W tak płynnej sytuacji, gdy nie było wiadomo, co stanie się z ZSRS priorytetem było stworzenie armii i ratowanie polskich obywateli – mówi o podpisanym 75 lat temu układzie Sikorski-Majski prof. Tadeusz Paweł Rutkowski z Instytutu Historycznego UW.
30 lipca 1941 r. w Londynie premier rządu RP gen. Władysław Sikorski podpisał z ambasadorem ZSRS Iwanem Majskim polsko-sowiecki układ o wznowieniu stosunków dyplomatycznych, współpracy na rzecz pokonania Niemiec oraz powstania polskiej armii w ZSRS; dodatkowy protokół przewidywał zwolnienie z więzień i łagrów obywateli polskich.
PAP: Czy polskie władze na uchodźstwie w okresie pomiędzy październikiem 1939 r. a czerwcem 1941 r. brały pod uwagę możliwość jakiegokolwiek porozumienia ze Związkiem Sowieckim, okupującym ponad połowę terytorium II RP?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Rząd na uchodźstwie był w trudnej sytuacji, ponieważ przebywał na terytorium państwa sojuszniczego, a nasi Alianci Francja i Wielka Brytania nie byli zainteresowani konfliktem z Sowietami. Dlatego kontynuowano linię polityczną wyznaczoną 17 września 1939 r. przez marszałka Rydza-Śmigłego i rząd Sławoja Składkowskiego. Zakładała ona niewypowiadanie wojny, ale traktowanie Sowietów jako faktycznego wroga Polski.
Zmieniło się to do pewnego stopnia po wybuchu wojny sowiecko-fińskiej, gdy Francja i Wielka Brytania zaczęły traktować ZSRS jako sojusznika Hitlera. To wówczas powstała Brygada Podhalańska wydzielona z I Dywizji Grenadierów, która miała walczyć na froncie fińskim. Wiosną 1940 r., już po wyrzuceniu ZSRS z Ligi Narodów, polski rząd sformułował tezę, że Polska jest w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim. Ten stan nieformalnej, niewypowiedzianej wojny obowiązywał do 22 czerwca 1941 r.
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Wielka Brytania dążyła do wyrównania stosunków polsko-sowieckich bez liczenia się z interesem Polski i poprzez pryzmat swoich interesów podejmowała działania dla rozwiązania tego problemu. Tymczasem ZSRS bardzo mocno obstawał przy zasadzie zachowania wszystkich swoich zdobyczy osiągniętych po 23 sierpnia 1939 r. Brytyjczycy bardzo szybko zgodzili się z tym stanowiskiem, ponieważ nie chcieli osłabiać woli walki Sowietów, mogących przyjąć pokój z Hitlerem.
PAP: Jakie były pierwsze reakcje polskich władz po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Gen. Sikorski był człowiekiem elastycznym, według niektórych miękkim. Po klęsce Francji, gdy polska armia de facto przestała istnieć i do Wielkiej Brytanii spływały jej resztki, głównie kadry oficerskie, Sikorski zainspirowany przez Stefana Litauera i być może wywiad sowiecki, sformułował wobec Brytyjczyków ofertę stworzenia polskiej armii w ZSRS, bez formalnego uregulowania. Politycznie było to trudne do przyjęcia i skrytykowane przez większość rządu, co sprawiło, że premier szybko się z tego pomysłu wycofał. Powodem akceptacji tej koncepcji przez Sikorskiego, był fakt utraty większej części Armii Polskiej sformowanej we Francji.
Tuż po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej Sikorski zajmował stanowisko dość wstrzemięźliwe wobec Sowietów i nie kwapił się do szybkiego nawiązywania stosunków dyplomatycznych. To stanowisko zmieniło się pod presją Brytyjczyków, zainteresowanych szybkim przywróceniem stosunków polsko-sowieckich.
PAP: Czy jesteśmy w stanie ocenić, jaka była wiedza rządu gen. Sikorskiego na temat losów Polaków pod okupacją sowiecką?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Co zaskakujące ta wiedza była dość precyzyjna. Posiadano szacunkowe dane na temat deportowanych i aresztowanych przez Sowietów. Są pewne przesłanki na temat docierania do rządu informacji o zbrodni katyńskiej. W 1941 r. rząd posiadał więc w miarę rzetelną wiedzę na temat losu Polaków pod okupacją sowiecką.
