Był mistrzem narracji, żył opowiadaniem; a ponieważ także rysował, te opowieści zamieniały się w komiksy - powiedział PAP o Januszu Chriście, rysowniku, który 19 lipca obchodziłby 85 urodziny, krytyk i publicysta Kamil Śmiałkowski.
Był, obok Papcia Chmiela, twórcy "Tytusa, Romka i A‘Tomka" - prekursorem komiksu w PRL. Debiutował w 1957 r. w magazynach "Przygoda" i "Jazz". W "Wieczorze Wybrzeża" wystartował komiksowym cyklem o marynarzu Kajtku-Majtku, do którego szybko doszlusował diametralnie różny odeń kolega - Koko. Ta seria komiksowa doczekała się wielu wydań i wznowień, a "Kajtek i Koko w Kosmosie" do dziś pozostaje najdłuższym polskim komiksem - wydany w 2011 r. przez Egmont album liczy 672 strony. Największą popularność przyniosły Chriście jednak przygody Kajka i Kokosza, które zaczął rysować na początku lat 70. Drukowane najpierw w "Wieczorze Wybrzeża", a potem w "Świecie Młodych", wypełniły w rezultacie 20 albumów komiksowych - trzy z nich zostały później wydane po kaszubsku, śląsku i w gwarze podhalańskiej. Jak podaje poświęcona artyście strona: na-plasterki.blogspot.com. w sumie narysował 4 tys. 700 komiksowych pasków, 700 plansz i olbrzymią liczbę ilustracji. Wydał ok. 40 albumów komiksowych w łącznym nakładzie 10 mln egzemplarzy.
Janusz Christa urodził się 19 lipca 1934 r. w jeszcze polskim Wilnie, przeżył w tym mieście okupację sowiecką i niemiecką. Ojciec - Kazimierz, legionista i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej - i dwaj starsi bracia byli żołnierzami Wileńskiego Okręgu AK. Bracia Olgierd, ps. Leszek i Zdzisław, ps. Mamut walczyli w 5. Wileńskiej Brygadzie AK mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki".
"Świetnie pamiętam, jak jeszcze w Wilnie matka posłała mnie do przedszkola. Miastem rządzili już wtedy bolszewicy, którzy dali Litwinom dużą swobodę. No i Litwini poczuli się wówczas panami. Przed wojną w samym Wilnie było ich coś trzy czy pięć procent. Byli tam jeszcze i prawosławni i Karaimowie i Turcy… A czort wie kto. Zlepek różnych narodowości, ale to całe towarzystwo żyło w olbrzymiej tolerancji. Nikt nikomu nie robił żadnej krzywdy. Ale to się skończyło i w przedszkolu Litwini, smyki zaczęli trochę podskakiwać. Ot, jak sam wracałem do domu, to nakopali mi do tyłka. No to już trzeba było potem kupą się trzymać. Tym bardziej, że policja trzymała z Litwinami" - wspominał sam Christa w książce "Janusz Christa - wyznania spisane" Krzysztofa Janicza i Kamila Śmiałkowskiego.
Po wojnie rodzina osiadła w Sopocie. Tu Janusz poszedł do szkoły i wstąpił do harcerstwa. Nie ukończył żadnej szkoły plastycznej, był samoukiem.
"Była wtedy taka gazeta +Sztandar Młodych+. Nikt tego nie czytał, bo to szmatławiec był, ale musieliśmy go kupować. I były imieniny Bieruta, czy urodziny, cholera wie. Na pierwszej stronie wydrukowali olbrzymie zdjęcie. Dawaj, kulfona mu namalowałem, usta, brew, w ogóle gęba taka - ślicznie. A Tadzio, co siedział obok mnie, zrobił z niego Hitlera. To było łatwe: grzywkę mu domalował, wąsy, chociaż Bierut i tak miał wąsy. I nauczyciel zauważył, że Tadzio gryzmoli. Że Christa gryzmolił, to nic dziwnego, ale ten? +Chodź tu, Tadziu, co ty rysujesz?+. A ten z całą naiwnością pokazał mu tę gazetę. Belfer – też durny - pokazał to klasie. Klasa ryknęła śmiechem" - opowiadał o początkach swojego rysowania Christa w książce Janicza i Śmiałkowskiego. "Za piętnaście minut było w szkole UB. Tadzia i mnie za tyłki do Gdyni, tam była Komenda Wojewódzka. I tam zaczęli rozpoznawać. UB-owcy byli przekonani, że to jest moja robota, bo w szkole im powiedzieli, że ja mam hopla na punkcie gryzmolenia. Ale Tadzio cały czas, zresztą uczciwie, mówił: +To ja rysowałem. Gdyby Christa rysował, zrobiłby to lepiej+. A oni na mnie - wiedzieli już, że mój brat Oldek służył u Łupaszki, potem się ujawniał, potem siedział. Na UB doskonale znali nazwisko Christa. Chcieli mnie na siłę wrobić. Tadzio się przyznał i dostał równo rok poprawczaka. A ja tylko w mordę dostałem" - wspominał.
