Gabriel Narutowicz zapisał się w pamięci większości Polaków, jako prezydent-elekt, który nie objął władzy, ponieważ został zamordowany. Stał się symbolem i ofiarą wybuchu nienawiści oraz działania radykalnych sił. Powinniśmy również pamiętać o nim, jako o wybitnym naukowcu i pionierze energetyki wodnej – mówi PAP historyk prof. Wojciech Roszkowski. 17 marca mija 150. rocznica urodzin pierwszego prezydenta niepodległej Polski.
PAP: Z jakiego środowiska wywodził się Gabriel Narutowicz?
Wojciech Roszkowski: Narutowicz był pochodzenia ziemiańskiego, jednak jego kariera naukowa na Zachodzie w Szwajcarii oddaliła go od takiego tradycyjnego, narodowego i katolickiego punktu widzenia. Został masonem, związał się ideowo z Józefem Piłsudskim. W czasie I wojny światowej początkowo był zwolennikiem państw centralnych jak Piłsudski. W pewnym momencie trochę odszedł od tej koncepcji, aby później do niej powrócić. Jego wizja polityki zagranicznej, miejsca Polski w Europie Środkowej i Wschodniej, była podobna do wizji Piłsudskiego. Była to koncepcja Polski sfederowanej na wschodzie z niezależnymi, ale przyjaznymi Polsce państwami, takimi jak Litwa, Białoruś i Ukraina. Ta koncepcja, jak wiemy, upadła w wyniku wojny z bolszewikami i ustaleń traktatu ryskiego z 1921 r.
PAP: Czy postać Narutowicza i jego poglądy mogły wzbudzać kontrowersje w ówczesnej Polsce?
Wojciech Roszkowski: Dla Narodowej Demokracji jego masońsko-agnostyczny światopogląd był nie do przyjęcia, zwłaszcza jeśli idzie o wybór na stanowisko prezydenta. Zdaniem Narodowej Demokracji prezydent Polski musiał być Polakiem-katolikiem.
Oczywiście Narutowicz był związany z kulturą polską, natomiast pod względem mentalności był bardzo odległy od takiej narodowo-katolickiej wizji Polski, jaką miała endecja.
Prof. Wojciech Roszkowski: Tragiczny los Narutowicza jest czasami traktowany jako taki symbol zagrożenia porządku publicznego w Polsce ze strony skrajnie radykalnych sił. Narutowicza powinniśmy pamiętać jako ofiarę rozwoju wypadków, bo on sam z godnością przyjmował obowiązki prezydenta, natomiast nie zdążył sprawować tej funkcji. Stał się symbolem i ofiarą wybuchu nienawiści oraz działania radykalnych sił.
PAP: Kto zaproponował kandydaturę Gabriela Narutowicza na prezydenta i co spowodowało, że zdecydował się on kandydować?
Wojciech Roszkowski: Narutowicz kandydował z szerszego bloku ludowo-socjalistycznego, formalnie jego kandydaturę zgłosił szef PSL Wyzwolenie Stanisław Thugutt.
Myślę, że na decyzję o kandydowaniu wpływ mogły mieć jakieś ustalenia z Józefem Piłsudskim. Narutowicz czuł chyba poparcie Piłsudskiego. Marszałek nie miał w tym czasie wyraźnego zaplecza partyjnego. Miał takie miękkie poparcie socjalistów, PSL Wyzwolenia, lewicowych partii chłopskich. Poza tym w różnych partiach miał swoich ludzi. Narutowicz był kandydatem z drugiego szeregu. Początkowo wydawało się, że nie ma szans, a potem, jako człowiek Piłsudskiego, wygrał wybory.
PAP: Jakie relacje łączyły Narutowicza z Piłsudskim?
Wojciech Roszkowski: Oni się kontaktowali rzadko w czasie wojny. Narutowicz miał katedrę na Politechnice w Zurychu, współpracował z Polskim Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny pod kierownictwem Henryka Sienkiewicza. Natomiast już po listopadzie 1918 roku, kiedy Narutowicz wrócił do Polski, te kontakty były ściślejsze i bliższe.
PAP: Jak doszło do wyboru Narutowicza na prezydenta? Dlaczego wywołał on tak wielkie kontrowersje i protesty?
Wojciech Roszkowski: Atmosfera w kraju była coraz bardziej napięta ze względu na silny konflikt środowisk liberalno-lewicowych i narodowo-katolickich w parlamencie. Tutaj właściwie nie było szansy na zwycięstwo żadnej ze stron. W Zgromadzeniu Narodowym kolejne tury wyborów prezydenckich nie bardzo zmierzały do jakiejś wyraźnej większości.
W ostatniej turze Gabriel Narutowicz spotkał się z kandydatem Narodowej Demokracji hrabią Maurycym Zamoyskim. Przeważyło głosowanie nie lewicy i mniejszości, „języczkiem u wagi” okazał się PSL Piast Wincentego Witosa. To Witos zdecydował się przesunąć głosy Piasta na Narutowicza. I to on zdecydował o tym, że Narutowicz pokonał Zamoyskiego.
Dla Piasta hrabia Zamoyski był nie do przyjęcia. To był paradoks całej sytuacji, bo Narutowicz, oskarżany, że jest prezydentem mniejszości i masonów, został poparty nie tylko przez mniejszości, socjalistów i lewicę chłopską, ale również przez centrum chłopskie.