PAP: W jaki sposób Brytyjczycy naciskali na gen. Sikorskiego, aby jego rząd szybko zawarł porozumienie z Sowietami?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Po ataku Niemiec na ZSRS z brytyjskiego punktu widzenia rzeczą zupełnie nienormalną był fakt, że Polska nie posiada stosunków dyplomatycznych lub jest wręcz w stanie wojny z państwem walczącym po tej samej stronie co Wielka Brytania. To założenie było podstawą polityki Londynu w tej sprawie.
Warto jednak zauważyć, że wówczas nie było jeszcze do końca wiadome, co wyniknie z rozpoczynającej się wojny sowiecko-niemieckiej. Brytyjczycy chcieli więc mieć możliwości wpływania na działania sowieckie poprzez znajdujących się w ZSRS Polaków.
Wielka Brytania dążyła do wyrównania stosunków polsko-sowieckich bez liczenia się z interesem Polski i poprzez pryzmat swoich interesów podejmowała działania dla rozwiązania tego problemu. Tymczasem ZSRS bardzo mocno obstawał przy zasadzie zachowania wszystkich swoich zdobyczy osiągniętych po 23 sierpnia 1939 r. Brytyjczycy bardzo szybko zgodzili się z tym stanowiskiem, ponieważ nie chcieli osłabiać woli walki Sowietów, mogących przyjąć pokój z Hitlerem.
PAP: Czy Brytyjczycy latem 1941 r. zakładali, że ZSRS upadnie po kilku miesiącach walki z Niemcami?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Mieli nadzieję, że tak się nie stanie. Warto podkreślić, że rokowania układu polsko-sowieckiego toczyły się w lipcu 1941 r., gdy losy tej wojny były enigmą. Widać było, że Niemcy błyskawicznie posuwają się naprzód, ale nie było oczywiste jak długo będzie trwał ich impet i gdzie się zatrzymają. Lęk o załamanie państwa sowieckiego pojawił się, gdy we wrześniu Niemcy zajęli Ukrainę i podjęli uderzenie na Moskwę.
Bez wątpienia jednak zaangażowanie się Hitlera w wojnę z ZSRS było dla Wielkiej Brytanii wydarzeniem wielkiej rangi sprawiającym, że oddalała się perspektywa uderzenia niemieckiego na ich kraj. ZSRS z ich perspektywy musiał być więc za wszelką cenę podtrzymywany w woli walki z Niemcami. Sprawiało to, że interesy polskie stawały się dla Brytyjczyków po czerwcu 1941 r., a właściwie już wcześniej, co najmniej drugorzędne.
PAP: Negocjacje układu z Sowietami wzbudzały ogromne emocje wśród polskich polityków w Londynie. Jaka była oś sporu dzieląca Polaków w sprawie tego porozumienia?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Układ podzielił polską społeczność emigracyjną bardzo mocno, choć pękniecie to nastąpiło już wcześniej i jego podstawą był stosunek środowisk sanacyjnych i części endecji do polityki rządu Sikorskiego. Już po klęsce Francji ze strony prezydenta Raczkiewicza doszło do próby obalenia rządu Sikorskiego. Spory wokół rokowań układu Sikorski-Majski nakładały się na te podziały. Osią był stosunek do treści porozumienia. Część polityków i członków rządu postulowała zawarcie w układzie precyzyjnego, niebudzącego wątpliwości stwierdzenia, że następuje powrót do granicy polsko-sowieckiej sprzed 17 września 1939 r. Sowieci konsekwentnie sprzeciwiali się takiemu rozwiązaniu.
Początkowo proponowali powołanie Komitetu Polskiego w ZSRS, który nie byłby rządem, ale ciałem patronującym powstaniu polskiej armii. Z tego postulatu dość łatwo zrezygnowali, ale sprzeciwiali się jakiemukolwiek zapisowi, który oznaczałby w sensie prawnym powrót do dawnej granicy. Cieszyli się w tej sprawie wsparciem Brytyjczyków, którzy nie byli zainteresowani obroną polskiej granicy wschodniej, kosztem stosunków z ZSRS.
