnicze wizje; emigracyjni stratedzy, wśród których wielu miało większe doświadczenie, skłaniali się ku wojnie partyzanckiej” – oceniał historyk prof. Andrzej Szwarc.
Profesor słusznie dodawał, że projekt ten niewiele miał wspólnego z rzeczywistością, co jednak nie zmienia faktu, iż Mierosławski potrafił zarażać entuzjazmem. Nic też dziwnego, że władze TDP zobaczyły w nim przyszłego wodza naczelnego. Jak na konspiratora był jednak Mierosławski zdecydowanie zbyt nieostrożny. Kiedy wyjechał do Poznania, by poczynić tam przygotowania do przyszłych walk, został w wyniku zdrady błyskawicznie aresztowany przez pruską żandarmerię i po krótkim procesie skazany na karę śmierci. Być może największą sławę przyniósł mu właśnie ten głośny w owym czasie proces, podczas którego – a był mówcą charyzmatycznym – porwał ludzi słowami o równości, wolności i demokracji, a więc dokładnie tym, czego oczekiwały wtedy tłumy. Uniknął kary właśnie dzięki tym tłumom. Rewolucja berlińska uwolniła go z więzienia, a rewolucjoniści – całkiem dosłownie – obnosili go na rękach po ulicach miasta.
W Wielkopolsce, na Sycylii, w Niemczech
W czasie Wiosny Ludów Mierosławski dowodził walkami w Wielkopolsce, tam właśnie 30 kwietnia 1848 r. odnosząc jedyne w swoim życiu zwycięstwo: pod Miłosławiem. W skali armii pruskiej była to jednak zaledwie potyczka i Mierosławski z każdym dniem coraz wyraźniej zdawał sobie z tego sprawę. Po kolejnych przegranych starciach złożył dowództwo – jak zauważał prof. Andrzej Szwarc – nie chcąc formować aktu kapitulacji. Mimo tych niepowodzeń jego sława rozchodziła się po Europie, w tamtym właśnie momencie czyniąc z niego symbol walki rewolucyjnej, a zarazem symbol walki o niepodległość Polski. Do jego paryskiego mieszkania ciągnęły pielgrzymki spiskowców z całej Europy, chcąc powierzyć mu dowództwo w planowanych zrywach. O zawrotnym tempie, w jakim wówczas żył i walczył, najlepiej świadczy to, że jeszcze w marcu i kwietniu 1849 r. walczył na Sycylii (tam po raz ostatni widział brata), a już w czerwcu prowadził rewolucje w Badenii i Palatynacie.
Po ich klęsce powrócił do Paryża, z którego słał rewolucyjne odezwy do młodych Polaków w kraju, ale jednocześnie coraz bardziej dziwaczał. Nie wytrzymywał rytmu, w którym żył, z jednej strony popadając w obsesję wymyślania nowych strategii i osobliwych wynalazków, z drugiej zaś stając się coraz trudniej tolerowanym przez otoczenie megalomanem. W tej pierwszej kwestii był w pewnym sensie pionierem strategii walki terrorystycznej, która w kręgach antymonarchicznych spiskowców stanie się normą jakieś dwadzieścia lat później – namawiał do dokonywania zamachów, porywania członków rodzin królewskich, oficerów… Opracowywał również projekty udoskonalania żołnierskiego ekwipunku, np. kuloodpornym plecakiem i czymś w rodzaju wozu pancernego, z tym że naszpikowanego kosami. Jeśli zaś chodzi o megalomanię, narastała ona z każdym miesiącem.
„Krytykowano go za pychę i egoizm, nadmierne eksponowanie własnej osoby i niezdolność do trwałej współpracy z jakąkolwiek organizacją. Było w nim coś z przypisywanych polskiemu charakterowi cech szlacheckiego warchoła. Przypominał też trochę przywódcę sekty: żądał adoracji i bezwzględnego posłuszeństwa. Niemal aż do ostatnich dni znajdował zresztą wyznawców, tyle że coraz mniej licznych” – pisał prof. Andrzej Szwarc.
Bodaj najbardziej zraził do siebie ludzi jako dyrektor i wykładowca Polskiej Szkoły Wojskowej, założonej w 1861 r. w Genui. Był dobrym nauczycielem, nikt także nie krytykował go jako administratora. Jednak to wówczas Mierosławski zaczął głosić, że jest jedyną osobą, która wie, jak wyzwolić Polskę, i realnie domagać się uznania siebie za oficjalnego reprezentanta narodu.
„Należał do konspiratorów, którzy nigdy nie załamywali rąk, wierząc zarówno w stojącą za nimi konieczność dziejową, jak i własny geniusz” – komentował ten fakt prof. Szwarc.
Przekleństwo Napoleona
Mimo tych osobliwości Mierosławski wciąż był postrzegany jako postać wybitna. Wielu też w jego arogancji widziało autentyczne cechy wielkiego wodza. Nic dziwnego, że przygotowujący powstanie Komitet Centralny Narodowy jemu właśnie zaoferował stanowisko dyktatora. Mierosławski przyjął je i po wybuchu walk w styczniu 1863 r. był formalnie naczelnym wodzem walczących Polaków. Miał już wtedy lat pięćdziesiąt – jak na dowódcę to nie dużo, ale w tym przypadku należał już wówczas do innej epoki. Powstanie Listopadowe, na którym uczył się wojować, było przecież regularną wojną, w starym jeszcze stylu. Już bezpośrednio po jego upadku zaczęto zdawać sobie sprawę, że powstańcze siły pojedynczych narodów nigdy nie będą w stanie stawić czoła w polu potężnym armiom wielonarodowych monarchii; w 1833 r. Polacy podjęli karkołomną i zupełnie nieudaną próbę wywołania kolejnego zrywu, tym razem czysto partyzanckiego, który przeszedł do historii pod nazwą Partyzantki Zaliwskiego. Mierosławski tymczasem wojny partyzanckiej nie czuł zupełnie. Był typem wodza dążącego do decydującego, heroicznego starcia, a nie długofalowej taktyki, obliczonej na nękanie i osłabianie wroga drobnymi starciami i dywersją. Wyraźnie lekceważył także niezbędną w takiej formie walki konspirację.
W takiej sytuacji w 1863 r. o wszystkich jego ruchach Rosjanie wiedzieli z wyprzedzeniem i w dwóch podjętych przez Mierosławskiego bitwach – pod Krzywosądzem (19 lutego) i Nową Wsią (21 lutego) –odczytywali jego posunięcia, atakowali przeważającymi siłami i ostatecznie rozbijali polskie oddziały. Mierosławski nie wytrzymał presji i nie składając dyktatury, wyjechał do Paryża.
„Niestety nie był odpowiedni na wodza w powstaniu, w którym jednocześnie trzeba było formować wojsko, zdobywać broń i bić się z wrogiem. Zapatrzony w przykład wielkich wodzów z czasów wodzów rewolucyjnych i cesarstwa Francji, mając zawsze przed oczami olśniewający przykład Napoleona, pojmował tylko wojnę regularną, z wojskiem regularnym” – oceniał w 1913 r. Bolesław Limanowski.
Był to przełomowy moment w życiu Mierosławskiego. Po powrocie do Paryża wciąż usiłował walczyć o sprawę polską, ale walka ta przyjmowała głównie krytykę organizacji Powstania Styczniowego – skądinąd słuszną, lecz nieprzynoszącą żadnych konstruktywnych wniosków. Z czasem stawał się mniej aktywny, coraz mniej liczono się też z jego opiniami, choć aura wielkiego rewolucjonisty ciągnęła się za nim praktycznie do końca życia. Krytykowano jego posunięcia i cechy charakteru, nigdy jednak nie kwestionowano roli, jaką odegrał jako symbol swoich czasów. Zmarł 22 listopada 1878 r. w Paryżu.
jiw / skp /