Popkultura wielu zwierzętom, zwłaszcza drapieżnikom, wyrządza dużą krzywdę. Przedstawia je albo jako pluszowe maskotki, albo jako bestie. A niedźwiedzie to ani przytulanki, ani potwory. To po prostu dzikie zwierzęta - powiedziała PAP Anna Maziuk, autorka książki „Niedźwiedź szuka domu”.
Polska Agencja Prasowa: Skąd się wziął pomysł na książkę o niedźwiedziu?
Anna Maziuk: Z poczucia, że to kolejne zwierzęta – wcześniej napisałam o wilkach – o których mało wiemy. W dodatku takie, przy spotkaniu z którymi – w związku z tą niewiedzą albo mylnymi przekonaniami na ich temat – często zachowujemy się nieodpowiednio albo zupełnie nie wiemy, co robić.
Jest to też próba opowiedzenia o naszych, ludzkich relacjach z największymi europejskimi drapieżnikami. A są one bardzo złożone, zwykle niełatwe. Paradoksalnie, sposoby na rozwiązanie trudności pojawiających się w koegzystencji między naszymi gatunkami są dość proste. Tyle że wymagają nieco wysiłku z naszej strony.
Im bardziej zgłębiałam temat, tym więcej pojawiało się wątków. Jednym z nich jest niewola. Stawiam pytanie, co znaczy pomagać tak dużym dzikim zwierzętom. I jak to robić. To wcale nie jest tak proste, jak by się mogło wydawać. Na przykład w Polsce brakuje miejsc, gdzie drapieżniki, które trafiły w ręce człowieka i nie mogą wrócić na wolność, mogłyby dożywać starości w warunkach zapewniających choćby podstawowy dobrostan. Brakuje służb ochrony przyrody, grup interwencyjnych, które zapobiegałyby powstawaniu konfliktów na linii człowiek - niedźwiedź albo szerzej, z dużymi drapieżnikami.
PAP: Jak postrzega pani niedźwiedzia? Co symbolizuje jego świat?
A.M.: Jak już powiedziałam, niedźwiedź brunatny jest największym drapieżnikiem lądowym w Europie. I już samo to dużo o nim mówi. Z jednej strony jest symbolem znikania, tego, co tracimy, ale i niesamowitej elastyczności, która pozwoliła mu przetrwać do naszych czasów w tak gęsto zaludnionej i zurbanizowanej Europie.
Jednocześnie jest nietypowy jak na drapieżnika. Brunatne, które mamy w Polsce, w przewadze żywią się roślinami: borówkami, jagodami, jabłkami, trawą, orzeszkami bukowymi. A to przecież ogromne, ważące sto, dwieście, a nawet ponad trzysta kilo zwierzę! To, że waga, jakiej nabiera przed zimną, jest w dużej części zasługą diety składającej się z drobnych owoców, robi wrażenie.
Proszę sobie wyobrazić, ile on ich musi zjeść! W Kanadzie widziałam jabłonkę objedzoną przez niedźwiedzia czarnego. Dzień wcześniej wisiało na niej kilkadziesiąt jabłek. Po jego wizycie - to był nieogrodzony pastuchem elektrycznym sad - nie zostało ani jedno! Objadł w ten sposób chyba cztery drzewka, tylko w tym jednym ogrodzie, i to zaledwie w dwie, trzy godziny!
Oczywiście poza roślinami niedźwiedzie jedzą też różne owady, szczególnie lubią tłuściutkie larwy albo padlinę. Zdarza się im samodzielnie coś upolować.
Wreszcie to zwierzę pełne sprzeczności. Wielki, ale potrafi się poruszać jak duch. Bezszelestnie. Większość ludzi mieszkających w jego sąsiedztwie nigdy go nie widziała. I dobrze, bo to znaczy, że są to dzikie niedźwiedzie, które nie pchają się do wiosek po łatwe pożywienie.
PAP: A na ile nasz stereotyp na temat niedźwiedzia jest pochodną bajek, w których bohaterami są miłe misie, czy posiadania w dzieciństwie pluszowych misiów?
