Blisko nam do idei Jana Pawła II, by odnowić dialog sztuki z religią, ale na warunkach, które pozwolą artystom czuć się bezpiecznie - mówi PAP Paweł Dobrowolski, dyrektor Festiwalu Nowe Epifanie, który do 14 kwietnia trwa w Warszawie.
PAP: Rozpoczęła się 10. edycja Festiwalu Nowe Epifanie. Jak właściwie rozumieć jego nazwę?
Paweł Dobrowolski: Trochę jest prowokacją, a trochę ambitnym celem. Piękno - bo to o epifaniach piękna pisze Jan Paweł II w "Liście do artystów" – nie jest w sztuce współczesnej kategorią najważniejszą. Powiedziałbym wręcz, że jest ona od wielu lat w odwrocie. Jako festiwal próbujemy przywrócić tę kategorię sztuce i w tym być poszukiwaczami epifanii, rozbłysków piękna. Jednak to, co na nim pokazujemy, nie ma wcale uroku łatwego piękna. Ono nie opiera się na symetrii, harmonii, ani tym bardziej kiczu. Podejmujemy trudne tematy i zdajemy sobie sprawę, że głębokie przeżycie sztuki odbywa się w widzu. W dużej mierze zależy od niego, nie od formy dzieła artystycznego.
PAP: Chodzi o to, by odbiorca doświadczył czegoś głębokiego?
P.D.: Tak, o te dreszcze, które czujemy na plecach, obcując ze sztuką. Wydawałoby się, że do klasycznego piękna najbliżej jest koncertom muzyki dawnej, które mamy w programie festiwalu. Ale my staramy się dążyć do awangardowych brzmień. To nie są kanoniczne wykonania utworów XIV- i XV-wiecznych.
PAP: A czy epifania zawsze musi oznaczać piękno? Równie dobrze może chodzić o olśnienie, wstrząs…
P.D.: Oczywiście, to pojęcie może być szersze. Mówimy dużo akurat o pięknie, bo o nim pisał Jan Paweł II w "Liście do artystów", który jest naszym punktem odniesienia. Rzeczywiście poszukujemy przede wszystkim czegoś, co okaże się mocne. To nie musi wszystkim się podobać, ważne, by wytrącało nas z bezpiecznych ram, w obrębie których na co dzień się poruszamy. Czas Wielkiego Postu niektórzy z nas przeżywają religijnie, ale nawet nie będąc wierzącymi, przednówek często traktujemy jako okres zmian, porządków, nowych aktywności. Może to jest dobry moment na przemyślenie pewnych rzeczy na nowo.
PAP: Nowe Epifanie są festiwalem wielkopostnym, ale nie promują wcale sztuki sakralnej.
P.D.: Nie zależało nam na stworzeniu wydarzenia artystycznego pod mecenatem Kościoła. Bliżej nam do idei Jana Pawła II, by odnowić dialog sztuki z religią, ale na warunkach, które pozwolą artystom czuć się bezpiecznie. Aby spojrzeć na prawdy wiary z większym dystansem i przefiltrować je przez własną wrażliwość, muszą być wolni i nieskrępowani żadną doktryną. W tym roku poprosiliśmy artystów, żeby zinterpretowali historię Judasza i zastanowili się nad problemem zdrady. Bo przecież na Judasza można patrzeć zarówno z perspektywy religijnej, jak i świeckiej.
PAP: Tradycyjnie Judasza postrzegało się jako uosobienie zła, ale my sami możemy zastanowić się, czy nie jesteśmy do niego podobni.
P.D.: Wydaje mi się, ze kluczem do zrozumienia Judasza jest znalezienie go w sobie. Tak przyglądają mu się artyści, których spektakle zaprezentujemy w tym roku na Nowych Epifaniach. Zło najłatwiej jest dostrzec w kimś innym. Często mówimy o zdradzie, kiedy to my zostaliśmy przez kogoś zdradzeni, ale być może za mało myślimy o tych sytuacjach, w których sami kogoś zdradziliśmy.
PAP: A to przecież bardzo ludzkie doświadczenie…
P.D: Zgadza się. I zdajemy sobie sprawę, że podejmujemy bardzo trudne tematy. Żartujemy już w gronie kuratorów, że za każdym razem, kiedy zaczynamy rozmawiać o programie festiwalu, dostajemy wypieków na twarzach. To jest praca na żywym organizmie. Nie stawiamy sobie za cel pokazywać najlepszych, najgłośniejszych czy najpiękniejszych spektakli sezonu. To zadanie spełnia wiele innych festiwali. Chcemy sprowokować do refleksji, nawet jeśli spektakle nie są idealne pod względem formalnym.
PAP: W programie tegorocznych Nowych Epifanii jest m.in. spektakl Pawła Passiniego "#chybanieja". Jeszcze przed premierą wokół przedstawienia zdążył rozpętać się skandal. Prezydent Rzeszowa nakazał przerwanie prób do spektaklu w Teatrze Maska, bo "mogą zostać obrażone uczucia religijne". Pod petycją w akcie protestu podpisało się ponad stu artystów, m.in. Agnieszka Holland, Krystian Lupa i Krzysztof Warlikowski. Co wywołało tak gwałtowne emocje?
