Lista Ładosia prawdopodobnie nigdy nie będzie kompletna. Dziś zawiera aż 3 262 nazwiska, ale po numerach seryjnych paszportów widać, że wielu nazwisk nadal brakuje. Oceniamy, że nazwiska i imiona od 5 do 7 tys. osób są nam wciąż nieznane – mówią PAP ambasador RP w Szwajcarii dr Jakub Kumoch i Monika Maniewska, kierownik zespołu pozyskiwania archiwów Instytutu Pileckiego.
Polska Agencja Prasowa: Jak trafiono na ślad Grupy Ładosia, która w czasie wojny, w Poselstwie RP w Bernie, wystawiała Żydom fałszywe paszporty krajów latynoamerykańskich?
Jakub Kumoch: Osoba Aleksandra Ładosia z całą swoją złożonością jest znana historykom, jednak nieznana była skala jego operacji ukrywanej pod dość banalnym kryptonimem „Sprawy paszportowe”. Odkryliśmy dokumenty, które sugerują, że polscy dyplomaci i ich żydowscy współpracownicy podjęli próbę ratowania 8–10 tys. osób i że wymyślili fałszowanie obywatelstwa jako metodę ratowania, która potem była stosowana przez innych.
Na początku badań byłem przekonany, że efekt operacji Ładosia był ograniczony, a słowa Abrahama Silberscheina z 1944 r. o 10 tys. objętych nią ludzi były przesadą. Wygląda na to, że nie były. Okazało się, że za pomocą tej jednej jedynej akcji Ładoś i jego ludzie przyczynili się w mniejszym lub większym stopniu do uratowania – i to ostrożnie licząc – od 2 do 3 tys. ludzi. Według naszych badań w każdym z państw objętych akcją posiadanie paszportu Ładosia znacząco zwiększało prawdopodobieństwo przeżycia. Nawet w okupowanej Polsce mogło ono wynosić 15–20 proc., w Holandii i w stosunku do niemieckich Żydów przekraczało 60 proc. Trudno nad takimi danymi liczbowymi przejść obojętnie.
Jakub Kumoch: Na początku badań byłem przekonany, że efekt operacji Ładosia był ograniczony, a słowa Abrahama Silberscheina z 1944 r. o 10 tys. objętych nią ludzi były przesadą. Wygląda na to, że nie były. Okazało się, że za pomocą tej jednej jedynej akcji Ładoś i jego ludzie przyczynili się w mniejszym lub większym stopniu do uratowania – i to ostrożnie licząc – od 2 do 3 tys. ludzi.
Monika Maniewska: Akcja ratowania za pomocą paszportów latynoamerykańskich była znana badaczom już wcześniej. Kojarzono ją przede wszystkim z działającymi w Szwajcarii organizacjami żydowskimi. Osoby, które przeżyły, nie miały pojęcia, kto załatwiał paszport, wiedzieli tylko, że paszporty szły ze Szwajcarii i można je przez kontakt z organizacją żydowską pozyskać. Dopiero kiedy odkryto policyjne archiwa szwajcarskie – archiwa policyjnego śledztwa prowadzonego przeciwko honorowemu konsulowi Paragwaju Rudolfowi Hügliemu w 1943 r. – natrafiono na informację o kluczowej roli, jaką odgrywało w tym procederze Poselstwo RP w Bernie. W śledztwie odnaleziono zeznania członków organizacji żydowskich, m.in. Abrahama Silberscheina i Chaima Eissa, zeznających na temat całej akcji paszportowej i informujących o zaangażowaniu całego Poselstwa RP.
Ta informacja skierowała nas do archiwów polskich, gdzie przechowywana jest dokumentacja Poselstwa RP w Bernie. Długotrwała kwerenda przeprowadzona w Archiwum Akt Nowych pozwoliła odnaleźć cenne źródła obrazujące przedsięwzięcie. Najważniejsze z nich to szyfrogramy przychodzące i wychodzące z placówki i do placówki w Bernie. Samych szyfrogramów jest ok. 9 tys. To w nich odnaleźliśmy istotne informacje o całej akcji, jej przebiegu i sposobach jej finansowania.
PAP: Jaką metodę zastosowano, aby ustalić nazwiska uratowanych przez grupę Aleksandra Ładosia?
Jakub Kumoch: Przeprowadziliśmy szeroką kwerendę archiwalną na całym świecie, zdobywając listy Żydów, którzy rejestrowani byli przez Niemców jako posiadacze paszportów państw Ameryki Łacińskiej lub co do których występują ślady produkcji paszportów. Udało nam się również zidentyfikować kilkaset dokumentów lub ich kopii.
Cała lista została poddana kwerendzie w otwartych źródłach, a następnie porównana z bazami danych, m.in. Bad Arolsen i Auschwitz-Birkenau. W międzyczasie okazało się, że paszporty i poświadczenia obywatelstwa Paragwaju, a więc około połowy wszystkich paszportów Ładosia, to po prostu polskie fałszywki, a większość z nich wypełniona została ręką podwładnego Ładosia, wicekonsula Konstantego Rokickiego. W 2019 r. ten fakt uznał instytut Yad Vashem.
PAP: Jakie przeszkody napotkali podczas swojej pracy historycy badający tzw. Listę Ładosia?
Jakub Kumoch: Był to żmudny i trudny proces prowadzony wspólnie przez cztery renomowane instytucje zajmujące się pamięcią o ofiarach Zagłady: Instytut Pileckiego, IPN, Żydowski Instytut Historyczny i Muzeum Auschwitz-Birkenau. Napotkaliśmy na życzliwość bardzo wielu ludzi, w szczególności ocalonych i ich potomków. Wspierali nas również mikrohistorycy i badacze dziejów poszczególnych wspólnot żydowskich. Zarówno w Izraelu, jak i w diasporze żydowskiej badania były przyjmowane z życzliwością. W najbliższą niedzielę będę o nich mówił w Jerozolimie.
Jakub Kumoch: Cała lista została poddana kwerendzie w otwartych źródłach, a następnie porównana z bazami danych, m.in. Bad Arolsen i Auschwitz-Birkenau. W międzyczasie okazało się, że paszporty i poświadczenia obywatelstwa Paragwaju, a więc około połowy wszystkich paszportów Ładosia, to po prostu polskie fałszywki, a większość z nich wypełniona została ręką podwładnego Ładosia, wicekonsula Konstantego Rokickiego. W 2019 r. ten fakt uznał instytut Yad Vashem.
Monika Maniewska: Największy problem stanowiły brak danych osobowych, a czasem jedynie informacja o miejscu, w którym dana osoba przebywała. Odnalezienie śladu o takiej osobie wydawało się początkowo niemożliwe. Kiedy przeprowadzaliśmy kwerendy w poszczególnych bazach, takich jak np. Międzynarodowe Biuro Poszukiwań ITS Bad Arolsen, znajdowaliśmy setki rekordów na to samo nazwisko. Żeby ustalić, która osoba jest tą z naszej listy, musieliśmy przejrzeć historie wszystkich tych osób. W wielu przypadkach udało nam się ustalić właściwą osobę. Była to kwerenda czasochłonna i wymagająca cierpliwości.
Poważnym wyzwaniem była także pisownia tych samych imion i nazwisk żydowskich, odnaleziona w archiwach. Sami członkowie grupy Ładosia oraz ich współpracownicy i przedstawiciele stosowali różne metody zapisu i mieli różną znajomość języka polskiego.
PAP: Czy można powiedzieć, że opublikowana właśnie tzw. Lista Ładosia jest już kompletna? Czy jest możliwe, że nie udało się jeszcze ustalić wszystkich nazwisk Żydów, którym pomogli polscy dyplomaci?
Jakub Kumoch: Lista Ładosia prawdopodobnie nigdy nie będzie kompletna. Dziś zawiera aż 3 262 nazwiska, ale po numerach seryjnych paszportów widać, że wielu nazwisk nadal brakuje. Oceniamy, że nazwiska i imiona od 5 do 7 tys. osób są nam wciąż nieznane. Zwracamy się z gorącą prośbą do środowisk ocalonych na całym świecie i generalnie do wspólnot żydowskich o pomoc we wspólnym odtworzeniu pełnej listy. Podobnie jak bez współpracy polsko-żydowskiej Ładoś nie osiągnąłby swojego celu, bez współpracy polsko-żydowskiej nie odtworzymy w całości jego listy.
PAP: Jakie znaczenie ma dla obrazu skali pomocy niesionej Żydom w czasie wojny przez Polaków opublikowanie tzw. Listy Ładosia?
