Opowieść sci-fi "Megalopolis" to obraz, do realizacji którego Francis Ford Coppola przymierzał się ponad 40 lat. Szacowane na ok. 120 mln dol. koszty produkcji reżyser pokrył z własnej kieszeni. Czy było warto? Od piątku mogą ocenić to polscy widzowie – film właśnie wszedł do kin.
Pierwszą wersję "Megalopolis" Coppola napisał jeszcze w latach 80. Wtedy nie mógł pozyskać niezbędnych środków finansowych. Później realizacja przesuwała się w czasie m.in. ze względu na zamach na World Trade Center, problemy ze skompletowaniem obsady i pandemię koronawirusa. Jednak Francis gotów był zapłacić naprawdę wysoką cenę za możliwość spełnienia swojego marzenia. I to dosłownie - ostatecznie koszty produkcji pokrył sam. Jak powiedział dziennikarzowi Deadline, nie zależy mu na zdobyciu kolejnych nagród. Chciałby pozostawić po sobie film, który "będzie dla widzów wyzwaniem".
Scenariusz został zainspirowany Rzymem w okresie upadku republiki i początków cesarstwa. Rzecz dzieje się w futurystycznej wersji Nowego Jorku – Nowym Rzymie. Jednym z głównych bohaterów jest ambitny architekt, wizjoner Caesar Catalina (w tej roli Adam Driver), który pragnie stworzyć w zniszczonym mieście utopijne społeczeństwo. Na drodze staje mu zwolennik dawnego porządku, burmistrz miasta Franklyn Ciceron (Giancarlo Esposito). Starszy mężczyzna przeżywa szok, kiedy dowiaduje się, że jego córka Julia (Nathalie Emmanuel) zakochała się w Caesarze. Robi, co w jego mocy, by młodzi się rozstali. W obsadzie znaleźli się również m.in. Shia LaBeouf, Forest Whitaker, Dustin Hoffman, Chloe Fineman i Jon Voight.
Światowa premiera obrazu odbyła się w maju br. w konkursie głównym festiwalu w Cannes. Podczas towarzyszącej jej konferencji prasowej reżyser stwierdził, że czuje ulgę i radość. Jak przypomniał, kiedy lata temu wpadł na pomysł filmu inspirowanego historią Rzymu, ale osadzonego we współczesnych Stanach Zjednoczonych, nikt nie rozumiał jego koncepcji. "Przecież nasze miasta budowano na podobieństwo Rzymu. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że fabuła będzie w takim stopniu rezonowała z tym, co dzieje się w Stanach. Zbliżamy się do punktu, w którym Rzymianie tysiące lat temu stracili swoją republikę. W artykułach prasowych i programach typu +Saturday Night Live+ widzimy paralele między współczesną Ameryką i Rzymem. Uważam, że to nie politycy będą nadzieją dla naszego kraju, ale artyści. Ich rolą jest uświadamianie, co dzieje się wokół nas" – powiedział.
Już w kwietniu portale branżowe informowały o problemach Coppoli z pozyskaniem dystrybutorów. Powołując się na opinie anonimowych przedstawicieli branży, pisały, że obraz nie ma potencjału, by przyciągnąć publiczność przed ekrany, ponieważ jest zbyt szaloną, artystyczną wizją. W Cannes reżyser zapewnił, że nie martwi się możliwą stratą finansową. Przypomniał, że w 2008 r. pożyczył 20 mln dol. na budowę winnicy uwzględniającej potrzeby rodzin z dziećmi. Miało to być miejsce wzorowane na ogrodach Tivoli w Kopenhadze. "Dzięki absurdalnemu ryzyku stworzyłem miejsce, w którym ludzie mogą spędzać całe dnie, a wielu przedsiębiorców próbuje powielić mój pomysł. Teraz po prostu wziąłem pieniądze z tego biznesu i przeznaczyłem je na produkcję filmu (...). Wierzcie mi, pieniądze nie mają znaczenia. Ważni są przyjaciele, bo oni nigdy was nie zawiodą" – stwierdził.
Swoje najważniejsze filmy Coppola nakręcił w poczuciu odrzucenia. Kiedy w latach 70. rozpoczynał pracę nad rozgrywającym się w realiach wojny w Wietnamie "Czasem apokalipsy", miał już na swoim koncie pięć Oscarów za dwie części "Ojca chrzestnego". Mimo tego z trudem pozyskał finansowanie i nie mógł uwolnić się od poczucia, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Propozycję zagrania kapitana Benjamina Willarda odrzucił Al Pacino. Do roli tej przymierzano również m.in. Jacka Nicholsona i Clinta Eastwooda, ale i oni odmówili udziału w przedsięwzięciu.
Ostatecznie postać tę wykreował Martin Sheen. Aktor zmagał się wówczas z uzależnieniem od alkoholu. W trakcie zdjęć przeszedł atak serca. Natomiast kreujący pułkownika Waltera Kurtza Marlon Brando zjawił się na planie z dużą nadwagą, nie przeczytawszy nawet scenariusza. Krążyły pogłoski, że wszystko to doprowadziło Coppolę na skraj załamania nerwowego i groził, że popełni samobójstwo. Również jego współpracownicy wspominali pracę nad tym filmem jako jedno z najtrudniejszych zadań. Jednak w ostatecznym rozrachunku ich wytrwałość zaprocentowała. W 1979 r. "Czas apokalipsy" zdobył Złotą Palmę. Do dziś jest uznawany za jeden z najlepszych filmów wojennych wszech czasów.
"Megalopolis" trafił do amerykańskich kin pod koniec września. W weekend otwarcia zarobił jedynie 4 mln dol. przy budżecie w wysokości 120 mln dol. "Oznacza to, że film musiałby zarobić 30 razy więcej niż w ciągu pierwszych kilku dni w kinach, by wyszło na zero. Przed +Megalopolis+ za największą klapę kasową roku uważano +Borderlands+, który zarobił łącznie 32 mln dol., a w weekend otwarcia 8 mln dol. przy budżecie ok. 115 mln dol." – podał portal Collider.
Od piątku "Megalopolis" można oglądać w polskich kinach. Dystrybutorem obrazu jest Gutek Film. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ dki/