100 lat temu, 15 kwietnia 1920 r., w Broniszowie urodził się Juliusz Slaski, niezwykle barwna postać – brawurowy żołnierz w 1940 r., jeniec uciekający Niemcom, antropolog badający Afrykę i publikujący w „Nature”, alpinista mający na koncie pierwsze polskie wejścia w Himalajach, przez ponad czterdzieści lat emigracyjny dziennikarz, reporter rozgłośni polskich Radio Wolna Europa i Głos Ameryki. W Polsce był znany tylko z głosu, który przez lata codziennie gościł na falach wówczas „zakazanych rozgłośni” (dla milionów słuchaczy Radia Wolna Europa był Hubertem Grzymałą, a w Głosie Ameryki występował jako Jan Zaleski).
„Był klasycznym wprost wzorem dziennikarza”
Juliusz Slaski, jak wspominał go w specjalnej audycji jego radiowy kolega (Aleksander Menhard), „był klasycznym wprost wzorem dziennikarza, który wszędzie szuka jakiegoś wartego uczestniczenia w nim wydarzenia, przeżycia, spotkania, rozmowy. Można go było spotkać wszędzie, gdzie się coś działo. Przeprowadzał wywiady, reportaże, ale i, gdy trzeba było, pisał komentarze. Był prawdziwym, dociekliwym, trochę narwanym, ale rzeczywiście dziennikarzem z krwi i kości”.
Nic więc dziwnego, że to właśnie on był pierwszym dziennikarzem, który przeprowadził wywiad ze świeżo wybranym papieżem-Polakiem. Jeszcze przed inauguracją pontyfikatu w czasie audiencji, na której się zjawił jako wysłannik Głosu Ameryki, gdy Karol Wojtyła przechodził obok, zapytał oczywiście o Wandę Rutkiewicz (o cóż innego on alpinista mógł pytać): Czy papieżowi wiadomo, że tego dnia, kiedy został wybrany, Rutkiewicz weszła na Mount Everest?
Slaski dziennikarskie zainteresowania ujawnił już we wczesnej młodości. Mając dwanaście lat, założył własne pisemko o tytule „Rekord” (podtytuł „Najświeższe wiadomości"). Wydawał je w formie maszynopiśmiennych kopii. W tym celu musiał nauczyć się pisać na maszynie, co w czasach przed upowszechnieniem komputerów była bardzo rzadką umiejętnością. Choć fachowo redagowana gazetka składała się z kilku działów (m.in. wiadomości, sport, wiadomości gospodarcze), to najwięcej miejsca poświęcał działowi sportowemu, który w pierwszym numerze zaczynał słowami: „Wczoraj nastąpiło uroczyste otwarcie olimpiady” (1932).
„Bardzo odważny kawalerzysta”
W 1937 r. rozpoczął w Warszawie studia, równocześnie: dziennikarstwo i prawo. We wrześniu 1939 r. (wraz z prof. Kazimierzem Rouppertem, botanikiem) przedarł się z Polski na Węgry do Budapesztu. Po okresie pracy w PCK, gdzie zajmował się pomocą dla polskich uchodźców, w marcu 1940 r. przerzucony został do Francji. gdzie wstąpił do polskiego wojska.
Po krótkim przeszkoleniu trafił na front, jako zwiadowca na motocyklu. Zasłynął odważnymi czynami, za co został wówczas uhonorowany francuskim odznaczeniem wojennym „Croix de guerre avec palme” z uzasadnieniem „cavalier très courageux” („bardzo odważny kawalerzysta”).
