Wernisaż wystawy „Beksiński. Fotografie z kolekcji prywatnej”, na której prezentowanych jest 61 czarno-białych fotografii Zdzisława Beksińskiego odbędzie się w czwartek w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. "To nie są jedynie fotografie, ale obrazy, gdzie decyduje rytm, gra światła i cienia" - powiedziała kurator wystawy dr Ewa Korpysz.
Beksińskiego kojarzy się przede wszystkim z obrazami olejnymi, tymczasem jego działalność artystyczna wybiegała daleko poza malarstwo. Był inżynierem, architektem, rzeźbiarzem, fotografikiem, rysownikiem, grafikiem komputerowym. Po ukończeniu studiów na wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej przyjechał w 1955 r. do rodzinnego Sanoka i objął stanowisko plastyka (obecnie można by powiedzieć – projektanta) w Fabryce Autobusów "Autosan". Projektował nadwozia odznaczające się nowatorską stylizacją, przeszkleniem i rozwiązaniami ergonomicznymi. Był też autorem logo firmy. Pracując w Autosanie na pół etatu, resztę czasu poświęcał swoim pasjom artystycznym. To właśnie od fotografii rozpoczął w latach 50. drogę artystyczną.
"Przedstawiamy w naszym Muzeum kolekcję unikatowych fotografii Zdzisława Beksińskiego. To duży zbiór 61 fotografii, które pochodzą z kolekcji prywatnej. Kolekcjoner zastrzegł sobie anonimowość, więc nie podajemy nazwisk osób, które użyczyły nam zdjęć" - powiedziała PAP kurator wystawy dr Ewa Korpysz.
Zwróciła uwagę na różnorodność tematyczną zdjęć, które są pokazywane na wystawie. "Wśród 61 obrazów - nazwijmy je obrazami, bo nie są to fotografie reportażowe, ale fotografie artystyczne, więc samodzielne dzieła sztuki - są zarówno portrety, ukazujące postać zagubioną, twarz skadrowaną w jakiś szczególny sposób, przeciętą czasami ostrą krawędzią lub nawet ramą fotografii, jej brzegiem; są też fotografie samotnych, zagubionych postaci w ogromie architektury, krajobrazów, która wzmacnia samotność postaci tam ukazanej. Jest także kilka aktów, to są szczególne fotografie, ich jest niedużo, ale przyciągają uwagę przez swoją niesłychaną delikatność, intymność. To są zdjęcia artystyczne, ukazujące piękną linię, grę światła i cienia. Pozostawiają w osobie oglądającej jakiś ślad. Osobną grupę stanowią zdjęcia ukazujące monumentalną architekturę - betonowe osiedla, ściany, dziwne przestrzenie architektoniczny, zabudowane formami, nieprzyjaznymi właściwie. W tym środowisku też przemyka czasami maleńka postać ludzka. To właściwie łączy się z poprzednią grupą zdjęć, gdzie człowiek jest wpisany w taką architekturę" - opowiadała PAP kurator wystawy.
"Do tego dochodzą też zdjęcia płotów, parkanów, ścian betonowych ze sterczącymi drutami. To wszystko jest oczywiście bardzo artystycznie podane. To nie są jedynie fotografie, ale obrazy, gdzie decyduje rytm, gra światła i cienia, czasami rozmaite efekty jak na przykład multiplikacja, czyli powtórzenie fragmentu jakiejś części - przedmiotu, twarzy, dłoni, ciała bądź też rozmycie krawędzi, ukazanie postaci lub przedmiotu przez mgłę, często zakroplone, jakby zroszone okna, za którymi widać twarze rozmyte" - dodała dr Korpysz.
W informacji prasowej Muzeum podano, że Beksińskiego fotografia interesowała od czasu, kiedy jako dziecko dostał aparat mieszkowy Zeiss Ikon Icarette.
"Pielęgnował cały czas swą pasje i doskonalił warsztat. W początkach lat. 50 tworzył już dojrzałe prace. Pierwsze zachowane fotografie w formacie wystawowym, (bardziej znaczące od wcześniejszych zdjęć amatorskich i rodzinnych), pochodzą z 1953 r. Są to głównie portrety wykonane z tzw. perspektywy "żabiej", ze światłem padającym od tyłu. Początkowo artysta fotografował siebie samego, ale po 1951 r. jego modelką stała się żona, Zofia Stankiewicz" - napisano.
Od 1955 r. Beksiński należał do sanockiego oddziału Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. W latach 1957-61 utworzył - wraz z Jerzym Lewczyńskim i Bronisławem Schlabsem - nieformalne ugrupowanie artystyczne, którego celem było propagowanie własnej twórczości fotograficznej. Mimo zasadniczych różnic w sposobie postrzegania otaczającej rzeczywistości kierowała nimi wspólna idea oparta na chęci eksperymentowania. W ramach grupy Beksiński był najbardziej zorientowanym teoretycznie artystą i tworzył silnie oddziałujące prace, przepojone atmosferą surrealizmu z dużą dawką ekspresji.
"Twórczość fotograficzna Beksińskiego nie mogłaby istnieć bez znajomości fotografii surrealistów oraz dokonań europejskiej awangardy: konstruktywizmu Rodczenki, dzieł Mana Raya, doświadczeń w organizowaniu przestrzeni twórców z kręgu Bauhausu i eksperymentów z heliograwiurą łódzkiego awangardowego artysty Karola Hilera. Z surrealizmem łączyła Beksińskiego szczególna wyobraźnia, ukazywanie wizji z pogranicza halucynacji i marzeń sennych, odrzucenie logiki. Nie stosował jednak charakterystycznego dla surrealistów zapisu automatycznego. Poszukiwał własnego, indywidualnego stylu" - wskazano w informacji prasowej.
Doświadczenia fotograficzne artysty wpłynęły na jego warsztat malarski. Beksiński dostrzegał istniejące w tamtych czasach ograniczenia fotografii, zwłaszcza brak możliwości ingerencji w pozytywowy obraz. Intrygujące go problemy próbował rozwiązać za pomocą fotomontażu. Ostatecznie zarzucił fotografię artystyczną. Do swych negatywów wrócił jeszcze w latach 90., kiedy zajął się grafiką komputerową i tworzył kompozycje cyfrowe, kolorowe i czarno-białe.
To już piąty pokaz prac Beksińskiego w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Pierwsze dwa (1995 r. i 2004 r.) odbyły się jeszcze w starej siedzibie na Solcu. W 1995 r. na wystawie zorganizowanej z związku z obchodami rocznicy zakończenia II wojny światowej zaprezentowano 80 obrazów z lat 1987-94. W roku 2004 r. publiczność warszawska miała okazję obejrzeć 50 dzieł artysty w ramach prezentacji "Visions de ténebres". Z kolei w 2018 r., dzięki uprzejmości państwa Dmochowskich i współpracy paryskiej Galerie Roi Doré, odbyła się przekrojowa wystawa "In hoc signo vinces". Pokazywano obrazy, rysunki i fotografie. Kolejna prezentacja, zainicjowana w 2021 r. i aktualnie dostępna, gromadzi 27 obrazów z różnych okresów twórczości artysty.
Wystawa będzie otwarta do 11 czerwca. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ pat/