Większość słonych transakcji na zakończonych w niedzielę Art Basel dotyczyła artystów o ustalonej muzealnej renomie. Dwie trzecie galerii reprezentowały tylko cztery kraje, co świadczy według specjalistów o elitarności sztuki i jej nieuleganiu globalizacji.
"Globalizacja prawie w ogóle nie ma wpływu na Art Basel" - twierdzi Olav Velthuis, który razem ze Stefano Baią Curionim moderował dyskusję w ramach targów, poświęconą mitowi globalnego rynku sztuki.
Jak przypomina "Art Newspaper", w swojej najnowszej pracy, poświęconej globalizacji rynków sztuki współczesnej, holenderski specjalista z wydziału socjologii i antropologii Uniwersytetu Amsterdamu, podaje, że dwie trzecie galerii wystawiających w Bazylei ma swoje siedziby w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Podobnie było też według niego w tym roku - dominowały (65,6 proc.) galerie tych samych krajów. "The Art Newspaper" zamieściło infografikę pokazującą podział bazylejskiego tortu: 26 proc. - USA, 19 proc. - Niemcy, 11 proc. Wielka Brytania - 11 proc. i 10 proc. - Szwajcaria.
Nieco inne spojrzenie na globalizację rynku sztuki ma Marc Spiegler, który dyrektorem bazylejskich targów jest od ośmiu lat. W niedawnym wywiadzie dla portalu Swissinfo twierdzi, że w tym właśnie okresie doszło do zglobalizowania świata sztuki. Jak mówi, artyści, "galernicy" i kolekcjonerzy podróżują wszędzie i wzajemnie dokonują interesów, poznają różnorodne oblicza sztuki i jej historii z rozmaitych kręgów i krajów. W odpowiedzi na to zjawisko bazylejskie targi rozszerzyły swoją działalność na inne kontynenty - edycję amerykańską w Miami i azjatycką w Hongkongu. Wszędzie odpowiednio połowa wystawców pochodzi z goszczących targi krajów.
Najdroższym dziełem w Bazylei był najprawdopodobniej - pisze "NYT" - obraz Marka Rothko z 1955 r. "Żółty, pomarańczowy, żółty, jasnopomarańczowy" w cenie 50 mln dolarów. W listopadzie ten sam obraz, z kolekcji Paula Mellona sprzedano za 36,6 mln dolarów.
Nowością jest natomiast zapoczątkowana we wrześniu ub.r. przez Art Basel Inicjatywa Crowdfundingowa (finansowania społecznościowego) powstała we współpracy z platformą Kickstarter dla projektów twórczych. Jak tłumaczy Spiegler, chodziło o skierowanie części energii społeczności Art Basel w stronę sektora non-profit, który stanowi żywotną część świata sztuki, a jednak często z trudem zdobywa sponsorów. Podkreśla, że Inicjatywa Crowdfungingowa stanowi "wyjątkową możliwość dla globalnej publiczności, aby bezpośrednio wesprzeć projekty artystyczne z całego świata". Wybierane przez niezależny zespół kuratorów projekty dotyczą wydań katalogów, wystaw sztuki, programów rezydencjalnych i performansów.
Paradoksalnie jednak finansowanie społecznościowe sztuki pojawia się w momencie, w którym z rynku wypychanych jest wiele mniejszych odważnych galerii, będących ostoją nowatorskich poczynań artystycznych. Jak na ironię okazuje się przy tym, że tym małym galeriom trudno jest zawodniczyć z rosnącą liczbą targów sztuki - pisze portal Swissinfo.
Dziennik "New York Times" odnotowuje w poniedziałek, że w Bazylei targi testowały w ciągu zeszłego tygodnia, czy bogaci kolekcjonerzy, którzy w Nowym Jorku w domach Christie's i Sotheby's wydali w maju 2,3 mld dolarów, "równie ochoczo kupować chcą w galeriach, co na aukcjach". Zdaniem "NYT" - tak. Gazeta podkreśla, że obserwacje z targów pozwalają sądzić, iż "sztuka współczesna lub przynajmniej pewne rodzaje sztuki współczesnej stały się ulubionym rodzajem inwestycji dla jednego procenta (najbogatszych - PAP)".