16 czerwca 1940 r. w czasie motorowego zwiadu został ostrzelany przez Niemców i raniony w nogę. Zabrali go do szpitala w Besançon. W czasie kuracji ukrywał poprawę zdrowia, cały czas ,,kuśtykając”. Czynił to tak udatnie, że niemiecka komisja uznała go za inwalidę, choć cały czas w tajemnicy systematycznie prowadził ćwiczenia rehabilitacyjne. Gdy zyskał większą sprawność, korzystając z pomocy pielęgniarek, uciekł ze szpitala. Schronił się w kościelnym konfesjonale, gdzie jedna z pielęgniarek dostarczyła mu cywilne ubranie. W listopadzie 1940 r. przedostał się do nieokupowanej części Francji. W Grenoble ukończył studia prawnicze, uzyskując dyplom. Gdy mieli tam wkroczyć Niemcy, znów ruszył w drogę. Przez Pireneje przedostał się do Hiszpanii. Prawdopodobnie przy pokonywaniu granicy został aresztowany, najpierw trafił do więzienia w Figueras, a następnie, na trzy miesiące, do obozu koncentracyjnego w Miranda del Ebro. Na skutek starań PCK, w styczniu 1944 r. został zwolniony. Przedostał się do Gibraltaru skąd w transporcie wojskowym przepłynął do Anglii, gdzie został skierowany do 1. Korpusu Wojska Polskiego koło Edynburga. Starał się o przydział do lotnictwa, ale z powodu słabego wzroku, został odrzucony. Odkomenderowano go na uniwersytet.
„Nature” i Krystyna Skarbek
Studiował w Balliol College na Uniwersytecie Oksfordzkim m.in. antropologię. W tym okresie uprawiał różne sporty, m.in. łucznictwo i boks. Jako doskonały wioślarz uczestniczył w słynnych oksfordzkich zawodach na „ósemkach”. Po złożeniu w lipcu 1947 r. egzaminów dyplomowych i uzyskaniu tytułu pracował jako antropolog na Uniwersytecie w Londynie. W 1950 r. wziął udział w wielotygodniowej naukowej wyprawie do Afryki, gdzie prowadził badania etnograficzne. Potem przez trzy lata pracował w International African Institute w Londynie. Różne prace etnograficzne publikował wtedy w wydawnictwach angielskich, m.in. w sławnym naukowym periodyku „Nature”. Cały czas publikował też w polskiej prasie emigracyjnej, w tygodniku „Wiadomości” oraz w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”, a przez kilka miesięcy 1953 r. był też asystentem programowym w Polskiej Sekcji BBC.
Ważną postacią w londyńskim okresie jego życia była „ulubiona agentka Churchila” – Krystyna Skarbek (+15 czerwca 1952 r.). Przez dłuższy czas mieli codzienny kontakt, napisała do niego wiele listów, które niestety w większości zostały spalone po jego śmierci. Zachowało się zaledwie kilka...
W listopadzie 1953 r. wyruszył, na jachcie „Princess Waimai”, na naukową wyprawę naokoło świata, która miała badać magnetyzm ziemi na oceanach. Sam Slaski miał pisać z niej korespondencje i reportaże. Niestety jakieś problemy sprawiły, że wyprawa dotarła tylko do... Wysp Kanaryjskich.
„Był chodzącą encyklopedią: znał wszystkich, był wszędzie”
W czerwcu 1954 powrócił do Londynu, a w lipcu 1954 r. przeniósł się do Monachium, by podjąć pracę w tamtejszej filii Głosu Ameryki. Później po jej zlikwidowaniu pozostał w Monachium jako jej europejski korespondent (aż do końca 1989). Przez lata prowadził audycję kulturalną, a od wprowadzenia stanu wojennego komentował i prezentował obraz politycznych wydarzeń w prasie europejskiej. Bywał też wysyłany na różne uroczystości, był m.in. sprawozdawcą z obchodów Milenium Polski w Rzymie (1966), z igrzysk w Rzymie (1960 ) i w Monachium (1972), z olimpiady zimowej w Grenoble (1968).
