225 lat temu, 14 marca 1794 r., urodził się Józef Zachariasz Bem. Zapiska metrykalna uzupełnia informacje na temat tego faktu: był „religii katolickiej, prawego łoża; syn Jędrzeja i Agnieszki z Gołuchowskich”.
Nie wiadomo, kiedy rodzice Józefa Bema przybyli do Tarnowa ani kiedy dokładnie z niego wyjechali. Co do pierwszego, wiadomo, że pochodzili ze Lwowa, w drugiej zaś kwestii – jakiś czas po narodzinach syna osiedli w Krakowie, gdzie Józef odebrał podstawowe wykształcenie. Najwcześniejsze dzieciństwo przyszłego generała jest w zasadzie nieznane. Jak pisał wprost jego biograf Eligiusz Kozłowski: „O latach szkolnych Bema nic pewnego nie wiemy”, choć István Kovács sugeruje, że mógł on uczęszczać do Gimnazjum Świętej Anny. Pierwszą pewną datą w jego biografii – poza urodzinami – jest dopiero rok 1809. Wtedy właśnie do Krakowa przybyła armia polska księcia Józefa Poniatowskiego, do której Józef Bem zaciągnął się jako prosty kanonier.
Kampania przeciw Rosji
Był bardzo młody – miał wówczas zaledwie piętnaście lat – ale w standardach wojen napoleońskich nie było to aż tak bardzo zaskakujące. Tym bardziej że młody kanonier dość szybko wykazał się talentem do nauk ścisłych i już wkrótce z 1 kompanii artylerii konnej został skierowany do warszawskiej Szkoły Elementarnej Artylerii i Inżynierii. Była to placówka elitarna – miała zaledwie 47 miejsc. Bem musiał wykazywać się nawet na tle tak ścisłego grona, bo po półrocznej nauce skierowano go do uczelni jeszcze bardziej elitarnej, liczącej miejsc dwanaście Szkoły Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierii.
Niewątpliwie wykazywał duże zdolności, lecz jednocześnie niewiele cech żołnierskich. Jak wspominał jego najbliższy przyjaciel Józef Makowski: „Był przez nas nazywany +panienką+, tak był skromnym i do kobiet nieśmiałym, ale był pilnym, pracowitym i w obcowaniu łagodnym”. Wykładowcom i przełożonym najwyraźniej jednak to nie przeszkadzało i 1 kwietnia 1810 r. Bem został mianowany podporucznikiem artylerii, a zaledwie rok później porucznikiem.
Na okazję do wykazania się na polu bitwy nie musiał czekać długo. Już w 1812 r. Napoleon rozpoczął kampanię przeciwko Rosji. Porucznik Bem przekroczył granicę Imperium jako oficer X Korpusu artylerii. Już w tamtym momencie niewiele pozostało z cech „panienki”, o których opowiadał Makowski. Jak zaś pisał Kovács:
„Już wówczas cechowała go śmiałość granicząca z nieodpowiedzialnością, którą, uwzględniając jej skuteczność, możemy także nazwać darem szybkiego rozpoznania sytuacji i stałą gotowością do działania. Najznamienitszy epizod podczas kampanii rosyjskiej: znajdując się w straży przedniej w pobliżu Rygi, zaatakował swoimi dwudziestoma artylerzystami siedemdziesięcioosobowy wrogi posterunek. Zdobył pięćdziesięciu jeńców. Nagrodą był areszt… za złamanie dyscypliny”.
Nie zmieniło to losów całej kampanii rosyjskiej. Już jesienią 1813 r. Wielka Armia została zmuszona do dramatycznego odwrotu. Bateria Bema powróciła do Gdańska, gdzie stacjonowała przed wyruszeniem na wschód. Nie oznaczało to jednak końca walk. Jeszcze w tym samym roku miasto zaatakowała armia rosyjsko-pruska, od strony morza wspierana ostrzałem z okrętów brytyjskich. Tam też dała o sobie znać wspomniana śmiałość Bema. Jego taktyka nie polegała bynajmniej na obronie pozycyjnej, lecz na nieustającym ciągu wypadów nękających wroga. Przewaga przeciwnika była jednak zbyt duża, by można było liczyć na zwycięstwo – tym bardziej że w październiku Napoleon poniósł klęskę pod Lipskiem i stało się jasne, że Gdańsk nie może liczyć na wsparcie.
