Historia powstania "Lauru olimpijskiego" i anegdoty związane z innymi wierszami jednego z najsłynniejszych poetów XX-lecia międzywojennego Kazimierza Wierzyńskiego zostały opisane przezeń w wydanym właśnie w PIW-ie "Pamiętniku poety".
"+Pamiętnik poety+", jeśli nie ma być autobiografią, może być tylko pamiętnikiem wierszy. Istotnie każdy wiersz ma swoją historię albo przynajmniej historyjkę" – tak Kazimierz Wierzyński rozpoczyna swój dziennik poświęcony własnej poezji. A właściwie niektórym wierszom z 600, które stworzył.
Wierzyński, który z m.in. Lechoniem, Tuwimem, Słonimskim, Iwaszkiewiczem i Balińskim, tworzyli Skamander – najsłynniejszą formację literacką międzywojnia, był przede wszystkim poetą, ale też prozaikiem, biografem Chopina, autorem esejów i felietonów teatralnych oraz licznych, rozproszonych w czasopismach, szkiców i reportaży, ale twórczość "niepoetycka" mniej interesowała historyków literatury i autorów podręczników.
"Pamiętnik poety" jest naturalnie poświęcony wierszom, autorskim komentarzom do nich, kontekstom, w jakich powstawały, wspomnieniom, anegdotom, które pozwalają poznać sposób myślenia o twórczości, nie tylko poetyckiej, Kazimierza Wierzyńskiego. Paweł Kądziela, autor obecnego wydania "Pamiętnika poety" – pierwsze ukazało się na początku lat dziewięćdziesiątych – opatrzył je wstępem, komentarzami i rozbudowanymi przypisami. Właściwie jest to "książka w książce". Przypisy można czytać oddzielnie jako pasjonującą i poszerzająca wiedzę o poecie i jego środowisku literackim, o jego życiu i odmianach losu, jakich doświadczył.
Przez pierwsze 25 lat życia był Kazimierz Wierzyński obywatelem austriackim, przez drugie 20 polskim, przez trzecie 15 amerykańskim. "Co mam napisać w paszporcie, w rubryce miejsce i kraj urodzenia? Traktat polityczno-historyczny?" – pyta gorzko w "Pamiętniku poety". Ale "Pamiętnik poety" to przede wszystkim historie wierszy. Wśród nich najpowszechniej znanego "Lauru olimpijskiego", który powstał w związku z IX igrzyskami olimpijskimi w Amsterdamie w 1928 r. Ich program przewidywał nie tylko zawody sportowe, ale, tak jak w antyku, także agony literackie i artystyczne, które obejmowały poezję, prozę, dramat, malarstwo i rzeźbę.
"Olimpiada amsterdamska była dla nas szczęśliwa – wspomina Wierzyński. – Halina Konopacka zajęła pierwsze miejsce w rzucie dyskiem i dzięki temu Polska zdobyła po raz pierwszy złoty medal. Drugie takie odznaczenie przyznano +Laurowi olimpijskiemu+. Gdy wiadomość o tym dotarła do Warszawy, powstał w prasie przesadny huczek, przed którym nie wiadomo było, gdzie się schować" – notował autor m.in. "Czarnego poloneza".
Wśród literackich przyjaciół Wierzyńskiego przyjęło się jednak od razu powiedzenie Antoniego Słonimskiego, że autor "Lauru olimpijskiego" jest najlepszym poetą wśród sportowców i najlepszym sportowcem wśród poetów. Po nagrodzie tom przełożono na kilka języków: na francuski, włoski, rosyjski, bułgarski, jidysz i na angielski.
"Ważniejsze wydaje mi się to – zaznaczał poeta – że pod wpływem nagrody i za moją namową Parandowski zabrał się do +Dysku olimpijskiego+, a Konarska do drzeworytów opartych na tematach sportowych". Powieść Jana Parandowskiego "Dysk olimpijski" ukazała się w Warszawie w 1933 r. i została nagrodzona brązowym medalem na igrzyskach w Berlinie w 1936 r. Ostatnim – już po wojnie – który próbował poezji w związku z olimpiadami, był Iwaszkiewicz, autor – jak podkreśla Wierzyński – pięknych "Ód olimpijskich". Z czasem komitet olimpijski zarzucił zwyczaj łączenia sztuki z igrzyskami. "Należy tego żałować" – notował w dzienniku Wierzyński.
Ogromnie ciekawe są fragmenty "Pamiętnika…", dotyczące przedwojennej Warszawy, przyjaźni literackich i Skamandra. "Najbliżej byłem z Tuwimem i Lechoniem" – pisał Wierzyński. – Tuwima Bóg stworzył jakby lewą ręką. Dał mu geniusz poetycki i zapomniał o reszcie. Ten czarujący i trochę zaczarowany człowiek znał się przede wszystkim na poezji i póki krążył po niej, był w swoim żywiole. (...) Książek czytał mało, same słowniki i encyklopedie dziwactw ludzkich, o polityce plótł smalone duby. Ze spraw politycznych najgłębiej reagował na antysemityzm i cierpiał z powodu niego boleśnie. Przegadaliśmy pół młodości na ten temat. Jeszcze stał sobór na ówczesnym placu Saskim, gdy raz zimą, wracając w nocy z +Picadora+, siedliśmy na zaśnieżonych stopniach i tam Tuwim przede mną rozpłakał się".
Z Lechoniem też Wierzyński wędrował po nocnej Warszawie. Z kawiarni Pod Picadoraem, słynnej sceny Skamandrytów przy Nowym Świecie, a potem w Hotelu Europejskim, w rozmaitych kierunkach wiodły szlaki poetów. "Chodziło o to, aby chodzić i odprowadzać się nawzajem. Takim fantastycznym piechurem był Lechoń. Z ulicy Mokotowskiej, gdzie ja mieszkałem, odprowadzałem go na Przyrynek, gdzie on mieszkał, potem z Przyrynku, odprowadzał mnie na Mokotowską on, i tak do upadłego" – notował w dzienniku Wierzyński.
"Lechoń – pisał Wierzyński – w odróżnieniu od Tuwima, interesował się wszystkim, czytał dużo, myślał śmiało i mówił olśniewająco. Znał całą Warszawę, kulisy w teatrach, w +Kurierze Warszawskim+, a nawet w Belwederze. (...) Jego humor i dowcip, podobnie jak u Tuwima i Słonimskiego, był niewyczerpany".
Spore fragmenty "Pamiętnika poety" zostały poświęcone podróżom Kazimierza Wierzyńskiego po Ameryce, a także związkom z ziemią, miejscem urodzenia i dzieciństwa poety. "Stryj, Drohobycz, Sambor i wszystko dookoła tych miast było moją parcelą (…). W +Gorzkim urodzaju+ powracam do tych stron kilkakrotnie. (...) Nigdy nie przestanę należeć do rodzinnej mojej ziemi, tylko że ta ziemia nie należy już do mnie" – pisał.
"Pamiętnik poety", znakomicie opracowany edytorsko, który można nazwać studium rzemiosła literackiego, jest przede wszystkim pasjonującą lekturą.
Pisał Kazimierz Wierzyński: "Człowiek nigdy nie wymyśli bardziej uduchowionego przedmiotu niż książka". I dla tego zdania też warto przeczytać "Pamiętnik poety". (PAP)
Autor: Anna Bernat
abe/ joz/