Od 1974 r. był również korespondentem rozgłośni Radio Wolna Europa, był tu jednym z redaktorów i współautorem programów: „Panorama dnia” , „Panorama tygodnia” , „Komentarz kulturalny” , „Punkty widzenia” , „Fakty i wydarzenia” , „Przegląd prasy” , „Przegląd sportowy” i in. W opracowywanych przez niego audycjach zawsze ważne miejsce zajmowały sprawy Polski i emigracji polskiej. Jako zamiłowany dziennikarz docierał do wielu osób znaczących w kulturze polskiej, by uzyskać wywiad dla rozgłośni radiowych.
Jego wieloletni radiowy kolega z RWE, Zygmunt Jabłoński, tak go scharakteryzował: „swego rodzaju dziwak, sportowiec o niebywałej sile fizycznej, miał mózg jak komputer. Był chodzącą encyklopedią: znał wszystkich, był wszędzie”.
Jego sportowe komentarze były nadzwyczaj kompetentne, jako że znał osobiście wiele z omawianych na falach eteru dyscyplin sportowych. Nie pomijał okazji zapoznania się z nowymi dla siebie sportami. Dlatego też bardzo „był zawsze zaangażowany, zainteresowany tym, o czym mówił słuchaczom”.
Dzięki niemu w Radiu Wolna Europa więcej było informacji o osiągnięciach polskich alpinistów i himalaistów niż w krajowych środkach masowego przekazu. Uważnie śledził fachową prasę, wszelkie ciekawsze polonica. Przy szczególnie wielkich wydarzeniach poświęcał im większą część swego programu. Utrzymywał też – mimo iż w tamtym okresie było to dla mieszkańców Polski bardzo „ryzykowne”, mogło bowiem skutkować dużymi kłopotami, co najmniej przesłuchaniami przez SB, a w niektórych okresach nawet oskarżeniem o szpiegostwo – bliskie kontakty z niektórymi polskimi alpinistami, dzięki czemu otrzymując kartki z wypraw wysokogórskich, mógł obszerniej informować o ich dokonaniach. Jedną z takich osób była Wanda Rutkiewicz, która w wywiadzie w 1992 r. powiedziała: „Pamiętam [Slaskiego], znałam go osobiście, poznałam podczas którejś z wizyt w Monachium, ta wiadomość [o śmierci] zasmuciła nas wszystkich, nas alpinistów w Polsce, którzy bardzo często słyszeliśmy jego głos, jego komentarze sportowe, w których sporo miejsca poświęcał polskim alpinistom”.
Uprawiał różne dyscypliny sportowe, ale jego pasją były góry. Spędzał w nich każdy wolny czas. Był narciarzem i alpinistą. Dokonał setek wejść w Alpach zarówno latem, jak i zimą. Niedługo przed śmiercią zorientował się. że do kompletnego zestawu najwyższych alpejskich szczytów, tj. tych przekraczających 4 tys. m (a jest ich koło setki) brakuje mu wejścia zaledwie na dwa czy trzy wierzchołki, przy czym – trzeba to podkreślić – nie bawił się w kolekcjonowanie takich wejść.
Wspinał się także w górach Afryki, m.in w Atlasie (dokonał tam m. in. narciarskich wejść na kilka szczytów czterotysięcznych), w Semen (góry w Etiopii, przekraczające wysokość 4500 m n.p.m.), na Kilimandżaro, w Iranie, Turcji, Meksyku, również w Andach w Ekwadorze i w Chile. Jego wejście na Island Peak (6100 m) w Himalajach było pierwszym polskim wejściem.
Zginął w czasie wspinaczki, którą mimo wieku (miał ukończone siedemdziesiąt lat) cały czas uprawiał i dla której wykorzystywał każdą okazję. 15 lipca 1990 r. we włoskiej części Alp Kotyjskich, w czasie zejścia ze szczytu Monte Viso (3841 m n.p.m.), trawersując stromy żleb, poślizgnął się na twardym lodzie i spadł z wysokości trzystu metrów, ponosząc śmierć na miejscu.
Wojciech W. Wiśniewski