Prof. Teresa Walas z Wydziału Polonistyki UJ, znajoma Wisławy Szymborskiej, której towarzyszyła podczas uroczystości wręczenia Nagrody Nobla: "Wisława Szymborska nie była poetką liryczną w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Nie czyniła z własnego życia przedmiotu swojej poezji, co zresztą opisał kiedyś bardzo dobrze Czesław Miłosz, pokazując, że była +poetką dystansu+, poetką bardzo nowoczesną.
Przedmiotem jej poezji nie były jej osobiste uczucia i przygody duszy, ale to, co jest ludzką egzystencją, widzianą zresztą w bardzo różnych perspektywach, czasem z bardzo dużego oddalenia. Ta perspektywa odległości nie była nigdy perspektywą chłodu, choć była poetką silnie zdystansowaną.
Wisława Szymborska nie izolowała się od ludzi, izolowała się od tłumu. Miała krąg ludzi sobie bliskich. Myślę, że i ci bliscy nie znali jej w stu procentach. Nie była ani osobą zwierzającą się, ani domagającą się niesłychanej uwagi. Była przede wszystkim człowiekiem bardzo dobrym i bardzo życzliwym światu.
Nagroda Nobla była dla niej wielkim zaszczytem i wyróżnieniem, które sobie ceniła. Z drugiej strony była to dewastacja jej osobistego życia. Znalazła się tam, gdzie do tej pory nie bywała i nie lubiła być, czyli na wielkiej scenie, w obliczu ludzi, którzy niewiele o niej wiedzieli czy też wcale jej nie czytali. Stała się siłą rzeczy - jak byśmy dziś powiedzieli - celebrytką. Zaczął ją otaczać tłum ciekawskich, a to ciekawskie oko niespecjalnie ją bawiło.
Nobel jest też pewnym przemysłem, w który człowiek wchodzi. Natychmiast pojawiają się dziennikarze, propozycje wyjazdów i wykładów - rzeczy, których Szymborska do tej pory nie robiła. W tym sensie nie była dobrą laureatką, bo nie przynosiła korzyści tego rodzaju. Był też problem, że nie posługiwała się językiem angielskim, który jest dzisiaj językiem świata, więc miała utrudniony bezpośredni kontakt z wieloma instytucjami i ludźmi, co było też kłopotliwe i dla niej nieprzyjemne.
Był też ten świat, który miała umeblowany, znany, w którym dobrze się czuła. Miała ten niezwykły talent umiejętności dobrego życia. I to nagle wszystko zostało zburzone, ale przeszła przez to suchą stopą w końcu, choć na pewno zapłaciła sporo zdrowiem.
Humor był częścią jej dystansu względem samej siebie i świata, co nie oznacza niepowagi. Nie była śmieszką. Element odklejenia się od tej powagi, która zawsze przechyla się gdzieś później w niepokojące rejony, których bardzo nie lubiła +zaciętych ust i fanatycznych spojrzeń+ był rodzajem wentyla egzystencjalnego, który ona miała w sobie i który objawiał się także żartem. Ludzi, którzy umieli być dowcipni, którzy mieli w sobie ten gen żartu ona sobie ceniła i na ogół się nimi otaczała”. (PAP)
wos/ abe/ jra/