W wieku 89 lat zmarł Cecil Taylor, jeden z najwybitniejszych pianistów jazzowych, uznawany za pioniera ruchu free jazzu z końca lat 50. ub. wieku. O śmierci jazzmana poinformował w piątek jego prawnik Adam C. Wilner.
Artysta zmarł w czwartek w swoim domu na nowojorskim Brooklynie. Przyczyn ani okoliczności zgonu nie podano.
Taylor, który otrzymał klasyczne wykształcenie muzyczne, był razem z saksofonistą Ornette Colemanem, jednym z pionierów free jazzu. Zainaugurował go wydanym w 1956 r. albumem "Jazz Advance". Już wówczas zwrócił na siebie uwagę charakterystycznym "perkusyjnym" stylem gry na fortepianie polegającym m. in. na stosowaniu ostentacyjnie arytmicznych akordów, polirytmii i złożonych, improwizowanych pasaży.
W odróżnieniu od zmarłego w 2015 r. Colemana, Taylor uchodził za muzyka na tyle kontrowersyjnego, że nowojorskie środowisko jazzowe długo nie chciało go zaakceptować.
Taylor nie szedł jednak na żadne kompromisy i dlatego okresowo musiał pracować jako kucharz, pomywacz, dostawca towarów do sklepów i sprzedawca w sklepie muzycznym.
"Przez całe życie Cecil albo urzekał, albo przyprawiał o furię swoich słuchaczy" - napisał krytyk muzyczny Nat Hentoff.
Taylor był również kompozytorem i dyrygentem a także poetą. Grał w niezliczonych klubach jazzowych i występował na licznych festiwalach.
Do jego fanów należał m. in. prezydent USA Jimmy Carter, który w 1978 r. zaprosił go na występ w Białym Domu. "Nigdy nie widziałem kogoś, kto by grał na fortepianie w ten sposób" - powiedział Carter muzykowi po występie.
Artysta ostatni raz wystąpił publicznie, po wielu latach przerwy, w 2016 r. w rodzinnym Nowym Jorku. Schorowany i podpierający się laską oraz na ramieniu opiekuna, otrzymał od słuchaczy owację na stojąco. (PAP)
jm/