Krystyna Chojnowska-Liskiewicz przyznała, że spotyka się ze zdziwieniem, przeważnie młodych ludzi, "to pani jeszcze żyje?" Pierwsza kobieta na świecie, która na "Mazurku" w latach 1976-78 samotnie opłynęła Ziemię, 15 lipca skończy 75 lat.
"W tym wieku już nie tak bardzo przywiązuje się wagę do uroczystego obchodzenia urodzin, ale nie ukrywam, że jest mi miło, jeśli ktoś o tej dacie pamięta. A ten dzień spędzę z mężem, który też ma niebawem urodziny, 16 lipca, na wodzie. Jak co roku o tej porze, szykujemy się do wyjścia w morze" - powiedziała PAP pierwsza dama oceanów.
Wacław Liskiewicz dodał, że na turystycznym "Mechatku 2" wybierają się na półtoramiesięczny rejs w stronę Szwecji i Finlandii. Jak zaznaczył, nie wyobrażają sobie życia bez żeglarstwa, chociaż nie stronią od innych sportów.
"Na zdrowie nie mogę narzekać, bo o nie dbam. Po prostu ruszam się; codziennie godzinę przeznaczam na gimnastykę. Poza tym pływam i jeżdżę na rowerze, a zimą, jak jest śnieg, zakładam narty. Ciarki mi przechodzą jak pomyślę, gdybym musiała korzystać z usług naszej służby zdrowia" - wspomniała Chojnowska-Liskiewicz.
Kiedy kończyła liceum w Ostródzie, już wtedy wiedziała, że swoje życie poświęci morzu. Zdała egzaminy na "męski" kierunek – Wydział Budownictwa Okrętowego Politechniki Gdańskiej i z dyplomem inżyniera została projektantem statków w Stoczni Gdańskiej. Jej mąż, "kolega po fachu" z tego samego wydziału, związał się natomiast ze Stocznią Jachtową im. Conrada.
Razem często żeglowali. Za wyczyn tamtych lat poczytują sobie dotarcie w lipcu 1967 roku jachtem "Swarożyc" do Longyearbyen na Zachodnim Spitsbergenie. "Byliśmy tam jako drudzy w ogóle, po niemieckich żeglarzach" - przypomniał pochodzący z Poznania Liskiewicz (ur. 16 lipca 1937).
20 marca 1978 roku po prawie dwóch latach żeglugi i pokonaniu 28 696 mil morskich kpt. Krystyna Chojnowska-Liskiewicz jako pierwsza kobieta opłynęła samotnie kulę ziemską na pokładzie "Mazurka". Nazwę jachtu wybrała spośród wielu propozycji, jakie nadesłano na ogłoszony przez Polskie Radio konkurs.
"Spośród wielu przemiłych wspomnień z rejsu, niezwykle sympatycznie myślę o kontaktach poprzez radiotelefon z polskimi statkami, których wówczas było bardzo dużo na różnych wodach. Informowali mnie, co słychać w kraju, czytali gazetkę +Głos Marynarza+, ostrzegali przed sztormami" - podkreśliła.
"Dziś młodzi ludzie nie bardzo wiedzą, jak się w tamtych latach nawiązywało łączność z lądem. Gdzieś tam, przy jakiejś okazji, słyszeli o moim wyczynie. Ale dla nich to bardzo odległe lata, to tamten wiek, więc niektórzy - jak mnie spotkają - dziwią się, że jeszcze żyję..." - dodała.
"Dziś młodzi ludzie nie bardzo wiedzą, jak się w tamtych latach nawiązywało łączność z lądem. Gdzieś tam, przy jakiejś okazji, słyszeli o moim wyczynie. Ale dla nich to bardzo odległe lata, to tamten wiek, więc niektórzy - jak mnie spotkają - dziwią się, że jeszcze żyję..." - dodała.
Urodziła się 15 lipca 1936 roku w Warszawie, ale jak zaznaczyła, prawdziwą datą jest 11 lipca. "Skąd ta rozbieżność? 15 lipca ojciec z bratem i siostrą poszli do parafii Wszystkich Świętych i zgłosili moje przyjście na świat. Nie chciałam już potem tego prostować i tak zostało" - wyjaśniła.
Dodała też, że urodziła się nie w szpitalu, lecz w mieszkaniu przy ul. Pańskiej, skąd potem rodzina przeniosła się na Sienną. "Gdy zaczęła się wojna, Niemcy wygonili nas na Złotą 20, bo tamten teren potrzebowali na getto. Po wyzwoleniu Warszawy nie mieliśmy do czego wracać. Od 1953 roku mieszkam w Gdańsku. Pewnie los chciał, bym była bliżej morza" - podsumował Chojnowska-Liskiewicz.
Rozmawiał Janusz Kalinowski (PAP)
kali/ pp/