Czy da się opisać świat za pomocą cyfr i procentów? Jak udowadnia lektura tej publikacji jest to możliwe, a historycy posiadający odpowiednie naukowe narzędzia mogą wyciągnąć z tego ciekawe wnioski. Dzięki temu tytułowi poznajemy szczegóły dotyczące codziennego życia w II RP. Dowiadujemy się, ile zarabiali robotnicy, ile chłopi, a ile inteligenci, w jakich warunkach mieszkała znaczna część Polaków oraz ile osób miało dostęp do prądu.
Młode państwo w pierwszych latach istnienia musiało mierzyć się z wieloma problemami, na czele z prowadzoną wojną polsko-bolszewicką. Jak możemy przeczytać w tomie, w 1920 r. Wojsko Polskie liczyło 1 mln żołnierzy, a Armia Czerwona 5 mln. Już te liczby wystarczą, by wyobrazić sobie, jaka przepaść dzieliła przeciwników. Na szczęście jednak wszystkie bolszewickie siły nie uczestniczyły bezpośrednio w walkach. „Wbrew powszechnemu przekonaniu Armia Czerwona nie górowała nad Wojskiem Polskim liczebnie. Front północno-zachodni Tuchaczewskiego liczył 130 tys. żołnierzy, podczas gdy Polacy dysponowali na tym odcinku, według różnych źródeł, liczbą 150–170 tys. żołnierzy” – czytamy w książce, która podaje też statystyki dotyczące strat wojskowych i liczby wziętych do niewoli.
Po wojnie polski rząd postanowił policzyć swoich obywateli. Pierwszy powszechny spis ludności odbył się w 1921 r. Jednak nie objął on całego terytorium kraju, gdyż nie była jeszcze rozstrzygnięta kwestia przynależności Wilna i Górnego Śląska. Bardziej kompleksowy spis odbył się w 1931 r. Ankietowanych nie pytano wówczas o narodowość, lecz tylko o język ojczysty. 68,9 proc. obywateli wskazało na język polski, 13,9 na ukraiński i ruski, 8,6 na hebrajski i jidysz, 3,1 na białoruski, a 2,3 proc. na niemiecki. Ogółem było to 32 mln osób, których liczba w 1935 r. szacunkowo wzrosła do 35 mln.
Dzięki spisowi możemy też dowiedzieć się, jaki był poziom analfabetyzmu w ówczesnej Polsce. „Według danych z przeprowadzonego w 1921 r. spisu powszechnego w całym kraju aż 33,1 proc. osób powyżej 10. roku życia nie potrafiło czytać ani pisać. Problem występował z różnym nasileniem w różnych regionach Polski. Na terenie byłego zaboru pruskiego, gdzie już na początku XIX w. wprowadzono obowiązek szkolny, analfabeci stanowili jedynie 4,2 proc. społeczeństwa. Sytuacja prezentowała się znacznie gorzej w dawnej Galicji oraz Królestwie Polskim. Tutaj analfabetów było odpowiednio 31,5 oraz 31,7 proc. To jednak jeszcze nic w porównaniu z Kresami. „Na wschód od Kongresówki czytać ani pisać nie umiało aż 64,7 proc. ludności” – czytamy w „Przedwojennej Polsce w liczbach”, której autorzy dodają, że zdający sobie sprawę z powagi problemu Józef Piłsudski 7 lutego 1919 r. wydał dekret wprowadzający siedmioletni obowiązek szkolny dla dzieci od 7. do 14. roku życia.
Uczniowie zaczęli chodzić do szkoły, ale wielu z nich żyło w warunkach, które raczej nie sprzyjały nauce. Wystarczy przypomnieć, że 97 proc. wsi jeszcze w 1939 r. wciąż nie posiadało prądu i nauka możliwa była tylko przy lampach naftowych. Na dodatek przeszło 50 proc. domostw miało wyłącznie jedną izbę, w której mieszkały co najmniej trzy, a z reguły dużo więcej osób. W miastach również trudno było myśleć o kształceniu potomstwa. Środowisko robotnicze dotykało ogromne bezrobocie, a warunki mieszkaniowe były fatalne. Jak wspomina na kartach tomu jeden z mieszkańców warszawskiego Powiśla, Władysław Krzemiński, co czwarty mieszkaniec stolicy zajmował kąt u obcych ludzi. W jego lokum, składającym się z jednego pokoju i kuchni, oprócz rodziny żyło jeszcze dwóch sublokatorów. Pierwszy raz młody chłopak położył się we własnym łóżku dopiero, kiedy znalazł się w wojskowych koszarach.
Musiano wynajmować nawet najmniejszą przestrzeń, gdyż trudno było utrzymać się z pensji, jakie przynosili do domów robotnicy. W połowie lat trzydziestych przeciętne zarobki wynosiły 143 zł miesięcznie, co w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze stanowiło kwotę 1430 zł. Tylko w niektórych gałęziach przemysłu były one wyższe, hutnicy zarabiali 229, a górnicy 168 zł. Natomiast badania przeprowadzone w 1933 r. wśród warszawskich rzemieślników pokazały, że ich średni miesięczny dochód wynosił 80 zł. To jeszcze i tak nic przy rolnikach, których przeciętna stawka za cały dzień pracy w polu oscylowała wokół 1,7 zł.
Trudno to nawet porównać z pensjami dygnitarzy zajmujących najwyższe stanowiska w państwie, którzy inkasowali ponad 1 tys. zł pensji plus liczne dodatki. Świetne uposażenie mieli też oficerowie Wojska Polskiego; np. pensja pułkownika wynosiła 713 zł. Nieźle wiodło się także nauczycielom, którzy przeciętnie otrzymywali od 200 do 300 zł. Jak widać na tych przykładach, przedwojenna Polska była krajem ogromnych kontrastów, czego dowodzi publikacja czwórki autorów: Kamila Janickiego, Rafała Kuzaka, Dariusza Kalińskiego i Aleksandry Zaprutko-Janickiej.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP