Pod tytułem „Przygoda z Urodą” rozpoczyna się w środę w paryskim Muzeum Sztuki i Historii Judaizmu wystawa poświęcona Helenie Rubinstein, którą nazywa się wynalazczynią nowoczesnego przemysłu kosmetycznego.
Urodzona w 1872 r. na krakowskim Kazimierzu Chaja, najstarsza spośród ośmiu córek w niezamożnej żydowskiej rodzinie, nie godząc się na aranżowane małżeństwo wyjechała najpierw do Wiednia, a potem, w wieku 24 lat, do Australii.
Tam Chaja stała się Heleną i po kilku latach pracy w sklepie typu „szydło, mydło i powidło” wujka w dalekim mieście Coleraine oraz po dorywczych zajęciach w Melbourne, w 1902 roku otworzyła pierwszy instytut piękności, od razu pod swym nazwiskiem.
W Australii poznała przyszłego męża, jak ona Żyda z Polski, który wcześniej w Ameryce został prawnikiem, dziennikarzem i pisarzem. To on redagował reklamy wyrobów Heleny i podciągnął jej kulturę ogólną.
Ta bardzo zdolna dziewczyna, która marzyła, by zostać lekarką, bardzo wcześnie musiała przerwać naukę. Gdy zdobyła już sławę i fortunę, na wiele sposobów bajkowo ubarwiała swój życiorys, umieszczając w nim m.in. dwa lata studiów medycznych.
Pierwszy krem Heleny, który nazwała Valaze, był rekonstrukcją tego, którego używała jej matka. Sprzedawała go jako produkt sporządzony przez wybitnych chemików węgierskich dla wielkiej aktorki Heleny Modrzejewskiej.
„Ambasadorki marek” są dziś codziennością. Helena, która „bombardowała” australijską prasę swymi reklamami, pierwsza wpadła na ten pomysł. „Valaze to najcudowniejszy preparat, jakiego kiedykolwiek używałam” – oznajmiała na plakatach reklamowych największa ówczesna gwiazda scen australijskich Nellie Stewart.
W 1905 roku, gdy wspaniale rozwijały się jej salony w Australii i Nowej Zelandii, Rubinstein wyruszyła w podróż po Europie, gdzie - zwiedzając uzdrowiska, spotykając dermatologów, specjalistów od chirurgii estetycznej i innych naukowców - zrozumiała korzyści, jakie dać może „unaukowienie” kosmetyki.
W 1908 roku od Londynu rozpoczęła podbój Europy. W Australii jej „grupą docelową” były kobiety pracujące. Niesamowite wyczucie marketingu podpowiedziało jej, że w Anglii mierzyć ma najpierw w arystokrację. Dokładała wszelkich wysiłków, by wejść w te niedostępne sfery. Często ceną zaproszeń bywało sfinansowanie przyjęcia. Nie ulega wątpliwości, że inwestycje się zwróciły.
Już w 1909 roku powstała w Paryżu klinika piękności Heleny Rubinstein, ale sama „Madame”, jak ją wkrótce wszyscy zaczną nazywać, przeprowadziła się do stolicy Francji w 1912 r.
Zaprzyjaźniła się z „muzą malarzy i poetów”, pianistką Misią Sert, z domu Godebską. Ta „królowa Paryża” znała cały wielki świat, w który wprowadziła Helenę. Przyjaciółka Coco Chanel, poznała ze sobą obie panie, które też stały się przyjaciółkami.
Helena kochała sztukę. Kupowała obrazy i rzeźby dla siebie, dla ozdoby swych salonów i instytutów piękności oraz dlatego, że opiekowała się artystami, szczególnie przybyszami z Polski.
Uwielbiała, gdy ją portretowano, i wśród autorów jej podobizn brak chyba tylko Picassa. Autor „Panien z Awinionu” bronił się przed namalowaniem Madame. Zatrzymał się na szkicach rysunkowych.
Szczególna przyjaźń łączyła ją z Ludwikiem Kazimierzem Markusem, urodzonym w Warszawie malarzem i grafikiem, który lepiej znany jest jako Louis Marcoussis. To on doradzał jej, co ma kupować na aukcjach, on też dekorował jej mieszkania, rezydencje i salony handlowe.
Ameryka również okazała się sukcesem. Kosmetyki z nazwiskiem Rubinstein obecne były w domach towarowych, ale nie pośród innych kosmetyków, lecz w specjalnych miejscach przeznaczonych wyłącznie dla tej marki.
W 1928 r. sprzedała swą amerykańską firmę za 7 milionów dolarów, by rok później, po krachu giełdowym, odkupić ją za „marne” półtora miliona.
W 1950 r., w depresji spowodowanej śmiercią męża i syna, odwiedziła Izrael, co - jak się wydaje - wyprowadziło ją z melancholii. Sfinansowała pawilon sztuki współczesnej muzeum telawiwskiego, któremu podarowała własny portret i dwa płótna Utrilla.
Wystawa w paryskim Muzeum Sztuki i Historii Judaizmu poprzez zdjęcia, portrety, obrazy oraz stroje ilustrujące całe życie Heleny Rubinstein pokazuje, że upływało ono pod znakiem podwójnej emancypacji.
Emancypacji kobiety i emancypacji Żydówki. Kiedy po drugiej wojnie nie mogła wynająć mieszkania w Nowym Jorku, bo współwłaściciele nie życzyli sobie żydowskich sąsiadów, kupiła cały dom, w którym umieściła uciekinierów z Europy.
Rodzice Heleny umarli przed drugą wojną światową. Prawie całą rodzinę udało jej się sprowadzić na Zachód; z siedmiu sióstr jedna, Regina, zamordowana została w Auschwitz.
Helena Rubinstein pisała: „Uroda to władza”. A gdzie indziej tłumaczyła: „Uroda, którą widziałam jako nadchodzącą konieczność, ale również jako nowy rodzaj godności, była innego rodzaju. Była to uroda walki, walki o zdobycie i utrzymanie swego miejsca pod słońcem. Walki wymagającej równej co męska wytrzymałości. Równości".
Helena podczas wojny współpracowała z Polskim Czerwonym Krzyżem. Po wojnie, jak i przed, pomagała swym żydowskim i nieżydowskim ziomkom w osiedleniu się we Francji i USA.
Zmarły w Paryżu w 1997 r. rzeźbiarz Michał Milberger opowiadał, że z Marcoussisem zawsze rozmawiała po polsku.
„Znała siedem języków, ale we wszystkich zachowała polski akcent" – mówi PAP współkomisarz paryskiej wystawy Dorota Śnieżek. "Kochała Polskę, która zawsze była jej bliska, choć ostatni raz widziała Kraków w latach 20.” – precyzuje konserwatorka Muzeum Sztuki i Historii Judaizmu, po czym kończy z uśmiechem: „do końca życia uwielbiała polskie wędliny i lubiła wódkę”.
Helena Rubinstein zmarła 1 kwietnia 1965 r. w Nowym Jorku.
Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)
llew/ az/ mc/