"We wszystkim chodzi o władzę i pieniądze" - powiedziała w środę, drugiego dnia prezentacji oferty dla VIP-ów nowojorska marszand Paula Cooper. Według niej kupno i sprzedaż dzieł sztuki "zapewnia ludziom życie towarzyskie", a jednocześnie - jak sądzą - bezpieczną inwestycję. "Gdzie jeszcze ludzie mogą zaparkować swoje pieniądze?" - przytacza jej retoryczne pytanie "NYT" i ilustruje przykładami lawinowy wzrost cen.
Cooper sprzedała co najmniej 24 dzieła. M.in. geometryczną abstrakcję z 2014 r. Tauby Auerbach, amerykańskiej artystki posługującej się swobodnie różnymi mediami na przecięciu konceptualizmu, abstrakcji i grafiki. Pracę z serii "zagięć" za 200 tys. dolarów kupiło szwajcarskie muzeum. W ub.r. abstrakcyjne obrazy Auerbach z tej serii, bardzo poszukiwane na rynku, były odsprzedawane za wielokrotność ceny galeryjnej. W listopadzie jeden z nich poszedł na aukcji za 2,3 mln dolarów - sumę 40-krotnie wyższą od pierwotnej ceny nabycia.
W pracach tych, powstających od 2009 do 2010 roku, Auerbach zaciera granice między dwu- i trójwymiarowością. Najpierw płótno było składane, zgniatane i prasowane bądź przyciskane. Następnie po rozprostowaniu, pomalowaniu sprayem, wyschnięciu i naciągnięciu na krosna malarskie, płótna takie zachowują ślady zagnieceń i załamań, dając w rezultacie złudzenie trójwymiarowości.
Marszand David Zwirner sprzedał niewymienionemu z nazwiska europejskiemu kolekcjonerowi "Górę II" z 1966 r., autorstwa Agnes Martin (1912-2004), wycenioną na 9,5 mln dolarów. Obraz Martin, która ma obecnie retrospektywę w londyńskiej Tate Modern, w 2007 r. został, według bazy danych aukcyjnych Artnet, sprzedany za 4,5 mln dolarów.
Retrospektywę miał też niedawno w Tate Modern i nowojorskim Museum of Modern Art nieżyjący już, urodzony w Oleśnicy niemiecki malarz i fotografik Sigmar Polke (1941–2010), który eksperymentował z wieloma stylami i technikami. Wystawy te według "NYT" mogły wpłynąć na cenę 900 tys. dolarów, uzyskaną w Bazylei za jego dzieło "Bez tytułu (Picie herbaty. Kweta w Pakistanie). Jest to dużych rozmiarów żelatynowo-srebrowa odbitka, fragmentarycznie podkolorowana i porysowana.
Za 5,5 mln dolarów sprzedano pracę "Bez tytułu P577)" Christophera Woola, będącego ulubieńcem bazylejskich targów abstrakcjonisty starszego pokolenia.
Z kolei "Droga Pas–de-Calais" z 1963 r. Jeana Dubuffeta, pioniera art brut, znalazła nabywcę za około 6 mln dolarów. Obraz ten 10 lat temu sprzedano na aukcji za ponad 577 tys. dolarów, ale w maju br. doszło do korekty rynku sztuki art brut: za "Paryską polkę" Dubuffeta zapłacono 24,8 mln dolarów.
Najdroższym dziełem w Bazylei był najprawdopodobniej - pisze "NYT" - obraz Marka Rothko z 1955 r. "Żółty, pomarańczowy, żółty, jasnopomarańczowy" w cenie 50 mln dolarów. W listopadzie ten sam obraz, z kolekcji Paula Mellona sprzedano za 36,6 mln dolarów.
Monika Klimowska (PAP)
klm/ cyk/