"Myślę, że Janusz Christa był jednym z najlepszych w historii Polski opowiadaczy. Był mistrzem narracji, żył opowiadaniem. A ponieważ także rysował, te opowieści zamieniały się w komiksy" - powiedział PAP Kamil Śmiałkowski. "Z naszych rozmów zapamiętałem taką anegdotę: mały Janusz poszedł z mamą do jakiegoś muzeum, gdzie zobaczył obraz, na którym biegły konie. Natychmiast spojrzał w bok, bo przecież tam powinien wisieć drugi obraz pokazujący, dokąd te konie dobiegły. Ponieważ go jednak nie było - stwierdził, że to bez sensu. Takie historie ze swojego życia potrafił opowiadać w trzech różnych wersjach - zmieniały się okoliczności, zmieniały puenty - liczyła się atrakcyjna opowieść. Pod tym względem był absolutnym mistrzem świata i tylko żal, że tak szybko przestał opowiadać".
"Żeby się dostać do +Przygody+ napisałem do nich list i podałem się za starego reemigranta ze Szwecji, który tam rysował komiksy" - tak Christa ujawniał w książce Janicza i Śmiałkowskiego kulisy swojego debiutu. Powstał problem, gdy zaproszono go do siedziby redakcji, redaktorzy jednak docenili poczucie humoru dobrze rokującego młodego autora i problem znikł. "Popełniłem tam parę rzeczy, ale podejrzewam, że +Przygoda+ to był po prostu sabotaż. W tym czasie ukazywały się tu i ówdzie artykuły, audycje w radio na temat, jaki to komiks jest niedobry. Jaka to zgniła ta zachodnia dekadencka kultura. Kto w ogóle komiks czyta, ten zwariuje albo stanie się bandytą. Ale wśród ludzi, którzy pamiętali komiksy, jeszcze sprzed wojny, była opinia zupełnie odmienna: +całkiem fajna rozrywka+" - wspominał.
"Komiks w latach 60. był w PRL traktowany jak jazz dekadę wcześniej - dekadencki, demoralizujący, miazmat zgniłego Zachodu" - powiedział PAP Szymon Holcman, popularyzator i wydawca komiksów. "A akurat jazz był drugą pasją Christy - grał na perkusji" - dodał.
Największą popularność dali Chriście Kajko i Kokosz - dzielni woje łatwo wpadającego w rozpacz i panikę kasztelana Mirmiła. Byli postrzegani jako Słowianie, walczyli z przypominającymi Krzyżaków Zbójcerzami dowodzonymi przez Hegemona, aparycją zbliżonego do Hermanna Goeringa i Kaprala urodą przypominającego Hitlera. "Christa nie chciał mieć problemów z cenzurą PRL i Kościołem Katolickim, dlatego akcję osadził w bliżej nieokreślonej, parasłowiańskiej rzeczywistości" - napisał Łukasz Chmielewski w portalu "Culture.pl". "Rysował bardzo stylowo, a jego kreska była pewna i wyrazista. Potrafił także świetnie opowiadać. Jego fabuły były lekkie, nienachalne i dowcipne. Często zawierały aluzje do rzeczywistości PRL" - dodał.
Kontrowersje budziło podobieństwo Kajka i Kokosza do Asteriksa i Obeliksa Rene Goscinnego i Alberta Uderzo - w domyśle czaił się zarzut o plagiat.
"To podobieństwo można rozciągnąć dalej - do Flipa i Flapa, Pata i Patachona i jeszcze kilku innych par ze świata szeroko rozumianej popkultury. Zestawienie dużego z małym, mądrego z głupszym, zaradnego z gapą to jest podstawowy podręcznik komediowy" - skomentował w rozmowie z PAP Szymon Holcman. "Oczywiście można wysnuwać takie wnioski, są w internecie szczególarze, którzy analizują na swoich blogach pojedyncze klatki Asteriksa i Kajka, ale nie sądzę, by to wnosiło jakąś nową jakość. To dość jałowe rozważania i ahistoryczne. My dzieciaki lat 70. i 80. PRL-u nie mieliśmy dostępu do Asteriksa. Za to mieliśmy Kajka i Kokosza, którzy dla nas byli może nie całym światem, ale znaczącą jego częścią, niezwykle kolorową i dowcipną, której nie pokazywało wówczas żadne inne medium" - wspominał.
Co prawda pierwszy komiks o Asteriksie ukazał pod koniec 1959 r., a pierwsze przygody Kajka i Kokosza opublikowano w 1972 r. ale historyjki o Kajtku i Koku - bazujące na tym samym kontraście bohaterów - których można uznać za protoplastów rodzimych wojów Christa wydrukował już w 1958 r. "Podobieństwo do francuskich komiksów w niczym nie umniejsza geniuszu i roli, jaką Christa odegrał w historii polskiego komiksu. Autorowi udało się bowiem wykreować własny świat i specyficznych bohaterów, silnie przefiltrowanych przez własną wrażliwość zarówno w zakresie grafiki, jak i scenariusza" - ocenił Chmielewski.
"Te komiksy chyba najlepiej przetrwały próbę czasu, przede wszystkim dzięki tytanicznej pracowitości, niezwykłemu rzemiosłu rysowniczemu Janusza Christy i jego poczuciu humoru. Do dziś się bronią" - podkreślił Szymon Holcman.
W 2010 r. Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie wystawił w 2010 r. spektakl "Kajko i Kokosz" w reżyserii Marty Ogrodzińskiej. Dzielni woje są bohaterami gier planszowych i komputerowych, a od 2016 r. wydawnictwo Egmont publikuje ich nowe przygody pisane i rysowane przez nowych autorów. Ukazały się już trzy albumy - ostatni "Królewska Konna" w czerwcu 2019 r.
W 2007 r. Janusz Christa został odznaczony Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Zmarł 15 listopada 2008 r. w Sopocie. (PAP)
autor: Paweł Tomczyk
pat/ wj/