Pokaz filmu „Smoleńsk” w reżyserii Antoniego Krauzego odbył się w piątek w obecności reżysera i jego małżonki w kinie „Urania” w Budapeszcie. Projekcję poprzedziła rozmowa z reżyserem.
„Wybitny reżyser podjął w nim ryzykowną pod wieloma względami, odważną i stanowczą próbę docierania do prawdy o przyczynach tragedii smoleńskiej. Dotknął ran, które się jeszcze nie zagoiły, fobii, które nie ostygły. Naraził się wielu dawnym przyjaciołom, zwolennikom i chwalcom, pozyskał nowych wrogów i hejterów. Ale również zdobył uznanie i szacunek tych wszystkich, którzy docenili człowieka, artystę, który sprawy poważne traktuje poważnie i gotów jest położyć na szali wszystko, aby zadośćuczynić pamięci ofiar” – podkreślił ambasador Jerzy Snopek w liście, który odczytano przed projekcją.
Sala na pokazie, który zorganizowała polska ambasada we współpracy z Instytutem Polskim w Budapeszcie, była prawie pełna. Na projekcję przyszło wielu Węgrów.
Podczas rozmowy z reżyserem historyk kultury i polonista Csaba Gy. Kiss pytał Krauzego m.in., jak zrodził się w nim impuls nakręcenia filmu o katastrofie pod Smoleńskiem, a także czy kręcił niektóre zdjęcia w samym Smoleńsku. Krauze powiedział, że ekipa miała jechać tam na zdjęcia, „ale okazało się, że ta wyprawa jest bardzo niebezpieczna, i ludzie się wycofali”.
Pytany o to, czy czekają nas jeszcze niespodzianki, jeśli chodzi o fakty związane z katastrofą smoleńską, w stosunku do tego, co pokazano w filmie, reżyser odparł: „Sam jestem jednym z tych, którzy oczekują na jakąś większą informację.(…) Miejmy nadzieję, że któregoś dnia dowiemy się, jaka była prawda”.
Widzowie wypowiadali się o filmie z reguły pozytywnie w rozmowie z PAP po projekcji. „Mnie się podobało. Swego czasu śledziłem w telewizji te wydarzenia w Polsce, mam też pewne doświadczenie wojskowe, więc bardzo mnie interesowała ta historia” – powiedział młody mężczyzna, dodając, że film zasiał w nim nowe pytania i uświadomił, że są jeszcze kwestie niewyjaśnione.
„Kłębią się we mnie myśli. Nie potrafię jeszcze sformułować opinii. W każdym razie jest to mocny film, ma przesłanie, ale ja mam zastrzeżenia” – powiedział inny widz. Nie chciał jednak rozwinąć wątku. Jeszcze inny, emerytowany pilot, zaznaczył, że dopóki nic nie zostało dowiedzione, zajmuje całkowicie neutralne stanowisko.
Węgierski reżyser Sandor Gerebics ocenił, że „to tak poważny temat, że jeszcze przez dziesięciolecia będzie zgłębiany przez was, przez nas i przez cały świat; to dla mnie jedna z takich niewyjaśnionych tajemnic, jak np. zabójstwo Kennedy’ego”. Jak podkreślił, film go wciągnął i dało się w nim odczuć, że reżyser wywodzi się z kina dokumentalnego, ale też były „sympatyczne” rozwiązania fabularne. Dodał, że o takim temacie niemal nie sposób opowiedzieć w filmie, bo „zawsze znajdziemy coś, co komuś nie będzie się podobać, bo nie odpowiada to jego przemyśleniom”.
Film "Smoleńsk" osnuty jest wokół wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. - katastrofy prezydenckiego samolotu, który leciał do Smoleńska. Na pokładzie TU-154 była polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele, zmierzająca do Katynia. Wszyscy pasażerowie oraz członkowie załogi zginęli.
Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
mw/ mc/