Po upadku Napoleona car Aleksander I nie zamierzał się mścić na Polakach. Utworzył Królestwo Polskie – którego oczywiście był królem – dał mu konstytucję, rząd, parlament, a nawet wojsko – choć z rosyjskim wodzem, wielkim księciem Konstantym. Były to pozory wolności, bo w istocie Królestwo było po prostu częścią Imperium, niemniej kultura polska mogła rozwijać się tu dość swobodnie. Większość napoleońskich oficerów narodowości polskiej pozostało w wojsku – również Józef Bem, który w roku 1820 był już kapitanem, a także cenionym teoretykiem. Został wykładowcą w Szkole Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierii, opublikował też cenioną pracę o możliwościach wykorzystania rakiet na polu bitwy pt. „Doświadczenia z rakietami kongrewskimi”.
Pod Iganiami, Ostrołęką i Warszawą
Sytuacja zmieniła się radykalnie po śmierci Aleksandra I w 1825 r. Jego następcą został Mikołaj – wykazujący skłonności do despotyzmu i starający się jak najbardziej ograniczyć przyznane Polakom wolności. Zaczęły się mnożyć spiski i aresztowania. Nie wiadomo, czy Bem też w nich uczestniczył, wiadomo jednak, że postanowił opuścić armię. Mając 32 lata, powrócił do rodzinnej Galicji, gdzie wykorzystując inżynierskie wykształcenie, zajmował się m.in. projektowaniem rafinerii cukru i gorzelni, planował też zajęcie się górnictwem. Było to prawdopodobnie najspokojniejsze pięć lat jego dorosłego życia. Ten czas zakończył się nagle 29 listopada 1830 r. na wieść o wybuchu w Warszawie zrywu.
W powstańczym sztabie przyjęto go gorąco – otrzymał natychmiastowy awans na majora i przydzielono mu 4. baterię lekkokonną, na co zapewne miał pewien wpływ gen. Ignacy Prądzyński, z którym Bem studiował w warszawskiej szkole. O tym, że nominacja Bema była decyzją słuszną, przekonano się już podczas bitwy pod Iganiami.
„Gdyśmy silny ogień kartaczowy do tej zaciętej kolumny piechoty moskiewskiej rozpoczęli, to nie było już bitwy, lecz rzeź formalna” – zanotował kpt. Stanisław Jabłonowski po zwycięskiej dla Polaków bitwie.
Kolejnym wielkim sukcesem Bema – wtedy już podpułkownika – była bitwa pod Ostrołęką. Bardzo źle dowodzona przez gen. Jana Skrzyneckiego armia polska ponosiła tam klęskę za klęską. Jak wspominał Jabłonowski: „Skrzynecki tak stracił głowę, rozkazami tak krzyżował, że właściwie nie było rozkazu, każdy robił to, co uznał za stosowne”. Artyleria Bema włączyła się do akcji w ostatniej fazie bitwy – ponosząc ogromne straty, ale ratując Polaków przed katastrofą.
„Pomimo strat działanie baterii osiągnęło cel. [Iwan] Dybicz był przekonany, że Polacy dostali wzmocnienie. Nie wprowadził do walki kawalerii, wydał rozkaz wycofania się z mostu. Gen. Skrzynecki mianował Bema pułkownikiem i zaprosił go na prowizoryczną naradę wojenną” – pisał Kovács.
Manewr Bema pod Ostrołęką pozwolił Polakom zachować twarz, co nie zmieniało jednak tego, że powstańcza armia nieustannie cofała się w kierunku Warszawy. Kiedy dotarła na szańce miasta, Bem był już generałem i formalnie podlegała mu cała artyleria. Kiedy 6 września Rosjanie rozpoczęli szturm na stolicę, stało się coś, czego nigdy do końca nie wyjaśniono – Bem spóźnił się na bitwę. Zarzucano mu, że wysłani po niego adiutanci nie mogli go znaleźć, on sam obwiniał dowództwo o niepoinformowanie go o rozpoczynającej się walce.