PAP: Pierwszy prezydent Rzeczypospolitej, zamordowany został w warszawskiej Zachęcie 16 grudnia 1922 r., kilka dni po objęciu urzędu. Kto jest odpowiedzialny za jego śmierć?
Wojciech Roszkowski: Prezydenta zabił artysta, krytyk sztuki Eligiusz Niewiadomski. Pytanie jakie były motywy Niewiadomskiego i na ile Narodowa Demokracja przez stworzenie pewnej atmosfery politycznej w kraju była za to odpowiedzialna. To jest oczywiście pytanie otwarte. W tej kwestii do dzisiaj istnieją bardzo ostre spory. Niewątpliwie atmosfera nagonki na wybranego prezydenta była rzeczą wielce naganną i Narodowa Demokracja pewną odpowiedzialność za to ponosi.
Natomiast „ulica” rządzi się swoimi prawami, tzn. to nie przywódcy endecji rzucali pigułami w prezydenta-elekta, kiedy przejeżdżał ulicami Warszawy. To nie przywódcy Narodowej Demokracji rozkazali Niewiadomskiemu zamordować głowę państwa.
Związek między atmosferą oburzenia na to, że wygrał „ich” kandydat tzn. mniejszości, a zabójstwem jest jednak pośredni. Oczywiście zwolennicy Narodowej Demokracji będą pomniejszać ten związek, a przeciwnicy zawsze powiększać.
PAP: Jakie były konsekwencje zabójstwa prezydenta Narutowicza dla Polski i dla polskiej demokracji?
Wojciech Roszkowski: Wydawać się mogło, że zabójstwo Narutowicza pchnie Polskę na skraj przepaści, ale stało się inaczej. Zamordowanie prezydenta-elekta w atmosferze tak niesłychanie ostrej polaryzacji między prawicą narodową a kręgami liberalno-lewicowymi, mogło grozić wojną domową.
Z dwóch stron było oczekiwanie jakiegoś przełomu. Wiadomo o tym, że organizacja warszawska PPS naciskała na Piłsudskiego, żeby zdelegalizować endecję, żeby dokonać pewnego rodzaju zamachu stanu i przejąć władzę na fali żałoby i oburzenia części opinii publicznej na zabójstwo inspirowane – jej zdaniem - przez endecję.
Niesłychanie ważną sprawą jest to, że Piłsudski nie poparł tego planu. On nie zdecydował się w tym momencie na dokonanie zamachu stanu, chociaż czuł dosyć spore poparcie PPS-u, mógł liczyć również na PSL Wyzwolenie, na mniejszości.
Ten niesłychanie ostry kryzys został rozładowany w zdumiewający sposób. Otóż tymi samymi głosami co Narutowicz, został wybrany na prezydenta Stanisław Wojciechowski. Tyle tylko, że Wojciechowski był znany jako działacz spółdzielczy i nie przylgnęło do niego miano masona, socjalisty czy agnostyka.
Stanisław Wojciechowski był kandydatem znacznie bardziej centrowym, sprawiał wrażenie umiarkowanego, chociaż za jego wyborem stała ta sama większość socjalistyczno-ludowo-mniejszościowa oraz Piłsudski.
PAP: Jak mogłaby wyglądać prezydentura Narutowicza. W jakim kierunku zmierzałaby Polska pod jego przywództwem?
Wojciech Roszkowski: Wydaje mi się, że prezydentura Narutowicza nie groziła Polsce jakimś odchyleniem lewackim, ponieważ prezydent nie miał tak wielkiej roli. Kompetencje głowy państwa zapisane w Konstytucji marcowej nie były duże, w rzeczywistości rządził Sejm. Nawet gdyby Narutowicz wykazywał jakieś inicjatywy w kierunku nieprzychylnym endecji czy środowiskom narodowo-katolickim, to moim zdaniem, nie groziło Polsce zmierzanie w stronę socjalizmu. Myślę, że to, co robił prezydent Wojciechowski, mógłby równie dobrze robić prezydent Narutowicz.
PAP: Czy prezydent Narutowicz jest obecny w pamięci historycznej Polaków?
Wojciech Roszkowski: Właściwie Gabriel Narutowicz zapisał się w pamięci większości Polaków, jako prezydent-elekt, który nie objął władzy, tylko został zamordowany. Czyli jego nazwisko związane jest z tym potwornym kryzysem i zabójstwem przede wszystkim.
Tragiczny los Narutowicza jest czasami traktowany jako symbol zagrożenia porządku publicznego w Polsce ze strony skrajnie radykalnych sił. Narutowicza powinniśmy pamiętać jako ofiarę rozwoju wypadków, bo on sam z godnością przyjmował obowiązki prezydenta, natomiast nie zdążył sprawować tej funkcji. Stał się symbolem i ofiarą wybuchu nienawiści oraz działania radykalnych sił.
Jest problem z naszą pamięcią historyczną. Pamiętamy konflikty, takie zakręty historii jak np. zabójstwo prezydenta. Narutowicz nie jest pamiętany za rzecz, za którą powinien być pamiętany. Był jednym z pionierów energetyki wodnej. W Zurychu zaprojektował jedną z największych i najnowocześniejszych wówczas elektrowni wodnych w Europie. Ta elektrownia w końcu nie została zbudowana, ale ten projekt był niezwykle śmiały. Powinniśmy go cenić za to, że był wybitnym naukowcem.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)