Film niemy „Zew morza” w reż. Henryka Szaro - zrekonstruowany cyfrowo przez Filmotekę Narodową - zostanie zaprezentowany w sobotę w warszawskim kinie Iluzjon. Pokazowi towarzyszyć będzie muzyka Krzesimira Dębskiego grana na żywo, orkiestrę poprowadzi sam kompozytor. „Zew morza” – obraz sensacyjny z wątkiem miłosnym - to pierwszy w historii polskiej kinematografii film morski. Zdjęcia do niego kręcono w 1926 r. w Gdyni, Gdańsku i Pucku oraz na pełnym morzu. W prace nad filmem zaangażowały się polskie lotnictwo i marynarka.
Film opowiada o losach Stacha, od dziecka marzącego o podróżach po dalekich oceanach. Gdy zostaje oficerem na żaglowcu handlowym, szybko zdobywa uznanie właściciela okrętu Van Loosa i serce jego córki Joli. Kłopotem jest zazdrosny, ogarnięty chęcią zemsty bosman Rudolf.
Scenariusz do „Zewu morza” napisał popularny w dwudziestoleciu międzywojennym powieściopisarz Stefan Kiedrzyński. W obsadzie znaleźli się Maria Malicka, Jerzy Marr, Mariusz Maszyński, Nora Ney, Krystyna Długołęcka i Tadeusz Fijewski (rola młodego Stacha była jego debiutem filmowym).
„Zew morza” – obraz sensacyjny z wątkiem miłosnym - to pierwszy w historii polskiej kinematografii film morski. Zdjęcia do niego kręcono w 1926 r. w Gdyni, Gdańsku i Pucku oraz na pełnym morzu. W prace nad filmem zaangażowały się polskie lotnictwo i marynarka.
W sobotę w kinie Iluzjon „Zew morza” zostanie zaprezentowany z muzyką Dębskiego na żywo. Dyrygować będzie sam kompozytor.
„Zew morza” jest trzecim filmem niemym zrekonstruowanym przez Filmotekę Narodową. Wszystkie trzy zrekonstruowane produkcje – obok „Zewu morza”, „Pan Tadeusz” (1928) i „Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów” (1918) - zostaną wyświetlone w niedzielę.
Do „Pana Tadeusza” w reż. Ryszarda Ordońskiego muzykę skomponował Tadeusz Woźniak, do „Manii” w reż. Eugena Illesa – Jerzy Maksymiuk.
Trzej kompozytorzy opowiedzieli o pisaniu muzyki do filmów niemych na środowej konferencji prasowej.
„W filmie niemym nie ma dialogów i efektów, jest tylko obraz i trzeba muzyką dopowiedzieć wszystko, czego nie wypowie gra aktorska. A była ona wtedy bardzo zmanierowana, z teatralnymi pozami, które dziś dla nas, współczesnych nie są do końca zrozumiałe. Muzyka musi podpowiedzieć, że to już jest miłość, na przykład” – powiedział Dębski. Jak dodał, w przypadku „Zewu morza” nie wszystkie sceny zachowały się do naszych czasów, te braki starał się uzupełnić muzyką.
Maksymiuka w pisaniu muzyki do obrazów sprzed kilkudziesięciu lat cieszy brak reżyserów z ich wskazówkami i interwencjami w pracę kompozytora. „Oni by chcieli, żeby muzyki najlepiej nie było słychać. Czasami przecież muzyka przerasta film, może mieć od niego większą wartość. Reżyserom to przeszkadza” – mówił.
W jego opinii muzyka wybitnych jak Dymitra Szostakowicza czy Siergieja Prokofjewa do filmu się nie nadaje, bo „nie mieści się w obrazie”. „Co by to było, gdyby Chopin pisał muzykę do filmu? Kto by taki piękny film nakręcił?” – pytał kompozytor.
„Trudne jest też dyrygowanie, bo muzyka musi oddawać scenę, gdy on bierze ją za kolano, to trzeba to oddać. To jest dla mnie trudniejsze niż dyrygowanie symfonią” – przyznał Maksymiuk.
Według Woźniaka muzyka do filmu niemego nie jest tylko ilustracją obrazu, lecz również jego interpretacją. Kompozytor pracował dotychczas głównie w teatrze, gdzie decydująca jest współpraca z reżyserem. „Tutaj nie miałem wsparcia. Byłem niby wolny, ale musiałem sam pogodzić emocje” – mówił.
„Zawsze przyzwyczajony byłem, że jest jakieś wsparcie dialogu czy innych środków. Tu zostałem sam na sam z obrazem. Było to trudne i fascynujące. Jedna z najważniejszych przygód, jakie w życiu przeżyłem” – zaznaczył Woźniak. (PAP)
mce/ ls/