Sikorski był więc zmuszony do przyjęcia stwierdzenia, że układy sowiecko-niemieckie tracą moc, co było dość oczywiste, ponieważ agresja III Rzeszy skutkowała zerwaniem porozumień z 1939 r. Do dziś nie wiemy, czy była możliwość uzyskania przez Sikorskiego czegokolwiek więcej. Bez wątpienia jednak Sikorski popełnił błąd odsuwając od rokowań przedstawiciela „twardej linii”, ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego, do którego nie miał zaufania. Sam przystąpił do negocjacji pozbawiając się „bufora”, który mógł wziąć na siebie trud negocjacji i przyjąć presję brytyjską, pozostawiając mu rolę arbitra. Sikorski wziął to wszystko na siebie, ponosząc w ten sposób bezpośrednią odpowiedzialność za treść układu. Negocjując go uległ presji brytyjskiej i przyjął zapisy, które nie gwarantowały powrotu do granicy ryskiej.
Swoje stanowisko przeforsował podczas obrad Rady Ministrów 21 lipca 1941 r., a następnie 25 lipca, kiedy to część ministrów rządu podało się do dymisji. Byli to gen. Kazimierz Sosnkowski pełniący obowiązki ministra bez teki, minister sprawiedliwości Marian Seyda z Narodowej Demokracji i wspomniany już August Zaleski.
Pękniecie to było tym wyraźniejsze, że prezydent Raczkiewicz nie chciał przyjąć dymisji tych polityków, a Sikorski podpisał układ na własną rękę, wbrew prezydentowi i części członków rządu. Przyjął, że nie dało się więcej wynegocjować, a o kształcie polskich granic zadecyduje układ sił w momencie zakończenia wojny. Nie wiemy, czy gdyby mocniej zabiegał w tej sprawie, to efekty jego działań byłyby większe. Wydaje mi się, że przy ówczesnej postawie Brytyjczyków nie było to możliwe. Trudno też dzisiaj, bez pełnego dostępu do dokumentów sowieckich, stwierdzić, czy ZSRS był wówczas gotowy do jakichkolwiek ustępstw w kwestii granicy polsko – sowieckiej.
PAP: Czy gen. Sikorski już wówczas w dyskusjach z polskimi politykami, tłumacząc konieczność zawarcia porozumienia z ZSRS, podnosił argument humanitarny, czyli ratowanie Polaków przebywających w sowieckich łagrach, więzieniach i zesłanych na wschód?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Pojawiał się on już w dyskusji na Radzie Ministrów 21 lipca 1941 r. Sikorski myślał jednak przede wszystkim kategoriami wojskowymi. Do 1941 r. był wodzem bez armii. I Korpus Polski liczył około trzydziestu tysięcy żołnierzy, w dużej części bez oficerów. Dywizjony lotnicze traciły ludzi i nie miały możliwości uzupełniania strat. Nie były to więc siły mogące mieć znaczenie w tym konflikcie. Dążeniem Sikorskiego było więc stworzenie armii, według scenariusza politycznego, który próbował realizować w czasie I wojny światowej, zakładającego, że posiadanie silnej armii jest wstępem do odzyskania suwerenności.
PAP: Jaki był ostateczny kształt układu? Często zapomina się, że zawierał on tajne protokoły, dotyczące między innymi „amnestii” dla obywateli polskich przebywających w sowieckich więzieniach i obozach. Już samo określenie przywrócenia im wolności jako amnestii wywoływało wielkie kontrowersje. Poza tym wiele postanowień układu nigdy nie zostało wypełnionych.
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Przyjęcie przez Sikorskiego, że należy podpisać układ niegwarantujący przywrócenia przedwojennych granic budziło równie wielkie kontrowersje, jak zapis o amnestii dla więzionych niewinnych Polaków. Wydaje się, że w tak płynnej sytuacji, gdy nie było wiadomo, co stanie się ze ZSRS priorytetem było stworzenie armii i ratowanie polskich obywateli. Temu celowi służyło podpisanie układu wojskowego już dwa tygodnie po porozumieniu politycznym i zanim polski ambasador przyjechał do Moskwy.
Amnestia była początkowo realizowana przez władze sowieckie w miarę uczciwie. Państwo sowieckie waliło się w gruzy, więc jego przedstawiciele nie mieli czasu na bardziej skoordynowaną grę wokół tej sprawy. Wyjątkiem były osoby przebywające w więzieniach, które miały związki z oficerami zamordowanymi w Katyniu. Tak było w wypadku profesora Swianiewicza, który znalazł się na stacji Gniezdowo i w przeciwieństwie do innych oficerów został z niej cofnięty. Poza tym amnestia przebiegała początkowo bez złośliwości i świadomego przeciwdziałania.