A.M.: Faktycznie, to, że wielu i wiele z nas w dzieciństwie miało pluszowego misia, z którym zasypiało, powoduje, że zapominamy, z jakim zwierzęciem mamy do czynienia. Turyści wyciągają ręce do "misia" z kanapką czy batonem. Mówią, że był taki zabiedzony. Albo chcieli zrobić sobie selfie. Niebezpieczne jest podchodzenie do jakiegokolwiek niedźwiedzia, a szczególnie do małego, kiedy jego mama jest przez chwilę niewidoczna. Skracanie dystansu do niedźwiedzi i dla nich, i dla nas jest potencjalnie tragiczne w skutkach. A to czasami się zdarza w wyniku myślenia, że "misie" są takie miłe. Czasem pewnie z braku myślenia.
Niedźwiedź to nie pluszowy miś. Popkultura wielu zwierzętom, zwłaszcza drapieżnikom, wyrządza dużą krzywdę. Przedstawia je skrajnie, albo jako niezdarne fajtłapy, jak w przypadku Uszatka, albo jako bestie. A niedźwiedzie to ani przytulanki, ani potwory. To po prostu dzikie zwierzęta, które do życia potrzebują spokoju i dużych przestrzeni. Przy tym są duże, mają ostre pazury i zęby. W interakcjach z nimi ważne jest rozumienie ich reakcji, aby ich mylnie nie interpretować, zachowanie spokoju i bezpiecznego dystansu.
W sytuacji spotkania z człowiekiem z bliska, takiego, które zaskoczy i przestraszy, niedźwiedź może się zachować agresywnie. Jednocześnie są to zwierzęta, które nie wykazują agresji bez powodu, powiedziałabym nawet, że potrafią szanować granice. Ale jeśli turysta te granice przekracza, może dostać nauczkę.
Pisząc tę książkę, chciałam dać czytelnikom i czytelniczkom dostęp do wiedzy w prostej formie. Spotkanie niedźwiedzia nie równa się zagrożeniu. Natomiast musimy wiedzieć, jak się wtedy zachować. Jeśli zwierzę nas nie widzi, nie zatrzymujmy się, żeby zrobić zdjęcie, tylko spokojnie się wycofajmy, cały czas je obserwując. Jeśli nas zauważyło, pokażmy, że jesteśmy człowiekiem, powiedzmy coś spokojnym głosem i wycofujmy się powoli, nie odwracając się plecami. Taką podstawową wiedzę powinna mieć każda osoba jadąca w góry.
PAP: Jak poznała pani świat niedźwiedzia?
A.M.: Książka z jednej strony jest efektem spotkań z osobami zajmującymi się niedźwiedziami naukowo czy opiekującymi się nimi w ogrodach zoologicznych lub ośrodkach rehabilitacji. Ale także moich osobistych doświadczeń, setek wypraw do lasu, zarówno w pojedynkę, jak i z ich badaczami i badaczkami.
Spotkanie z niedźwiedziem to niezwykłe i piękne doświadczenie. Myślę, że aby próbować zrozumieć i poznać jakiekolwiek zwierzę, nie wystarczy się ograniczać wyłącznie do przeczytania nawet setki opracowań naukowych. Mnie dużo dała naoczna obserwacja. Kolejne spotkania i podglądanie interakcji między tymi zwierzętami poszerzało sposób mojego postrzegania ich. Tyle że robiłam to po coś, nie jedynie dla mojej przyjemności czy z ciekawości. Najwięcej okazji ku temu miałam podczas wyprawy do Kolumbii Brytyjskiej w ubiegłym roku, a jeszcze więcej w tym roku, co prawda już po napisaniu książki.
Jesienią stosunkowo łatwo było podejrzeć niedźwiedzie podczas łowienia łososi. Widziałam na przykład trójkę rocznych niedźwiadków, które radośnie się ganiały. Albo jak matka chwyciła jednego z nich za grzbiet i targnęła do wody, żeby mu pokazać, że płynąc, zaoszczędzi energię, bo uparcie przedzierał się przez wysokie zarośla wzdłuż brzegu. Patrzyłam, co się dzieje, kiedy na drugim brzegu rzeki pojawia się spokrewniony lub zupełnie obcy niedźwiedź. Myślę, że dużo na temat tych zwierząt wciąż jeszcze nie wiemy.
