14 stycznia 2019 r. zmarł operator filmowy Wiesław Zdort. „Śląski pejzażysta – to moje pierwsze skojarzenie. Był odkrywcą nowej estetyki, ukazując na ekranie poetykę Śląska” – mówi PAP Bożena Janicka.
"Film robi się po to, żeby zarejestrować dla widza rzeczywistość w oryginalnej i ciekawej formie, aby go tym obrazem zainteresować" – powiedział w 1973 r. w rozmowie z Oskarem Sobańskim operator Wiesław Zdort. Miał 42 lata i był już uznanym filmowcem, współpracującym z czołowymi polskimi twórcami. Te słowa najpełniej oddają jego filozofię zawodową.
Urodził się 27 kwietnia 1931 r. w Warszawie. Samodzielny filmowy debiut operatorski zaliczył w wieku 30 lat. Był nim wyreżyserowane przez Kazimierza Kutza "Tarpany" (1961). Film z Andrzejem Szalawskim i Teresą Tuszyńską nie zrobił na krytykach większego wrażenia, Zdort jednak potwierdził opinię utalentowanego operatora.
Artystyczne szlify zdobywał na wydziale operatorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Początkowo asystował Kurtowi Weberowi. Później zaczął współpracować z innymi uznanymi operatorami, jak Jerzy Lipman i Jerzy Wójcik - któremu pomagał przy filmie Andrzeja Wajdy "Popiół i diament" (1958). W późniejszych latach rozpoczął współpracę z Kazimierzem Kutzem. Artyści zrozumieli się na tyle dobrze, iż Zdort zaliczył u Kutza nie tylko zawodowy debiut, ale też "Milczenie" (1963) i "Sól ziemi czarnej" (1970).
"Śląski pejzażysta, to moje pierwsze skojarzenie z Wiesławem Zdortem. Był odkrywcą nowej estetyki, ukazując przy tym na ekranie poetykę Śląska. Próbował łączyć nowe sposoby pokazywania świata z ekranizowaniem autentycznych wydarzeń historycznych" – powiedziała PAP Bożena Janicka, krytyk filmowy.
W książce Aleksandry Klich "Cały ten Kutz", autorka przywołuje rozmowę Zdorta z Elżbietą Baniewicz o filmie "Sól ziemi czarnej". "Szukaliśmy nowej estetyki. To były późne lata sześćdziesiąte, epoka dzieci kwiatów, kontrkultury, narkotyków..." – opowiadał o współpracy z Kutzem w cytowanej przez Klich wypowiedzi.
"Gdy Gabriel wbiega do kościoła w poszukiwaniu ukochanej, wnętrze jest skąpane w kolorowym świetle z prześwietlonych witraży. Oblicze bohatera przypomina pomalowaną w barwne plamy twarz hippisa. Zdort przyznaje: +Chciałem sfotografować tę scenę, jakby była wizją narkotyczną, przeżyciem, które bohatera porazi swoją intensywnością.+" – czytamy w "Cały ten Kutz".
Zdort współpracował z Kutzem później, m.in. przy takich tytułach, jak: "Upał" (1964), "Wkrótce nadejdą bracia" (1985) "Śmierć jak kromka chleba" i "Zawrócony" (1994). Choć to współpraca z Kutzem bodaj najwyraźniej zbudowała jego pozycję, to Zdort owocnie współpracował również z innymi, czołowymi polskimi reżyserami. "Jeden z najwybitniejszych polskich autorów zdjęć filmowych" – pisał o nim Andrzej Bukowiecki. "Zrobił zdjęcia do pięciu filmów i jednego serialu telewizyjnego Kluby, dziesięciu filmów Kutza i trzynastu filmów Sass-Zdort. Każdy z tych trzech duetów ma na koncie co najmniej jedno dzieło wybitne, które przeszło do historii kina polskiego zarówno dzięki reżyserii, jak i zdjęciom" – wyliczał krytyk. "Są to +Słońce wschodzi raz na dzień+ Henryka Kluby (1972) oraz "Sól ziemi czarnej" Kazimierza Kutza (1969)" – dodał Bukowiecki. Warto wspomnieć, iż za oba tytuły Zdort został nagrodzony na festiwalu w Łagowie.
Janusz Skwara recenzując film Kluby, określił pracę operatora słowami: "Bardzo interesujące efekty wizualne oparte na zastosowaniu tzw. światła północnego dającego miękki modelunek światłocieniowy, obiektywów zmiennoogniskowych oraz trików uzyskanych za pomocą układu luster". Opisując swoją pracę przy "Słońce wschodzi raz na dzień" operator wyznał, że była to dla niego "młodzieńcza zabawa, bunt przeciwko zdjęciom w atelier".
