Chwiejna równowaga organizacyjna Ośrodka KARTA załamała się, a jego sytuacja finansowa jest krytyczna. Liczymy na pomoc i współdziałanie z państwem, deklaracje na ten temat padły ze strony resortów kultury i spraw zagranicznych - mówi w wywiadzie dla PAP szef Ośrodka Zbigniew Gluza.
PAP: Jakie były początki KARTY?
Zbigniew Gluza: Trzy tygodnie po wprowadzeniu stanu wojennego, w styczniu 1982, powołaliśmy jednokartkową „Kartę”. Najpierw była gazetką barykadową, reagującą wprost na rzeczywistość stanu wojennego. Potem podziemnym almanachem, szukającym wolności w świecie zniewolenia, a zarazem inicjatorką (w 1987 roku) niezależnego Archiwum Wschodniego, które stało się ogólnopolskim ruchem dokumentującym „wschodnią” historię Polski.
Po zmianach ustrojowych tę zalegalizowaną całość, jako organizację pozarządową, nazwaliśmy Ośrodkiem KARTA. Natomiast pismo, „Karta”, ukazuje się jako kwartalnik historyczny. U progu III RP postanowiliśmy systemowo zająć się przeszłością XX wieku.
PAP: Ale czy III RP też była tym zainteresowana?
Z.G.: W momencie naszej 30. rocznicy dotychczasowa chwiejna równowaga organizacyjna Ośrodka załamała się. Okazało się nagle, że wypracowywana przez lata formuła profesjonalizującego się ruchu społecznego przestaje działać, że już nie możemy związać końca z końcem. Zrozumieliśmy, że – jeśli KARTA ma nie upaść – dokonać musimy szybko radykalnej zmiany. Ponieważ jednak sami nie dalibyśmy już rady, zwróciliśmy się o pomoc do instancji państwa. Jesteśmy przekonani, że takie przedsięwzięcie obywatelskie, które wypracowuje społeczną strategię pamięci, przyda się Rzeczpospolitej, która konsekwentnej polityki historycznej dotąd nie prowadziła.
Zbigniew Gluza: Wcześniej, jako ośrodek niezależny od władzy politycznej, krytycznie recenzowaliśmy działania państwa wobec przeszłości. Byliśmy przekonani, że III RP nie radzi sobie ze swoim historycznym dziedzictwem. Przyglądaliśmy się temu zaniepokojeni, sami jednak mogliśmy formułować alternatywę. Teraz nie mamy już wyjścia: albo porozumiemy się z przedstawicielami państwa, albo zmuszeni będziemy do ogłoszenia upadłości.
Wcześniej, jako ośrodek niezależny od władzy politycznej, krytycznie recenzowaliśmy działania państwa wobec przeszłości. Byliśmy przekonani, że III RP nie radzi sobie ze swoim historycznym dziedzictwem. Przyglądaliśmy się temu zaniepokojeni, sami jednak mogliśmy formułować alternatywę. Teraz nie mamy już wyjścia: albo porozumiemy się z przedstawicielami państwa, albo zmuszeni będziemy do ogłoszenia upadłości.
PAP: Czy nie obawiacie się, że włączenie się państwa wpłynie na Waszą działalność?
Z.G.: Nie, naszego podejścia nie da się tak zmienić. Zresztą, po odbytej właśnie rozmowie z ministrem Bogdanem Zdrojewskim, wiemy, że koncepcja całościowego upaństwowienia Ośrodka nie jest możliwa; sam minister przekonywał nas do niezmieniania formuły – uznał, że taki rodzaj niezależnej placówki eksperckiej jest Polsce potrzebny. Teraz jednak pozostaje znaleźć sposób na trwałe zabezpieczenie naszych wieloletnich programów.
W sferze historii najnowszej Polski i jej bliskich sąsiadów jest jeszcze wiele do zrobienia i wydaje się, że w tym symbioza organizacyjnych możliwości państwa i naszego doświadczenia mogłaby przynieść świetne rezultaty.
PAP: Jak Karta opowiada o historii, jakie są jej zasoby?
Z.G.: Zawsze występowaliśmy od doświadczenia jednostkowego ku uogólnieniu. Tak powstało też Archiwum Wschodnie. Pierwszym impulsem była opowieść o człowieku zniszczonym w Sowietach, który, jako repatriant, nie zdołał się już w Polsce odbudować. Jego los spowodował, że otworzyliśmy się na rzeszę ludzi, którym system komunistyczny odebrał przeszłość. Stało się to zarazem zaczątkiem imiennej bazy danych obywateli polskich prześladowanych przez ZSRR. Ten program, „Indeks Represjonowanych”, jest teraz powodem naszych kłopotów, ponieważ interpretacja ustawy o IPN spowodowała, że od kilkunastu miesięcy Instytut, nasz główny patron i sponsor, nie może nam wypłacać pieniędzy na ten cel. To okazało się dobijającym nas ciosem.
Jeszcze w latach 80. zaczęliśmy zbierać dokumentację XX wieku przechowywaną przez okres komunistyczny w rękach prywatnych. Dzisiaj jest to największe w Polsce archiwum społeczne, którego papierowa część zajmuje blisko 1,5 tysiąca metrów bieżących półek. Do tej pory nie udawało się w najmniejszym stopniu zabezpieczyć w kraju archiwistyki społecznej, co i nas osłabiało. Teraz, dzięki decyzji ministra kultury, możliwe jest ustalenie wraz z Naczelną Dyrekcją Archiwów Państwowych, sposobu zadbania o tę niebagatelną dziedzinę życia publicznego.
Zbigniew Gluza: W sferze historii najnowszej Polski i jej bliskich sąsiadów jest jeszcze wiele do zrobienia i wydaje się, że w tym symbioza organizacyjnych możliwości państwa i naszego doświadczenia mogłaby przynieść świetne rezultaty.
Podobny problem dotyczy historii mówionej. Nasze Archiwum Historii Mówionej, powołane wspólnie z Domem Spotkań z Historią, liczy obecnie ponad 4,5 tysięcy relacji, to największy taki zasób w Polsce. Obok nas nagrywaniem relacji świadków przeszłości zajmują się inne placówki, ale ta działalność nie jest w skali kraju koordynowana, co z jednej strony oznacza niemałe marnowanie energii badawczej, a z drugiej – w przyszłości spowoduje, że niektóre tematy nie znajdą się w ogóle w takim zapisie. Potrzebny jest tu jakiś instytucjonalny ruch.
PAP: Jak mogłaby wyglądać współpraca KARTY z państwem?
Z.G.: Podstawą jest dobra wola, przekonanie, że warto zbudować stabilną podstawę dalekosiężnego współdziałania. Z poprzednich dwóch dekad generalnie nie mamy dobrych doświadczeń. W ostatnich dniach jednak wyraźne deklaracje padły ze strony resortów kultury i spraw zagranicznych. Będziemy prowadzić rozmowy z IPN-em, NDAP, z uczelniami w sprawie historii mówionej. Nadal jako organizacja pozarządowa, będziemy próbowali budować wspólną strategię pamięci. Liczymy, że na czwartkowej konferencji prasowej uda się zapowiedzieć taką przyszłość.
Rozmawiała Anna Kondek (PAP)
akn/ ls/