„Moja rodzinna historia uświadomiła mi, że nasze spiski i powstania w równym stopniu oddziaływały na ogromną grupę ludzi, którzy niekoniecznie sami podejmowali decyzję o zaangażowaniu się w nie – czyli członków rodzin spiskowców i powstańców. Za to właśnie oni stawali potem często przed dramatycznym wyborem odnośnie swoich losów, powiązanych przecież z życiem spiskowca” – pisze Agata Markiewicz we wstępie.
Takim wyborem, a jednocześnie aktem odwagi, były podejmowane przez kobiety decyzje, aby towarzyszyć mężom na zesłaniu. Autorka w książce postanowiła zatem spojrzeć na historię w niekonwencjonalny sposób – nie oczami czynnych uczestników historii narodowowyzwoleńczej, ale właśnie z kobiecej perspektywy.
Wiadomości, które w książce przedstawia Markiewicz pozwalają nieco inaczej spojrzeć na zesłanie. Autorka opisuje kary, na jakie zostali skazani spiskowcy i powstańcy, a także miejsce ich odbywania. Wymiar kary ściśle wiązał się z losami członków rodzin. Markiewicz zwraca również uwagę na to, że miejscem zesłania był szeroko rozumiany Sybir. „+Sybir+ funkcjonował jako pojęcie, które nie miało dla XIX-wiecznych Polaków konotacji geograficznych” – pisze autorka. W związku z tym w swoich rozważaniach skupiła się również na charakterystyce polskiego Sybiru.
Autorka zainteresowała się również sytuacją rodzin po zaangażowaniu się ich członków w walkę z caratem. Decyzja o zaangażowaniu się w walkę z zaborcą nie dotyczyła wyłącznie spiskowców i powstańców. Taka decyzja oddziaływała również na członków rodziny – zarówno rodziców, jak i współmałżonków i dzieci.
Rola kobiet w powstaniu nie była wyłącznie związana z akceptacją wyboru mężczyzn. Jak uważa autorka, „Powstanie styczniowe było zrywem narodowym, w którym po raz pierwszy na taką skalę brały udział kobiety. Ich rola nie ograniczała się tylko do organizowania opieki nad rannymi powstańcami. Zajmowały się przechowywaniem i przewożeniem ważnych dokumentów oraz broni, a były i takie, które walczyły w szeregach powstańczych”.
Markiewicz skupia się również na procesie podejmowania decyzji o tym, czy zostać w kraju, czy wyjechać z zesłanym. W sytuacji, kiedy rodzina zdecydowała się na wyjazd, musiała rozpocząć solidne przygotowania. Należało załatwić zezwolenie na wyjazd, a czynność ta – jak uważa autorka – była zwykle wielkim stresem i wiązała się z upokorzeniami. Gromadzono zapasy, a także pakowano najpotrzebniejsze rzeczy. Majątek częściowo trzeba było spieniężyć, zwłaszcza że sytuacja finansowa rodziny w wielu przypadkach wręcz wymagała takiego kroku. „Takie sytuacje bywały bolesne. Pozbywano się przedmiotów o charakterze sentymentalnym i pamiątkowym” – wyjaśnia Markiewicz.
Bolesnym wydarzeniem było również pożegnanie. Kiedy zapadł wyrok skazujący na zesłanie, często rodziny próbowały odroczyć moment pożegnania – aby z jednej strony próbować zmienić wyrok, a z drugiej, aby móc się przygotować do wyjazdu lub pogodzić się z nowo zaistniałą sytuacją.
Droga na zesłanie odbywała się w różnych warunkach podróży oraz atmosferycznych. Nowym doświadczeniem dla rodzin zesłańców było budowanie nowego życia w całkowicie nowej rzeczywistości. Autorka w swoich rozważaniach skupiła się również na życiu codziennym zesłańców – problemach ze służbą, edukacji dzieci, pracy zarobkowej czy życiu religijnym.
Nie wszystkie rodziny jednak zdecydowały się na wspólny los z zesłańcem. Kobiety, a także rodziny, które pozostały w kraju musiały borykać się z trudną sytuacją, zwłaszcza finansową. Efektem rozłąki był również rozpad więzi emocjonalnych. Mimo pisanych listów następowało oddalanie się od siebie. Zerwane zaręczyny z powodu zesłania zdarzały się stosunkowo często i nie spotykały się z potępieniem. Inaczej miała się sytuacja związana z rozpadem małżeństwa. Rozwód przeprowadzony przez kobiety spotykał się z jednoznaczną oceną. Jednocześnie autorka zauważa, że „zesłania nie tylko były wykorzystywane jako pretekst do separacji przez kobiety. Dla niektórych mężczyzn wyjazd stawał się także okazją do zerwania z rodziną. Czasami sytuacja małżeńska była na tyle skomplikowana, że lepiej było nie wracać”.
Autorka opisuje rodzinne historie, wymienia z imienia i nazwiska poszczególne opisywane bohaterki. Dzięki temu czytelnik otrzymuje nie jedynie uogólnienia, ale historie jednostek.
W powszechnym odbiorze zesłanie kojarzy się dramatem ludzi oraz licznymi niedogodnościami. Podczas analizy materiału źródłowego autorka doszła do wniosków, które odbiegają od poglądów, z którymi rozpoczynała pracę badawczą. „W wielu aspektach życie rodziny na zesłaniu było zupełnie znośne i często miało pozytywny wpływ na losy członków rodzin” – wyjaśnia Markiewicz.
Grupą, która korzystała na pobycie na Syberii były dzieci. Z jednej strony duża liczba lekarzy wśród zesłańców powodowała, że dzieci były otoczone lepszą opieką medyczną niż miałyby w kraju. Również kłopoty z zapewnieniem służby w gospodarstwach powodowały, że matki więcej czasu spędzały z dziećmi samodzielnie je pielęgnując i wychowując. Dzieci miały także szanse zdobycia lepszej edukacji niż w kraju – wśród Sybiraków było przecież wielu wykształconych ludzi.
Zesłanie dawało również możliwość wyjścia z ugruntowanych ról, zarówno tych społecznych i płciowych. Sporo kobiet, które rozpoczynały pracę zakładając, że będzie to tylko epizod w ich życiu, odnalazły w niej sposób na realizację własnych aspiracji.
Autorka pokusiła się również o spojrzenie na zesłanie z perspektywy feministycznej. Markiewicz uważa, że „zesłanie stwarzało czasem warunki (obu płciom) do wychodzenia z ról tradycyjnie im przypisanych, to w kraju kobiety funkcjonowały w nowej rzeczywistości według starych zasad” – uważa autorka. Kobiety, które zostały w kraju były w sytuacji nazwanej przez feministycznych badaczy „zezowatym widzeniem świata”. Oznacza to, że kobiety z jednej strony musiały przyswajać sobie niektóre z męskich działań, ale jednocześnie były zmuszone robić to w ramach norm przypisanych ich płci.
Książka „Kobiety i rodziny powstańców styczniowych zesłanych w głąb Rosji” Agaty Markiewicz ukazała się nakładem wydawnictwa Difin.
Anna Kruszyńska (PAP)