PAP: Widać, że fascynują panią te zwierzęta.
A.M.: Nie potrafiłabym napisać jakiejkolwiek książki bez fascynacji. Praca nad takim reportażem pochłania ogromnie dużo czasu, wtedy cały świat kręci się wokół tego tematu. Jednocześnie niedźwiedziami ciężko się nie zafascynować, są wybitnie ciekawe.
PAP: A co daje człowiekowi kontrolowany kontakt z niedźwiedziami?
A.M.: Lepiej, aby dochodziło co najwyżej do obserwacji z daleka. Bliższy kontakt z człowiekiem dla nich kończy się tragicznie, prędzej czy później ich śmiercią. Nikogo nie zachęcam do prób obserwowania ich.
Ale jeśli miałabym powiedzieć, jak taki ewentualny kontakt powinien wyglądać, to po pierwsze – powinien być poprzedzony porządnym researchem na temat samych zwierząt, rozsądny, z zachowaniem dystansu, tak, aby ani siebie, ani niedźwiedzia nie wpędzić w kłopoty. Dla mnie istotne jest, żeby nie zaburzać naturalnego funkcjonowania zwierzęcia. Nie płoszyć go.
Zakładając, że to wszystko przyswoiliśmy i do tego kontaktu faktycznie dojdzie, niedźwiedzie mogą nas przede wszystkim zadziwić. Choćby tym, że pomimo potężnej budowy ciała niedźwiedzie potrafią spokojnie i bez użycia siły załatwiać sprawy między sobą. Na przykład kiedy spotykają się dwa samce i próbują ustalić, który musi odejść, rzadko dochodzi do bezpośredniej walki czy ryków. To raczej niema wymiana przy użyciu mowy ciała, stawianiu kolejnych, zdecydowanych kroków. Jedna łapa w kierunku intruza, bardzo powoli druga.
To spokojne załatwianie poważnych spraw zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Każdy niedźwiedź jest inny, każdy ma inny charakter, mogą mieć różne humory. Czasem te różnice zauważa się u różnych osobników, a czasem ten sam z rana, wypoczęty, zachowa się inaczej niż wieczorem, kiedy będzie czymś wkurzony.
PAP: Czy swoją książką chciała pani ocalić w pamięci też nieco znikający świat?
A.M.: W Polsce w ostatnich kilkudziesięciu latach populacja niedźwiedzi nieco się odbudowała, po tym jak przed II wojną światową prawie zupełnie je wybiliśmy. To wielkie szczęście, że wciąż możemy podziwiać niedźwiedzie w środowisku naturalnym, ich obecność jest także istotna dla ekosystemu.
I owszem, powinniśmy głośno mówić o tym, jak niewiele trzeba, abyśmy znów znaleźli się blisko tej cienkiej granicy ich wyginięcia. Nasz świat rozwija się bardzo szybko. Łatwo zrobić krok, który sprawi, że ostatnie siedliska - w tym te z gawrami, czyli dziuplami w starych, potężnych jodłach - znikną, bo zwyczajnie je wytniemy. Zanim kolejne dorosną do takich rozmiarów, żeby niedźwiedzie mogły z nich korzystać, będziemy musieli czekać sto, dwieście lat. Tego typu ingerencja w niektórych przypadkach może się okazać nieodwracalna. I dla nas, i dla niedźwiedzi.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Książka Anny Maziuk „Niedźwiedź szuka domu” ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Anna Maziuk – reporterka, propagatorka wiedzy o przyrodzie, absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka książki "Instynkt. O wilkach w polskich lasach", za którą otrzymała nominację do Literackiej Nagrody Warmii i Mazur "Wawrzyn". Publikowała m.in. w "Wysokich Obcasach", "Gazecie Wyborczej", "Polityce", "Newsweeku Psychologii" czy "Tygodniku Powszechnym". Związana z fundacją i pismem "Kosmos dla Dziewczynek". Prowadzi warsztaty dla dzieci i dorosłych oraz zabiera ich na wyprawy w dzicz. Przez parę miesięcy podróżowała po Kolumbii Brytyjskiej, zbierając materiał do kolejnej książki.(PAP)
akr/ miś/ lm/