Większe niż dotąd fundusze na szkolnictwo wyższe, to – zdaniem prof. Marka Kwieka - podstawowy wymóg dobrej reformy szkolnictwa wyższego. W jego opinii duże pule środków powinny trafiać do kilku wybranych, prężnie działających ośrodków naukowych i badawczych.
Pod koniec maja br. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wyłoniło trzy niezależne zespoły badawcze, które - w ramach grantów - opracowują założenia do nowej ustawy (tzw. Ustawy 2.0) Prawo o szkolnictwie wyższym. Jako pierwsza prace nad projektem założeń ustawy skończyła grupa kierowana przez prof. Marka Kwieka, związana głównie z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dwa inne zespoły nadal pracują.
Od kilku tygodni prof. Kwiek z członkami swojej grupy odwiedza polskie uczelnie, prezentując najważniejsze założenia projektu i dyskutując na ich temat z pracownikami uczelni.
We wtorek taka debata odbyła się na Politechnice Gdańskiej. Jak zaznaczał w trakcie spotkania prof. Kwiek, w proponowanej przez jego zespół koncepcji zmian w szkolnictwie wyższym najważniejsze są finanse. "Bez zmian w nakładach nie można mówić o sukcesie reformy" – mówił Kwiek. Wielokrotnie podkreślał, że – aby wprowadzić prawdziwie owocne zmiany w funkcjonowaniu uczelni - potrzebne są rzeczywiście duże środki.
Jego zdaniem środki te powinny być dzielone w taki sposób, by duża ich część trafiała do wybranych ośrodków o dużym potencjale naukowym i badawczym. "Koncentracja nakładów tworzy szansę uzyskania efektu synergii. Uczelnie z potencjałem dydaktycznym wysokiej jakości i z silnym zapleczem badawczym mają szansę odegrać istotną rolę w kształtowaniu i realizacji strategii rozwoju regionów i całego kraju" – napisali autorzy koncepcji pracujący pod kierownictwem prof. Kwieka (pełen tekst projektu można znaleźć na stronie http://ustawa20.amu.edu.pl).
Jak zauważył na gdańskim spotkaniu Marek Kwiek, w Polsce działa dziś ok. 400 szkół wyższych, ale ich dorobek jest niemal niedostrzegalny na świecie. Dlatego w jego opinii korzystniejsze dla polskiej nauki byłoby skierowanie dużego strumienia środków do kilku prężnych, prestiżowych ośrodków, które – korzystając z tych dużych pieniędzy - mogłyby wnieść coś do nauki światowej.
Prof. Piotr Stepnowski z Wydziału Chemii Uniwersytetu Gdańskiego wyraził obawę, że duże środki kierowane do wybranych uczelni będą zasilały wszystkie wydziały wskazanych szkół wyższych, a nie konkretne wydziały czy instytuty danej uczelni, wykazujące się nadzwyczajną aktywnością. "Czy tu nie należy założyć dodatkowych bezpieczników, które powodowałyby, że faktycznie ten główny strumień finansowania podąży za doskonałością, a nie za nazwą?" – pytał Stepnowski. Dodał jednak, że samą koncepcję szczególnego zasilania aktywnych jednostek badawczych "bardzo sobie chwali".
Jak wyjaśnił prof. Kwiek, opracowana przez jego zespół koncepcja zakłada szczególne zasilenie środkami nie całych uczelni, tylko działające w ich strukturach wybrane jednostki. "Jeśli mówimy o uczelniach flagowych, to nie możemy powiedzieć: UJ (Uniwersytet Jagielloński) (…). Wiemy, że tam są miejsca słabe, nawet bardzo słabe, i są miejsca bardzo mocne" – mówił Kwiek.
Powołując się na światowe doświadczenia zastrzegł, że jako odbiorców tego typu motywujących programów finansowych nie wybiera się całych uczelni. "Ale też nie wybiera się poszczególnych wydziałów. To musi być taka masa krytyczna: jedna trzecia, może połowa uczelni w sensie strukturalnym, która chce zmiany, przygotowuje się do niej – najpierw pisząc, co by chciała zmienić; potem wprowadza to w życie, dostaje pieniądze i ma te sukcesy przez ileś tam lat, i wszyscy patrzą z podziwem" – tłumaczył Kwiek.
W ocenie prof. Kwieka w Polsce do takiego programu można by wybrać pięć ośrodków. Dodał, że jego zdaniem nie mogą to być uczelnie jednoprofilowe, które są świetne w tylko jednej konkretnej dziedzinie.
Prof. Jacek Tejchman-Konarzewski z Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska Politechniki Gdańskiej miał wątpliwości, czy duże środki dla kilku wybranych ośrodków nie postawią pozostałych uczelni "na pozycji straconej".
"Uważam, że nauka jest zbudowana wyłącznie na konkurencji. To jest konkurencja między uczelniami, wydziałami, zespołami. Nauka amerykańska czy niemiecka jest całkowicie oparta na konkurencji: są dotacje, ale one tylko podtrzymują starania o to, co jest konkurencyjne" – powiedział Kwiek. Dodał, że jest to rynek stworzony przez państwo, aby zespoły badawcze starały się o pieniądze. (PAP)
aks/ zan/