P.D.: Po części je rozumiem. Przecież już sam tytuł "#chybanieja" jest prowokacyjny. Nawiązuje do tego, jak często nie chcemy przyznawać się przed sobą do zła. Temat nie jest łatwy, a media dodatkowo podkręciły atmosferę skandalu wokół przedstawienia, zanim ktokolwiek zdążył je zobaczyć. Największa burza rozpętała się jeszcze wtedy, kiedy spektakl Passiniego nie miał jeszcze pełnego kształtu. Oczywiście nie lubimy sytuacji, kiedy ktoś próbuje cenzurować sztukę. Jeśli zapraszamy artystów do współpracy, dajemy im wolność. Nie prosimy ich, żeby powiedzieli to, co my byśmy chcieli usłyszeć, bo nie na tym polega dialog z twórcami i tworzenie dla nich komfortowej przestrzeni.
PAP: Paweł Passini połączył się internetowo z uczestnikami konferencji prasowej, zapowiadającej festiwal. Był właśnie w trakcie próby.
P.D.: Zależało nam, żeby to on otworzył nasze rozważania teatralne. Niejednokrotnie był gościem festiwalu i jego spojrzenie zawsze wydawało nam się ciekawe. Passini na Ewangelię patrzy z perspektywy żydowskiej szkoły czytania Pisma i mam wrażenie, że potrafi wyczytać w niej rzeczy, które umykają chrześcijanom. Pokazuje nieoczywiste niuanse i sytuacje. Mnie to porusza, ale pewnie z tego wynikła gwałtowna reakcja na spektakl "#chybanieja". Często patrzymy na Ewangelię w sposób dość skostniały, chcemy, żeby postacie Nowego Testamentu były raz na zawsze zastygłe w swoich rolach, a Paweł Passini próbuje tchnąć w nie trochę więcej życia i dynamiki. Pokazuje emocje bohaterów w różnych odcieniach. Już samo to może nie pasować do kanonicznych wyobrażeń i wywoływać panikę.
PAP: A jak ocenia pan propozycję młodych reżyserów, którzy wzięli udział w zaproponowanym przez państwa seminarium na warszawskiej Akademii Teatralnej?
P.D.: Zachwyciła mnie wizja Katarzyny Minkowskiej "Judasz. Laboratorium Epifanii". Widziałem jej egzamin i między innymi ja zdecydowałem, że jej spektakl może być pokazany na festiwalu.
PAP: Co się panu w nim spodobało?
P.D.: Kasia wykonała właściwie najprostszą pracę, ale w swojej prostocie genialną: wzięła wszystkie przekazy związane z Ostatnią Wieczerzą z czterech Ewangelii. Próbowała poskładać wydarzenia chronologicznie, ale okazało się, że to niemożliwe, bo każdy z ewangelistów na co innego zwraca uwagę, sytuuje to, co dla niego ważne, w innym momencie.
PAP: Podobnie jest z zeznaniami świadków jednego zdarzenia. Każdy pamięta co innego.
P.D.: Kiedy oglądałem spektakl Kasi, miałem wrażenie, że wielokrotnie byłem w takich sytuacjach. Kiedy dzieje się coś, w co głęboko angażujemy emocje, nie jesteśmy w stanie później tego zrekonstruować na chłodno. Cieszę się, że pracę Kasi docenił jeden z najlepszych teatrów w Warszawie, czyli TR Warszawa i chce pokazać ten spektakl u siebie. Kiedy organizowaliśmy seminarium, nawet nie marzyliśmy o takiej współpracy.
PAP: Judasz jest chyba najbardziej fascynującą i wyrazistą postacią w gronie dwunastu apostołów.
P.D.: Mogę już uprzedzić, że bohaterką kolejnej edycji będzie Maria Magdalena. I teraz też powoli zaczynamy się w nią wczytywać, ona jest równie ciekawa.
PAP: O Marii Magdalenie w gruncie rzeczy bardzo mało wiemy.
P.D.: Z Judaszem jest podobnie. Między tymi dwoma postaciami jest w gruncie rzeczy sporo podobieństw. Zobaczymy, jak artyści zinterpretują za rok historię Marii Magdaleny. Czujemy zresztą, że pierwszy raz mamy tak mocną edycję, a temat Judasza wyjątkowo zafascynował twórców. Mamy nadzieję, że z Marią Magdaleną będzie podobnie.
PAP: 10. edycji Festiwalu Nowe Epifanie towarzyszy motto "Lepiej, gdyby się nie narodził". A czy nie jest tak, że gdyby Judasz się nie narodził, nie narodziłoby się również chrześcijaństwo?
P.D.: To pytanie, które sami sobie stawiamy. Słowa Jezusa, które wypowiada w Ewangelii w kontekście Judasza, nie są w pełni zrozumiałe. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć, czy według niego Judasz jest marionetką, wykonującą polecenia Jezusa, czy postacią autonomiczną. Sentencja "Lepiej, gdyby się nie narodził" być może brzmi znajomo, ale wielu ludzi nie identyfikuje jej bezpośrednio z Judaszem. Wiem, że to hasło okazuje się intrygujące dla wielu osób. Mnie się to podoba, bo chciałbym, żeby brzmiało współcześnie i jak festiwal prowokowało do zastanowienia się nad rzeczami, które wydawały nam się oczywiste.
Rozmawiała Malwina Wapińska
mwp/ wj/