„To jest Tamara Łempicka, sławna malarka z Paryża” – czytamy. Jedną z najbardziej znanych polskich malarek na bohaterką swojej powieści wybrał Grzegorz Musiał.
Tamara Łempicka (1898-1980) to postać niezwykle barwna, ekscentryczna i niejednoznaczna. Urodziła się w 1898 r. w Moskwie. Jej rodzicami byli Borys Gurwik-Górski i Malwina Dekler. Kiedy Tamara był mała, ojciec porzucił rodzinę, a od tego czasu wychowaniem dziewczynki zajęła się matka oraz dziadkowie.
„Jestem (…) Polką, ale w tym sensie, w jakim do polskości przyznawali się najwięksi: Kościuszko, Chopin, Paderewski. Polskość niska drażni mnie, co gorsza — ona mnie nie interesuje” – mówi w książce Łempicka.
Życie Łempickiej to liczne podróże – do Włoch, Francji, Niemiec czy Ameryki. Podczas jednej z zagranicznych podróży Tamara poznała swojego pierwszego męża – Tadeusza Łempickiego. Do momentu wybuchu rewolucji październikowej mieszkali w Rosji, a następnie wyemigrowali do Francji. W Paryżu przyszła na świat ich jedyna córka Maria Krystyna, zwana Kizette. To właśnie w Paryżu w pełni rozwinął się talent Tamary Łempickiej.
„Oto Tamara, która rzuciła dziś Paryż na kolana (…) Dzięki swemu talentowi, inteligencji, pracy i niebywałemu uporowi ta piękna Polka dopięła swego i wyrasta nam dziś na królową malarstwa paryskiego. Tamaro, za twe sukcesy!” – czytamy w książce.
W 1928 roku Łempicka rozwiodła się z Tadeuszem. Wkrótce poznała barona Raoula Kuffnera – kolekcjonera jej prac – którego poślubiła w 1933 roku. Pod koniec lat 30. wyruszyli w podróż do Stanów Zjednoczonych.
Tamara Łempicka wypracowała swój charakterystyczny styl odznaczający się żywą kolorystyką oraz zgeometryzowaniem. Jej najsłynniejszym obrazem jest „Autoportret w zielonym bugatti” z 1929 roku. Został namalowany na okładkę niemieckiego pisma „Die Dame”, a później był wielokrotnie reprodukowany.
„Wiem, że to jest najlepszy obraz, jaki dotychczas namalowałam. Jest w nim mroczne światło, odbite od jeziora Garda, ale też święte światło jeziora Trasimeno. Jest moja twarz — ta znaleziona na fresku kaplicy San Brizio — ale i twarze bersalierów pochylonych nad lodami cassate — obojętnych i pięknych jak marmurowe rzeźby, które ocienia pęk lśniących piór głuszca; jest światło nocy, przez którą wędrowałam po ogrodach Il Vittoriale, i podmuch śmierci, jaki poczułam na policzkach, zagubiona gdzieś w górach, w środku rozszalałego żywiołu, który jednak mnie nie zabił. Każdy ruch mego pędzla oświetlała teraz mała dziwna latarka: pierścień z topazem, który błyska złotym światełkiem na mojej lewej dłoni, pilnując ruchów mojej prawej dłoni na desce. Oto nareszcie — powstaje prawda o mnie. Patrzy zmrużonymi, drwiącymi oczami automobilistki w pilotce; za kółkiem zielonego bugatti siedzę zuchwała, niezależna, samotna, pewna swej wygranej, ale też — zalękniona? Nie, lęku w tej twarzy nie ma. Wszystko inne, tylko nie lęk. Jest gniew, który potrafię okiełznać. I wzgarda — subtelna maska rozpaczy. Ale nie lęk. Mój zuchwały +daimonion+ nie pozwoliłby na to! Może więc prawdy o mnie — też nie ma? Bo nie o prawdę tu chodzi. Jest maska: zachwycająca, o tak, odpychająca, tak, zimnooka o spojrzeniu westalki, tak, a zarazem gorącokrwista, o odętych czerwonych ustach kurtyzany, tak… tak…! Oto herold wiecznej sprzeczności. Cocteau będzie zadowolony ze mnie… i każda kobieta świata zapragnie teraz tak wyglądać. Postawiłam pod portretem swój podpis i wróciłam na balkon. Jak zawsze, gdy zakończę dzieło, ogarnął mnie głód, ale nie miałam polskiej kiełbasy, którą najchętniej w takiej chwili pożeram. Wróciłam do pokoju, zdjęłam kitel i jeszcze raz spojrzałam na +Autoportret w zielonym bugatti+ — bo tak go będę nazywać” – czytamy w książce.
Łempicka znała wszystkich wielkich artystów, którzy w okresie międzywojennym w Paryżu mieszkali i do Paryża przyjeżdżali. Na kartach powieści pojawiają się Pablo Picasso, André Gide, Jean Cocteau, Gertruda Stein, a także Coco Chanel czy Marlena Dietrich.
„Zaproszony do obejrzenia moich najnowszych dzieł, wpadł któregoś dnia Cocteau. Zatrzymał się przed +Matką Przełożoną+ i patrzał uważnie, a ja, siedząc na skraju fotela i przeglądając żurnal, spokojnie paliłam papierosa, choć serce mi łomotało. Oto nową siebie oddawałam pod sąd Paryża, uosobionego w tym piekielnie inteligentnym i złośliwym półdemonie. — No wiesz, Tamaro… — odezwał się wreszcie. Podniosłam głowę, a on rozpromieniony, odwrócił się od obrazu i szeroko rozłożył ramiona. Spuściłam wzrok, gasząc w popielniczce papierosa i przygotowując się na okrzyk zachwytu. — Witaj w krainie kiczu! — usłyszałam zamiast tego. — To jest najgorsza rzecz, jaką namalowałaś! