Poza solidarnością z Węgrami Polacy udzielili temu narodowi wielkiego wsparcia materialnego i medycznego. Sam Polski Czerwony Krzyż zebrał 31 mln złotych na pomoc dla Węgrów – powiedział PAP prof. Janusz Karwat z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. 23 października mija 60 lat od wybuchu rewolucji węgierskiej.
PAP: Czy gdyby nie Poznański Czerwiec 1956 r. doszłoby do październikowej odwilży?
Prof. Janusz Karwat: Jestem przekonany, że Poznański Czerwiec 1956 roku skrócił wyraźnie okres stalinizmu w Polsce. Wpłynął na zmiany, jakie miały miejsce w naszym kraju na przełomie września i października, kiedy to doszło do wyboru Władysława Gomułki na I sekretarza KC PZPR. Wprawdzie powrócił on do władzy 21 października 1956 r., ale wydarzenia z Czerwca były sygnałem dla partii, że nie można sprawować władzy wyłącznie poprzez terror i należy ustanowić nowe zasady kształtujące stosunki ze społeczeństwem oraz relacje polsko-sowieckie. Gdyby nie rozwaga Gomułki i jego otoczenia oraz zdobyte przez nich poparcie społeczne to losy Października mogły potoczyć się inaczej. Stąd takie działania jak zwolnienie z internowania 26 października prymasa Stefana Wyszyńskiego, który wkrótce poparł przemiany wprowadzane przez Gomułkę. Cztery miesiące wcześniej, przed czerwcem nie byłoby to możliwe.
Prof. Janusz Karwat: Poza solidarnością z Węgrami Polacy udzielili temu narodowi wielkiego wsparcia materialnego i medycznego. Sam Polski Czerwony Krzyż zebrał 31 mln złotych na pomoc dla Węgrów. Zebrano ponad 800 litrów krwi. Polskie samoloty i pociągi przewoziły te dary do Budapesztu. Było to wsparcie powszechne, aż do grudnia, gdy władze przestraszyły się reakcji sowieckiej.
PAP: Jakie wrażenie wywarł na Węgrach i węgierskich komunistach Poznański Czerwiec?
Prof. Janusz Karwat: Mamy liczne przekazy świadków – Węgrów i przebywających na Węgrzech Polaków - studentów, dziennikarzy i członków rodzin polsko-węgierskich. Młodzież węgierska zbierała się w ramach Klubów Sandora Petofiego, który był adiutantem Józefa Bema w trakcie powstania narodowego, a w 1848 r. stał romantycznym bohaterem Węgrów. Wiedziano więc, że w Polsce następują zmiany, znacznie szybciej niż na Węgrzech. Tam nie znano tak szeroko jak w PRL tajnego referatu Chruszczowa z lutego 1956 r. Władze i aparat bezpieczeństwa miały się na Węgrzech znacznie lepiej niż w Polsce i utrzymywały restrykcyjną cenzurę, zamykały zakładane przez młodzież akademicką Kluby Sandora Petofiego.
PAP: Wielkie wrażenie na Węgrach wywarł również wiec poparcia dla Władysława Gomułki.
Prof. Janusz Karwat: Pod wpływem informacji napływających z Warszawy 23 października studenci budapesztańscy zorganizowali ogromny wiec, podczas którego wyrażali poparcie dla przemian w Polsce i formułowali własne żądania, włącznie z postulatem własnej, narodowej drogi do socjalizmu. Poczuli, że przywódca partii komunistycznej może prowadzić niezależną od ZSRS politykę. Zburzono pomnik Stalina. Nastąpił powrót do władzy Imre Nagy’ego, odsuniętego, tak jak Gomułka, przez stalinowski reżim. Stolicę Węgier opuściły na krótko oddziały sowieckie.
PAP: Nagy’ego i Gomułkę łączyły wspólne poglądy, ale historia przejmowania przez nich władzy potoczyła się całkowicie inaczej.
Prof. Janusz Karwat: Obaj odwoływali się do idei własnej drogi do socjalizmu, byli narodowymi komunistami. Działali jednak w zupełnie innym otoczeniu. Mimo że obaj przemawiali przed wielkimi tłumami, to jednak konsekwencje ich działań były zupełnie inne. Na Węgrzech oznaczały wybuch rewolucji. Gomułce udało się zapobiec takiemu rozwojowi wypadków. W Budapeszcie tłum ruszył na awoszy, czyli znanych z okrucieństwa funkcjonariuszy ÁVH (Urząd Bezpieczeństwa Państwa). Otworzyli oni ogień do tłumów przed gmachem radia i w innych miejscach stolicy Węgier, tym samym rozpoczynając walki.
PAP: Czy Gomułka i Nagy mieli takie same cele polityczne? Czy może eskalacja wydarzeń na Węgrzech sprawiła, że tam naród wymusił dalej idące działania?
Prof. Janusz Karwat: Gomułka był w PZPR człowiekiem spoza konkurujących o władzę frakcji i przez to był wygodny dla "puławian" i "natolińczyków". Tymczasem Nagy znacznie mocniej opowiedział się za reformami i przeciwko stalinowskiemu porządkowi. Poparł więc hasła niepodległościowe, czego świadectwem było wystąpienie z Układu Warszawskiego. Tego nie mogła zaakceptować Moskwa. Gomułka pozostając pod naciskiem Chruszczowa nie zdecydował się na takie postulaty i ograniczył się do odsunięcia sowieckich dowódców od bezpośredniego wpływu na polskie wojsko. To jednak nie uspokajało Moskwy i nad Warszawą jeszcze na początku listopada wisiało widmo interwencji Armii Czerwonej. Tymczasem Węgry poczuły się w pełni suwerennym państwem, co skończyło się interwencją sowiecką w imię walki z kontrrewolucją.
Na działania obu przywódców nakłada się kontekst międzynarodowy. Przeciwko interwencji sowieckiej w PRL opowiedzieli się Chińczycy, którzy wykorzystali tę sytuację do umocnienia swojej pozycji w stosunkach z ZSRS. Pamiętajmy również, że na Bliskim Wschodzie trwał kryzys sueski. Zachód, który był w niego zaangażowany skupił się na tym problemie, a nie interwencji sowieckiej na Węgrzech.
PAP: Dlaczego Chińczycy nie stanęli po stronie Węgrów?
Prof. Janusz Karwat: Chińczycy nie chcieli dalszego zaostrzania swoich stosunków z „bratnim” krajem komunistycznym. Wystarczało im manifestacyjne poparcie dla Polaków.
PAP: Polacy w październiku 1956 r. wykazywali się znacznie większą ostrożnością niż Węgrzy. Czy lepiej zdawali sobie sprawę z konsekwencji zbyt daleko idących działań na rzecz niezależności?
Prof. Janusz Karwat: Pamiętajmy, że na Węgrzech mieliśmy do czynienia z powstaniem niepodległościowym i wszyscy, włącznie z komunistami byli niesieni uczuciami patriotycznymi, a nie kalkulacjami politycznymi. Liczono na przynajmniej polityczne wsparcie USA i krajów zachodniej Europy.
PAP: W trakcie interwencji sowieckiej i po jej zakończeniu Polacy bardzo mocno solidaryzowali się z Węgrami. Jakie były tego świadectwa?
Prof. Janusz Karwat: Z Węgrami solidaryzowali się nie tylko zwykli Polacy, ale również władze partyjne. Wyraźnie widać to w prasie. Jest tam mnóstwo informacji o wiecach poparcia dla Węgrów organizowanych przez PZPR. Wszystkie przebiegały pod hasłami poparcia dla zmian politycznych w Budapeszcie i z żądaniami wycofania wojsk sowieckich z Węgier. Ten nastrój trwał jeszcze wiele tygodni później.
Poza solidarnością z Węgrami Polacy udzielili temu narodowi wielkiego wsparcia materialnego i medycznego. Sam Polski Czerwony Krzyż zebrał 31 mln złotych na pomoc dla Węgrów. Zebrano ponad 800 litrów krwi. Polskie samoloty i pociągi przewoziły te dary do Budapesztu. Było to wsparcie powszechne, aż do grudnia, gdy władze przestraszyły się reakcji sowieckiej.
PAP: Czy ta pomoc jest dziś pamiętana?
Prof. Janusz Karwat: Tak, szczególnie przy okazji rocznic wydarzeń roku 1956 r. Współpraca obu narodów ma tradycje sięgające daleko w przeszłość. Mam wrażenie, że Józef Bem jest zdecydowanie bardziej znany na Węgrzech niż w Polsce. Również w 1939 r. Węgrzy pomagali polskim żołnierzom i cywilom ewakuowanym tam po klęsce w starciu z Niemcami i ZSRS.
Prof. Janusz Karwat: Na kary śmierci po stłumieniu powstania skazano 230 osób. (...) Represje były więc niezwykle brutalne i bezwzględne, miały charakter ogólnonarodowy. Ostatni wyrok śmierci wykonano dopiero w 1961 r. Na kary więzienia skazano 25 tys. Węgrów, kilkadziesiąt tysięcy internowano i zwolniono z pracy za udział w powstaniu. Skala emigracji na Zachód, przez Austrię była również ogromna. Z kraju wyjechało 200 tys. Węgrów.
PAP: Świadectwem represji po październiku 1956 r. jest skazanie na śmierć Imre Nagy’ego. Czy Gomułka próbował interweniować w jego obronie?
Prof. Janusz Karwat: Nagy został podstępnie aresztowany po tym jak skrył się w ambasadzie jugosłowiańskiej. Wywieziono go do Rumunii, a następnie skazano w pokazowym procesie. Gomułka oraz organizacje, niekoniecznie partyjne, zwracały się do Moskwy i opinii międzynarodowej w obronie przywódcy węgierskiej rewolucji. Głosy poparcia ukazywały się również w „Trybunie Ludu” i innych mediach reżimu.
Pamiętajmy, że na kary śmierci po stłumieniu powstania skazano 230 osób. Wśród nich był między innymi minister obrony w okresie rewolucji Pal Maleter, na którym wyrok wykonano dzień po jego wydaniu. Represje były więc niezwykle brutalne i bezwzględne, miały charakter ogólnonarodowy. Ostatni wyrok śmierci wykonano dopiero w 1961 r. Na kary więzienia skazano 25 tysięcy Węgrów, kilkadziesiąt tysięcy internowano i zwolniono z pracy za udział w powstaniu. Skala emigracji na Zachód, przez Austrię była również ogromna. Z kraju wyjechało 200 tysięcy Węgrów.
PAP: W historii Węgier i Polski po 1956 r. widać pewien paradoks. Już kilka lat po wydarzeniach października widać, że PRL, mimo że uniknęła tragedii to jednak rozwijała się w kolejnych latach znacznie gorzej, a zakres wolności był coraz mniejszy.
Prof. Janusz Karwat: Węgrzy rozpoczęli budowę swojego „gulaszowego socjalizmu”, w którym żyło się lepiej niż w PRL pod rządami Gomułki. Pamiętajmy jednak, że rządy Janosa Kadara przetrąciły kręgosłup społeczeństwu węgierskiemu, a szczególnie jego elitom. Nigdy później nasi bratankowie nie odważyli się na kolejny zryw. Wynikało to również z masowości represji, które dosięgnęły co trzeciej rodziny.
PAP: Historia Węgier XX wieku jest niezwykle dramatyczna. Czy powstanie z 1956 roku jest kluczowe dla węgierskiej świadomości historycznej?
Prof. Janusz Karwat: Jest bardzo znaczące dla świadomości narodowej Węgrów. Patrzą oni na swoją historię w minionym stuleciu jako na ciągłą drogę pod górę, zaczynającą się od rozbioru ich kraju po 1918 r. W końcu kolejnej wojny Węgry doświadczyły okupacji niemieckiej i sowieckiej. Krwawa rewolucja 1956 r. również była traumą narodową, szczególnie w kontekście wielkiej determinacji jaką się wykazali.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/