„6 września nieprzyjaciel zaczął równo z dniem swój ruch do ataku. Jenerał Sowiński przysłał do sztabu głównego raport o tym ruchu, a chociaż ja w tym samym domu tylko jedno piętro wyżej mieszkałem, nie raczono mi nawet komunikacji tej udzielić. Dopiero huk armat oznajmił mi atak” – pisał Bem w pracy „O powstaniu narodowym w Polsce”. Mimo to Bem ruszył ze swoją artylerią w kierunku Woli i silnym ostrzałem na pewien czas powstrzymał impet Rosjan. Oceniając jego rolę w bitwie warszawskiej, historyk Roman Łoś wyjaśniał:
„Bem stanął na wysokości zadania, nieprzyjaciel miał do jego aktywności respekt. W bitwie warszawskiej żaden z dowódców nie dorównywał Bemowi odwagą i zdolnościami organizacyjnymi w kierowaniu bitwą. Z tego też powodu bój o szańce warszawskie szczególnie wsławił Bema jako utalentowanego dowódcę artylerii wojsk Powstania Listopadowego”.
Ciekawą rzecz o charakterze Bema podawał służący wówczas pod nim Ludwik Mierosławski. Wspominał on, że na polu walki generał zachowywał się tak, jakby specjalnie szukał śmierci. Niezależnie jednak od tego Warszawa padła, a wraz z nią zryw listopadowy.
Bohater Węgier
Na emigracji Bem szukał każdego sposobu, by Polacy znów włączyli się do walki w dowolnym zakątku Europy. Trzeba pamiętać, że Powstanie Listopadowe nie było wydarzeniem odizolowanym od polityki europejskiej. Na kontynencie wrzało, roiło się od spisków, wyraźnie czuło się atmosferę schyłku wielkich monarchii, a każda insurekcja czy lokalna wojna niepodległościowa, któregoś z wchłoniętych przez nie narodów wywoływała powszechny aplauz. Apogeum tej aury nastąpiło co prawda dopiero kilkanaście lat później, w okresie Wiosny Ludów, ale napięcie czuło się już wtedy.
Bem trafił do Portugalii z ideą stworzenia Legionu Polskiego, lecz pomysł ten został źle przyjęty przez wszystkie ugrupowania emigracyjne, w dodatku wojna domowa w tym kraju wkrótce się zakończyła. Wcześniej nie powiodła się podobna próba podjęcia walki w Belgii. Przez długi czas generał wegetował w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Kiedy ostatecznie osiadł we Lwowie, był już człowiekiem mocno doświadczonym przez życie. Dziwaczał. Poeta Ludwik Jabłonowski, który mieszkał z nim przez pewien czas we Lwowie, wspominał:
„Powierzchownością mało obiecywał, za to duchem więcej dotrzymywał, niż obiecał, ale i sam duch ten w dziwne ujęty był kształty. Często o pierwszym świcie, gdym spał, wlatywał do pokoju, bez ceremonii wypijał moją kawę, nie paląc tytoniu porywał cybuch z zimnej fajki, usiłując wydobyć dym, siadał na łóżku, tak dziwne wygadywał rzeczy, tak niesamowite rozwijał plany, żem milcząc, patrzał ciekawie, którędy mu zając wyskoczy z głowy”.
Szczęśliwie dla niego w 1848 r. wybuchła Wiosna Ludów. Jak pisał historyk prof. Mieczysław Żywczyński:
„W skład Austrii wchodziły narody o różnej strukturze gospodarczo-społecznej i różnym stopniu rozwoju kulturalnego, dlatego też ich ruchy rewolucyjne cechuje ogromna różnorodność. Wystąpiły tu bowiem trzy rodzaje antagonizmów: w stosunku do rządu, narodowe i społeczne. Wszystkie pozostawały z sobą w ścisłym związku, często hamowały się, wzajemnie sprawiając, że rewolucja 1848 w Austrii nie mogła być jednolita, a tym samym nie mogła zwyciężyć”.
