Karę 4 lat więzienia wymierzył stołeczny sąd b. oficerowi UB 86-letniemu Jerzemu K., uznanemu za winnego znęcania się nad więźniami politycznymi okresu stalinowskiego. Obrona zapowiada apelację. Pion śledczy IPN żądał kary 3,5 roku.
W poniedziałek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa uznał - jak chciał pion śledczy IPN - że w 1948 r. K. znęcał się fizycznie i psychicznie nad Wacławem Sikorskim i Władysławem Jedlińskim (już nie żyje). Sąd potwierdził, że polegało to na ich wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchaniach, biciu gumą i żelazem owiniętym w ręcznik, przypalaniu włosów, skuwaniu na noc kajdankami, zamykaniu w karcerze, nakazywaniu przysiadów, przyciskaniu głowy do ściany, kopaniu, ubliżaniu i grożeniu - w celu zmuszenia ich do przyznania się do rzekomego szpiegostwa.
W poniedziałek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa uznał - jak chciał pion śledczy IPN - że w 1948 r. Jerzy K. znęcał się fizycznie i psychicznie nad Wacławem Sikorskim i Władysławem Jedlińskim (już nie żyje). Sąd potwierdził, że polegało to na ich wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchaniach, biciu gumą i żelazem owiniętym w ręcznik, przypalaniu włosów, skuwaniu na noc kajdankami, zamykaniu w karcerze, nakazywaniu przysiadów, przyciskaniu głowy do ściany, kopaniu, ubliżaniu i grożeniu - w celu zmuszenia ich do przyznania się do rzekomego szpiegostwa.
86-letni Sikorski (b. żołnierz AK, po 1944 r. wcielony do wojska) zeznał, że K. wprawdzie nie prowadził wobec niego śledztwa w pawilonie UB w więzieniu przy Rakowieckiej, ale kilka razy znęcał się nad nim, by wymusić zeznania. "Mój śledczy powiedział, że jak nie będę zeznawał, to +przyjdzie kpt. K.+ (wymienił jego pełne nazwisko - PAP) i będzie źle; stąd znam jego nazwisko" - mówił Sikorski, który rozpoznał swego dawnego prześladowcę. Sikorski dostał karę śmierci, potem zamienioną na dożywocie; odsiedział 8 lat.
K. groziło do 7,5 roku więzienia. Obrona śledczego i on sam chcieli uniewinnienia. K. nie przyznawał się do zarzutów. Jego zdaniem, sprawa ma "charakter polityczny". Przyznał, że raz przesłuchał Sikorskiego, ale bez żadnej przemocy. K. twierdził, że "był znany z kulturalnych zachowań wobec przesłuchiwanych". Według powołanego przez sąd psychologa K. "manipulował swymi zasobami pamięci".
Obrońca K. mec. Sławomir Chmielewski przyznał, że w UB dokonywano zbrodni, ale brak jest dowodów by skazać podsądnego. Twierdził, że Sikorski nie mógł znać nazwiska torturującego go ubeka, a uznał, że musiał to być K., dopiero po wyjściu ze stalinowskiego więzienia.
Prok. IPN Edyta Myślewicz żądała dla K. kary 3,5 roku więzienia. Mówiła, że materiał dowodowy pozwala na "bezsporne ustalenie", iż K. torturował pokrzywdzonych, co jest nieprzedawniającą się zbrodnią przeciw ludzkości.
W 1955 r. Jerzy K. był aresztowany i sądzony jako jeden z odpowiedzialnych za zbrodnie departamentu UB do tropienia "wrogów w partii"; oskarżono go m.in. o śmiertelne pobicie więźnia. "Propaganda PRL przedstawiała mnie jako jednego z najbardziej okrutnych oficerów śledczych" - żalił się K. Początkowo skazano go wtedy na 3 lata, potem jednak sprawę umorzono. Czyny obecnie mu zarzucane nie były przedmiotem ówczesnego oskarżenia. W 1992 r. pozbawiono go uprawnień kombatanckich (w czasie II wojny światowej był w komunistycznej partyzantce; po wojnie tropił "reakcyjne bandy").
Według pełnomocnika Sikorskiego K. był "prawą ręką" Humera - osławionego szefa departamentu śledczego UB, skazanego w latach 90. na 7,5 roku więzienia. "A czemu K. nie oskarżono w procesie Humera? Bo nie było na to dowodów" - replikował mec. Chmielewski.
Humer, który zmarł w 2001 r. podczas przerwy w odbywaniu kary, był pierwszym oficerem UB skazanym w III RP. Do dziś z oskarżenia IPN trwają śledztwa i procesy funkcjonariuszy stalinowskich służb bezpieczeństwa; są oni skazywani z reguły na kary w zawieszeniu. Nigdy zaś nie skazano prawomocnie żadnego z sędziów, którzy wydawali wtedy wyroki, m.in. śmierci - zgodnie z wytycznymi UB lub Informacji Wojskowej. W 1994 r. Sejm potępił zbrodniczą działalność UB i Informacji jako odpowiedzialnych za cierpienia i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ pz/