"+Sól ziemi czarnej+ to przy tym jeden z tych filmów, w których kino polskie na przełomie lat 60. i 70. XX w. odkrywało potencjał Eastmancoloru. Kutz, Zdort oraz pozostali twórcy warstwy wizualnej tego arcydzieła nie zachłysnęli się możliwościami wiernego oddania na ekranie barw natury – niewątpliwie większymi niż w stosowanym uprzednio Agfacolorze – chociaż z nich zupełnie nie zrezygnowali" – czytamy w Akademii Filmu Polskiego. "Kazimierz Kutz powiedział, że jest to film opowiadany kolorem" – przypomniał Bukowiecki.
Swą filozofię artystyczną Zdort Operator budował na przekonaniu, że to nie jakość sprzętu decyduje o jakości zdjęć, a talent. "Kiedy w 1958 r. Kawalerowicz robił +Pociąg+, Jan Laskowski miał do dyspozycji przedwojenną, niemą kamerę. +Pociąg+ dostał w Wenecji nagrodę za jakość techniczną zdjęć. W Polsce mieliśmy już wówczas nowocześniejsze kamery, ale najlepszy technicznie film nie był robiony na najlepszym sprzęcie. To znaczy, że sprzęt nie decyduje" – podkreślił w rozmowie z Sobańskim Zdort, który przy "Pociągu" był operatorem kamery.
Jego zdaniem, film jest "podobny do snu, we śnie też nie postrzegamy obiektywnie, tylko skrótami, symbolami; często zostaje nam w pamięci tylko jeden obraz". "W najwybitniejszych filmach szkoły polskiej nagromadzenie owych znaków było szczególnie duże" – ocenił operator. Na temat wyjątkowości "polskiej szkoły filmowej", powiedział, iż "przemawiała do widza językiem znaków w dużym stopniu obiegowych; wykorzystywała i sama wprowadziła szereg metafor i symboli wizualnych". "Właśnie to wyróżniało ją wśród innych kinematografii, a nie tematyka" – doprecyzował w rozmowie z Oskarem Sobańskim.
W 1965 r. wspólnie z Jerzym Wójcikiem pracował na planie filmu "Faraon" Jerzego Kawalerowicza. Artyści biorący udział w produkcji, często określali warunki pracy na planie jako trudne. "To co zrobili Jerzy Wójcik i Wiesław Zdort dziś jest już nie do powtórzenia. W miarę upływu dnia zmieniała się temperatura barwy słońca i musieliśmy korygować to filtrami Dziś nie robi się tego na miejscu zdjęć. To zadanie dla laboratorium. (…) Praca przy +Faraonie+ była ciężka. Przypominała trochę marsz przez pustynię bez wody" – opowiadał Witold Sobociński w rozmowie z Sewerynem Kuśmierczykiem. "Wiesław okazał się tu nie tylko znakomitym organizatorem, ale też bardzo mnie wspierał pod względem zawodowym" – wspominał Jerzy Wójcik, cytowany przez Bartosza Michalaka w książce "Zatrzymani w kadrze".
Zdort tworzył również dla Teatru Telewizji - m.in. "Szklany klosz" (1996), "Noc Helvera (2000) i "Gry miłosne" (2003). Spektale były efektem pracy z żoną reżyser Barbarą Sass-Zdort, z którą na dużym ekranie zrealizował m.in. takie filmy, jak "Bez miłości" (1980), "Debiutantka" (1981), "Krzyk" (1982), "Rajska jabłoń" i "Dziewczęta z Nowolipek" (1985), "Pajęczarki" i "Tylko strach" (1993), "Jak narkotyk" (1999) i "W imieniu diabła" (2013).
Współpracował także m.in. z Januszem Majewskim - "Zazdrość i medycyna" (1973), Stanisławem Bareją - "Brunet wieczorową porą" (1976), Wojciechem Marczewskim - "Zmory" (1978), Feliksem Falkiem - "Idol" (1984) i Krzysztofem Kieślowskim – "Dekalog I" (1988). Najważniejszym reżyserem w karierze Zdorta wydaje się być jednak Kazimierz Kutz.
"Wspólnie zrobiliśmy ponad dziesięć filmów, nawet więcej niż z Barbarą. W tym moje dwa największe zawodowe osiągnięcia: +Sól ziemi czarnej+ i +Milczenie+. Dawniej Kazimierz dawał operatorom większą swobodę, mój wkład był dużo większy niż obecnie. Z czasem autorytet Kutza urósł tak bardzo, że dziś to już niemal wyłącznie jego filmy, nie moje. Ale praca z Kazimierzem i jego ekipą zawsze jest przeżyciem samym w sobie" – opowiadał w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim.
W 1995 r. Wiesław Zdort otrzymał tytuł profesora sztuk filmowych. Od 1987 r. wykładał w swojej macierzystej uczelni – łódzkiej filmówce. Był wielokrotnie nagradzany.
Zmarł 14 stycznia 2019 roku. (PAP)
autor: Mateusz Wyderka
mwd/ pat/