Bem pojawił się w zrewoltowanym Wiedniu w połowie października 1848 r. i niemal natychmiast stał się nieformalnym wodzem zrywu. Zadecydowały jego autentyczne talenty wojskowe i tląca się wciąż legenda Powstania Listopadowego – mimo niechęci niektórych środowisk to właśnie jemu udało się zarazić entuzjazmem większość mieszkańców stolicy cesarstwa i 26 października podjął nierówną, pięciodniową bitwę w obronie miasta. Jak słusznie zauważył prof. Żywczyński, z punktu widzenia militarnego nie miała ona sensu i istotnie już 31 października zakończyła się ona kapitulacją. Bem był jednak w swoim żywiole. Wyraźnie odżył, a pod względem samej strategii znów wykazał się dużym talentem.
Miał już wówczas 54 lata, a mimo to stać go było jeszcze na karkołomną ucieczkę z Wiednia w przebraniu, w dodatku z ciężką raną klatki piersiowej. Być może miał rację Mierosławski, pisząc, że Bem szukał śmierci. Na pewno do życia potrzebował walki.
Zaledwie półtora miesiąca później, 13 grudnia, stanął na czele powstania węgierskiego. Prowadził starcia na terenie dzisiejszych Węgier, Słowacji, Serbii i Rumunii. To właśnie podczas tamtej kampanii dał się poznać jako wódz wybitny, a zwycięstwa pod Czuczą, Koloszwarem, Betlenem czy Naszodem zapewniły mu opinię węgierskiego bohatera narodowego. Ale również polskiego. Wciąż mając w głowie ideę, że Polacy powinni angażować się we wszystkie ówczesne insurekcje, chętnie ich rekrutował, ostatecznie tworząc z nich dwa legiony, biorące aktywny udział w walkach. W połowie sierpnia węgierski przywódca, Lajos Kossuth, mianował Bema naczelnym wodzem wojsk węgierskich.
W stronę Mekki
Mimo dużych sukcesów powstanie węgierskie musiało upaść wobec ogromnej przewagi przeciwnika, wzmocnionej dodatkowo po zawarciu przez Austrię sojuszu z Rosją i wspólnym przystąpieniu do tłumienia zrywu. Na początku 1849 r. Bem wraz z częścią armii przedostał się do Turcji, gdzie – po formalnym przyjęciu islamu – wstąpił na służbę sułtana, wkrótce stając się generałem wojsk tureckich, z nowym imieniem Murad. Nie był religijny – opowiedzenie się po stronie Turcji było spowodowane jej konfliktem z Rosją, z czego wszyscy zdawali sobie sprawę. Kiedy zatem oba państwa zawarły w grudniu 1849 r. ugodę, jednym z jej warunków było internowanie Bema do syryjskiego Aleppo i całkowite odsunięcie go od życia politycznego.
Bema jednak trudno było się pozbyć odgórnymi zarządzeniami. Jeszcze podczas powstania węgierskiego udowodnił, że jest wodzem wszechstronnym – nie tylko walczył, lecz również organizował całe zaplecze wojny, choćby produkcję broni i logistykę. Nie mogąc bić się w Turcji, wkrótce odnalazł tam i uruchomił wydobycie saletry, siarki i żelaza, które potem przekazał na potrzeby armii. Kiedy zaś w 1850 r. w okolicach Aleppo wybuchł zryw Beduinów, podjął się dowodzenia obroną miasta i brawurowo zwyciężył, stając się legendą także w tamtym kraju. Była to jednak jego ostatnia bitwa.
Zmarł 10 grudnia 1850 r. pokonany przez malarię azjatycką.
Na podstawie:
I. Kovács, „Józef Bem. Bohater wiecznych nadziei”, Warszawa 2009
E. Kozłowski, „Generał Józef Bem”, Warszawa 1958
jiw / skp /