PAP: Z samym tworzeniem armii polskiej w ZSRR szło już znacznie gorzej…
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Znacznie gorzej, ponieważ Sowieci bardzo szybko wycofali się z zapowiedzi stworzenia silnej, złożonej z pięciu dywizji armii. Wykorzystali do tego nieprecyzyjny zapis umowy wojskowej, według którego do października 1941 r. miały zostać stworzone dwie dywizje. Sowieci uznali, że ich stworzenie kończy kwestię budowania armii polskiej. Ich opór został później przełamany wielkim wysiłkiem polskiej dyplomacji, w tym samego Sikorskiego podczas jego wizyty w Moskwie.
Sowieci szybko uznali, że stworzenie polskiej armii nie jest dla nich korzystne. Dlatego dążyli do ograniczenia jej rozmiarów oraz potencjału bojowego. Mieli w tym udział również Brytyjczycy. Pełniący wówczas funkcję ministra zaopatrzenia Max Aitken baron Beaverbrook w czasie wizyty w Moskwie zgodził się bez oporów, aby Sowieci przekazywali Polakom wyposażenie z puli uzbrojenia brytyjskiego przekazywanego Armii Czerwonej. Oznaczało to, że strona sowiecka dysponowała możliwością regulowania wielkości dostaw uzbrojenia, co znacznie osłabiało polską pozycję i utrudniało organizację polskiej armii, która aż do momentu ewakuacji z ZSRS była niemal nieuzbrojona i z tego powodu niewyszkolona.
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Przyjęcie przez Sikorskiego, że należy podpisać układ niegwarantujący przywrócenia przedwojennych granic budziło równie wielkie kontrowersje, jak zapis o amnestii dla więzionych niewinnych Polaków. Wydaje się, że w tak płynnej sytuacji, gdy nie było wiadomo, co stanie się ze ZSRS priorytetem było stworzenie armii i ratowanie polskich obywateli.
PAP: Jaka była polityczna alternatywa dla układu Sikorski-Majski. Czy Stalin już w 1941 lub 1942 r. zdecydowałby się na stworzenie „własnego” rządu przyszłej podporządkowanej mu Polski?
Prof. Tadeusz Paweł Rutkowski: Trzeba pamiętać, że w takich rozważaniach poruszamy się na bardzo grząskim gruncie. Dokumentacja sowiecka dotycząca polityki zagranicznej Stalina w trakcie II wojny światowej jest bardzo niepełna, co wynika z braku dostępu do archiwów, w których może znajdować się odpowiedź na pytanie, czy ZSRS planował przed 22 czerwca uderzenie na Niemcy. Wydaje się to dość oczywiste, ale pozostaje pytanie, kiedy takie plany miały zostać zrealizowane. Bez wątpienia jednak wiosną 1941 r. Sowieci rozpoczynają prace nad stworzeniem polskiej dywizji. Są one kontynuowane po 22 czerwca 1941 r. Akces do „Armii Czerwonej” zgłasza 22 czerwca przetrzymywany w Moskwie ppłk. Zygmunt Berling wraz ze swoimi kolegami.
W tym samym kontekście należy widzieć ideę stworzenia polskiego komitetu w ZSRS. Propozycję jego powołania zgłosił rządowi polskiemu i Brytyjczykom już na początku lipca ambasador Iwan Majski.
Trudno przesądzić, czy takie pomysły byłyby realizowane w wypadku niepodpisania układu polsko-sowieckiego. Nie wiemy bowiem, jakie koncepcje rozwiązania sprawy polskiej formułowano wówczas. Pamiętajmy, że był to okres chaosu, kiedy dopiero organizowała się struktura władz sowieckich czasu wojny i moment, gdy władze w Moskwie są pod presją klęsk na Białorusi i Ukrainie. Sprawa polska nie była więc wówczas najważniejsza. Myślę jednak, że nie planowano wersji alternatywnej, choć oczywiście była ona możliwa, bo Stalin dysponował kadrami do wykonania takiej operacji.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/mjs/ agz/