Największym błędem w szkolnictwie była reforma z 1999 r., kiedy wprowadzono gimnazjum. Stało się ono rodzajem poczekalni, w której od młodzieży mało się wymagało – mówi w rozmowie z PAP emerytowana nauczycielka matematyki Izabela Brodacka-Falzmann.
Izabela Brodacka-Falzmann wskazuje, że na przestrzeni 20–30 lat "bardzo obniżył się poziom nauczania matematyki w szkole".
„Jak zaczynałam swoją pracę jako nauczycielka, to był moment po kolejnej reformie edukacji. Była to zmiana korzystna, bo wprowadzono wtedy do programu nauczania matematyki elementy analizy matematycznej, całkowanie, rachunek prawdopodobieństwa, co pozytywnie wpływało na ogólny rozwój uczniów” – mówi Brodacka-Falzmann.
Jak podkreśla nauczycielka, mimo że dawny program nauczania był rozbudowany, nie było problemów z jego realizacją.
„Potem po kolei lekko zmieniano i redukowano program. Największym błędem była reforma edukacji w 1999 r., kiedy wprowadzono gimnazja. Spowodowało to, że dzieci w trudnym okresie rozwojowym znalazły się w jednym miejscu, a program nauczania w gimnazjum stał się czymś w rodzaju poczekalni, tzn. młodzież wiedziała, że trzeba przesiedzieć trzy lata, za wiele nie trzeba robić, a i tak dostanie się promocję do kolejnej klasy” - mówi Brodacka-Falzmann.
W ocenie nauczycielki owocem gimnazjum było i jest znaczne obniżenie poziomu nauczania. „Jako osoba udzielająca maturzystom dodatkowych lekcji z matematyki zdarzało się, że mieli oni problemy z rozwiązaniem zadań dla uczniów z VI klasy szkoły podstawowej. Dzisiaj wykładowcy akademiccy wprowadzają rok 0 dla osób, które trzeba by było wyrzucić ze studiów, a proponuje się im dodatkowy rok nauki na uzupełnienie materiału ze szkoły średniej”.
Obniżenie poziomu nauczania matematyki w szkole, jak podkreśla Izabela Brodacka-Falzmann "powoduje również trudności w funkcjonowaniu Polaków w społeczeństwie".
„Po 1989 r. był taki trend, że wszyscy szli na uczelnie ekonomiczne; na zarządzanie, marketing. Pytałam wtedy, czym te osoby chcą zarządzać, skoro nie ma przemysłu. Młodzież, wybierając łatwiznę, rzuciła się na te o wiele prostsze intelektualnie kierunki. Rzutuje to m.in. teraz na to, że mamy hydraulików, którzy nie potrafią policzyć pojemności bojlera, a przeciętni ludzie nie umieją rozmawiać w banku o swoim kredycie i nie potrafią obliczyć procentu” – dodaje nauczycielka.
Zdaniem Brodackiej-Falzmann obniżenie wymagań nie rozwiązuje problemu. „Nie można dopuścić do tego, co proponował pan Zbigniew Marciniak z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, że aby dorównać do poziomu europejskiego, trzeba podnieść poziom nauczania przez obniżenie wymagań – brzmi to jak oksymoron, jednak mówił on całkowicie poważnie. Absolutnie trzeba to zmienić”.
Jak zauważa nauczycielka, niezwykle trudnym zadaniem stojącym przed najnowszą reformą edukacji będzie przywrócenie tego poziomu nauczania, który był 30 lat temu. „Owszem, historia była wtedy zakłamywana, ale przedmioty matematyczno-przyrodnicze były wykładane na wysokim poziomie. Trzeba nauczyć młodzież myślenia, a nie tylko korzystania z Internetu, który nie jest wiarygodnym źródłem informacji”.
„Jeszcze upłyną całe lata, zanim ludzie pogodzą się ze zmianą programu edukacji, ale miejmy nadzieję, że przyniesie to wymierne efekty” – kończy Izabela Brodacka-Falzmann.
Od 1 września zacznie obowiązywać nowy ustrój szkolny. Dotychczasowy system, który składał się z 6-letniej szkoły podstawowej, 3-letniego gimnazjum, 3-letniego liceum ogólnokształcącego, 4-letniego technikum, 3-letniej szkoły zawodowej i szkół policealnych, będzie stopniowo przekształcany. Docelowo będzie obejmować: 8-letnią szkołę podstawową, 4-letnie liceum, 5-letnie technikum, 3-letnią szkołę branżową I stopnia, 2-letnią szkołę branżową II stopnia, 3-letnią szkołę specjalną przysposabiającą do pracy i szkołę policealną.(PAP)
autor: Paulina Kościółek
edytor: Anna Dudzik, Mariusz Pilis
pak/adzi/mapi/