Jakub Kumoch: Badanie, które przeprowadziliśmy, służy wyłącznie odtworzeniu stanu faktycznego dotyczącego działań Ładosia i jego grupy. Berno jest tylko jednym z wielu aspektów stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny i w mojej ocenie nie prowadzi do żadnej generalizacji.
Należy jednak podkreślić, że Ładoś działał jako funkcjonariusz Państwa Polskiego i miał poparcie polskiego rządu. Znaleźliśmy depesze, w których wyrobienia paszportów dla konkretnych osób domagają się premier Stanisław Mikołajczyk, a także dwaj kolejni ministrowie spraw zagranicznych – Edward Raczyński i Tadeusz Romer; MSZ jasno wypowiedziało się w 1943 r., że motywy humanitarne są ważniejsze niż normy dyplomacji, widać też, że to Polska naciskała na rządy państw Ameryki Łacińskiej i uznanie przez nie nielegalnych dokumentów. To świadczy o szczerym zaangażowaniu polskiego rządu. Czy to jednak świadczy o tym, że wszyscy Polacy ratowali Żydów i zachowywali się jak Ładoś? Oczywiście nie. Metodologia tego badania nie pozwala na tak szerokie konkluzje.
Jakub Kumoch: Badanie, które przeprowadziliśmy, służy wyłącznie odtworzeniu stanu faktycznego dotyczącego działań Ładosia i jego grupy. Berno jest tylko jednym z wielu aspektów stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny i w mojej ocenie nie prowadzi do żadnej generalizacji.
PAP: Czy są jeszcze nieopracowane lub wręcz nie do końca poznane aspekty działalności tzw. Grupy Ładosia?
Jakub Kumoch: Paszporty nie wyczerpują działalności Aleksandra Ładosia na rzecz ratowania Żydów, a wręcz – w mojej ocenie – stanowią jej epizod. W mojej opinii główną zasługą Ładosia jest bezprecedensowa decyzja o przekazaniu organizacjom żydowskim prawa do używania polskich szyfrów. Dzięki temu w latach 1942–1945 trwał niezakłócony przepływ informacji między żydowskimi komitetami ratunkowymi w Szwajcarii a organizacjami żydowskimi w Ameryce i Wielkiej Brytanii.
Z poddasza Poselstwa RP wyszły depesze informujące o zagładzie getta, o Treblince, Auschwitz, ale również apele o bombardowanie torów do Auschwitz i o próbach przekupienia Heinricha Himmlera, a także desperackie ślady ratowania całych rodzin żydowskich. Analizowałem część z nich wspólnie z izraelskim badaczem sprawy. Zajęło nam to ponad 10 godzin samego czytania. A nie wszystkie przetrwały. Apeluję do historyków o zajęcie się depeszami Ładosia. Wymaga to olbrzymiej pracy i bardzo solidnej wiedzy.
Jakub Kumoch: Należy jednak podkreślić, że Ładoś działał jako funkcjonariusz Państwa Polskiego i miał poparcie polskiego rządu. Znaleźliśmy depesze, w których wyrobienia paszportów dla konkretnych osób domagają się premier Stanisław Mikołajczyk, a także dwaj kolejni ministrowie spraw zagranicznych – Edward Raczyński i Tadeusz Romer; MSZ jasno wypowiedziało się w 1943 r., że motywy humanitarne są ważniejsze niż normy dyplomacji, widać też, że to Polska naciskała na rządy państw Ameryki Łacińskiej i uznanie przez nie nielegalnych dokumentów.
Monika Maniewska: Bardzo ważnym aspektem, który wymaga opracowania, są szyfrogramy wysyłane z i do Poselstwa RP w Bernie. Dzięki udostępnieniu szyfrogramów organizacjom żydowskim przez Aleksandra Ładosia w Szwajcarii i konsula generalnego RP w Nowym Jorku Sylwina Strakacza powstał stały, choć nielegalny kontakt pomiędzy organizacjami żydowskimi w Stanach Zjednoczonych i okupowanej Europie. Depesze pokazują wszystkie działania prowadzone na rzecz ratowania Żydów, nie tylko przez organizacje żydowskie, lecz i przez Rząd Polski i samo Poselstwo.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr / skp /