12.10.2009 Warszawa (PAP) - Ryszard Kapuściński udowodnił, że dziennikarstwo może być nie tylko rzemiosłem, może zbliżyć się do sztuki - uważa Wojciech Jagielski, korespondent "Gazety Wyborczej", wieloletni obserwator konfliktów zbrojnych w różnych rejonach świata. Był "chodzącą ciekawością", wiecznie młody, niczym w piosence Boba Dylana "Forever Young", na świat patrzył z zadartą głową, nigdy z góry - powiedział o autorze "Cesarza" Jagielski. Jego zdaniem, dzisiejsze media marnują dziedzictwo Kapuścińskiego.
"Kapuściński to wzorcowa postać dla pokoleń dziennikarzy. Nawet dziś właśnie z jego powodu wielu studentów dziennikarstwa decyduje się praktykować ten zawód. Tematyka, którą się zajmował, odgrywa oczywiście swoją rolę. Specjalizacja korespondenta wojennego kusi młodych, którzy często tak wyobrażają sobie prawdziwe dziennikarstwo" - mówił w rozmowie z PAP Jagielski.
W jego ocenie, jedną z największych zalet Ryszarda Kapuścińskiego było to, że dziennikarstwo uprawiał na sposób literacki. "To wymaga jednak ogromnego wysiłku i ogromnej pracy, także nad samym sobą. Minimalizm jest kompletnie sprzeczny z tego rodzaju dziennikarstwem. Niestety, w dzisiejszych mediach minimalizm dominuje. Media stają się powierzchowne, +naskórkowe+, nastawione na komercję. A komercja okazuje się gorsza niż cenzura. Cenzurę można było ominąć, komercji obejść się nie da. Cenzura wymuszała pisanie +między wierszami+ i paradoksalnie przyczyniała się do rozwoju warsztatu dziennikarskiego. Tymczasem komercja wyklucza coś takiego. Można najwyżej nie podporządkować się jej i nie wykonywać tego zawodu" - powiedział Jagielski.
Zbyt mało miejsca poświęcane jest w dzisiejszym dziennikarstwie na refleksję - uważa korespondent "GW". "Nikt tej refleksji nie oczekuje, ani szefowie mediów, ani - mam wrażenie - czytelnicy. Nie wiadomo, gdzie jest jajko, a gdzie kura. Czy to media starają się przypodobać czytelnikom? Nie poszerzamy już horyzontów czytelników, nie staramy się zainteresować ich czymś po to, by budzić ich wątpliwości, wymuszać refleksję. Staramy się raczej czytelnikom przypodobać. O tym, co piszemy, co robimy decyduje tzw. oglądalność albo +klikalność+; coś, co wydawałoby się absurdalne".
"Ciekaw jestem, jak wyglądałaby dziś +klikalność+ Kapuścińskiego i czy on w ogóle na coś takiego kiedykolwiek by się zgodził" - zastanawiał się Jagielski. "Wydaje mi się, że współczesne media marnują dorobek swoich mistrzów, którzy powoli odchodzą - albo w ogóle, albo z zawodu" - powiedział.
W rozmowie z PAP Jagielski wspominał niedawną rozmowę o Kapuścińskim z pewnym studentem: "Zapytał mnie o cechę, która wyróżniała Kapuścińskiego spośród innych i o to, dlaczego Kapuściński był tak chętnie czytany. Odparłem: +On oglądał świat z zadartą głową. Nie spoglądał na świat z góry+." "On nie pouczał. Sam wciąż uczył się świata. Zabierał czytelników w swoją podróż. Brał ich za rękę i razem z nimi szedł w nieznane. To czytelnika bardzo do Kapuścińskiego przekonywało. Inni ludzie, odległe rejony świata budziły w Kapuścińskim wielką ciekawość. Chciał poznawać, wyjaśniać, rozumieć świat. Potem mógł o tym wszystkim opowiadać innym" - mówił Jagielski.
Nazwał Kapuścińskiego "jedną wielką chodzącą ciekawością, pazernością na świat". "Nigdy nie spotkałem drugiego człowieka do tego stopnia +pazernego na świat+ - opowiadał. - Nawet w ostatnich latach, gdy już niedomagał, chorował, gdy ledwie poruszał się z powodu dolegliwości biodra wciąż planował nowe podróże. Chciał na przykład pojechać do Oceanii, by napisać książkę o Bronisławie Malinowskim".
"Kapuścińskim był wiecznie młody" - powiedział Jagielski. "Ja sam należę do +wyznawców+ Boba Dylana. Przypomnę jego piosenkę +Forever Young+. Moim zdaniem, wszystkie słowa składające się na nią są życzeniami, które ktoś kiedyś mógłby złożyć Kapuścińskiemu. I te życzenia w jego przypadku się spełniły. Utwór +Forever Young+ chętnie zadedykowałbym tym wszystkim, którzy chcą wykonywać zawód dziennikarza".
Jasielski przyznał, że "w tej profesji potrzebne jest +końskie zdrowie+, a stres jest nieunikniony". "Kapuściński był zamknięty w sobie. Historie, które widział podczas podróży, opowiadał później innym w formie anegdot. Ale, chociażby pobieżna lektura jego książek ujawnia całą masę sytuacji, które on przeżył, a z powodu których wielu innym ludziom kompletnie odechciałoby się podróży. Kapuściński był wielokrotnie aresztowany, wielokrotnie poturbowany, co najmniej kilka razy stał pod ścianą, przygotowany do egzekucji" - opowiadał Jagielski.
Zwrócił uwagę, że stres, który Kapuściński przeżywał tak często w trakcie pracy, nie uczynił go szorstkim w kontaktach z innymi. "Każdy zna takiego Kapuścińskiego, jakiego spotkał. Ja poznałem go, gdy on już dziennikarzem nie był, kiedy był już pisarzem i przygotowywał się do podróży po Związku Radzieckim z zamiarem napisania +Imperium+. Pamiętam go, jako człowieka bardzo skromnego, życzliwego, otwartego na innych, uśmiechniętego" - powiedział PAP korespondent "GW".
Przyznał, że "funkcjonuje mit, pieczołowicie pielęgnowany przez tzw. korespondentów wojennych, którzy opowiadają, że coś, co przeżyli bardzo ich zmieniło, że +już nie ma powrotu+, że rzucili palenie, ale po tym, co zobaczyli w Bagdadzie czy Rwandzie znów zaczęli palić; którzy twierdzą, że nie zasną, jeśli nie wypiją przed snem szklanki whisky". Te wszystkie opowieści, cechy składają się - zdaniem Jagielskiego - na "celuloidową postać, która dobrze prezentuje się w ckliwych filmach, ale niewiele ma wspólnego z rzeczywistością; Kapuściński takim korespondentem wojennym nie był".
"To był człowiek miły i życzliwy - i tam, i tu, w Polsce. Wydaje mi się, że właśnie dlatego udało mu się porozmawiać z tak wielką liczbą ludzi i wyjść z tak licznych opresji. Gdyby był szorstki, obcesowy, nie wzbudzałby przecież sympatii i nie zjednywał sobie ludzi. Wtedy nie usłyszałby tysiąca opowieści i być może nie wróciłby z którejś z podróży. Pokora, życzliwość, otwartość były chyba największą nauką, jaką ja sam od niego odebrałem" - podkreślił Jagielski.
Skromność, cierpliwość, przypominanie sobie samemu, iż +wiem, że nic nie wiem+, że +być może to, co wiedziałem wczoraj, dzisiaj jest już czymś innym+ - to wszystko, jak powiedział Jagielski, było charakterystyczne dla Ryszarda Kapuścińskiego.
"Gdyby u mnie samego nadszedł moment, w którym zacząłbym dostrzegać, że patrzę na świat z góry, że już +wszystko wiem+, byłby on dla mnie dzwonkiem alarmowym, sygnałem, że już muszę kończyć" - przyznał Wojciech Jagielski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" od 1991 r., a w latach 1986-1991 dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, wieloletni obserwator konfliktów zbrojnych, m.in. w Środkowej Azji.(PAP)
jp/ abe/ mow/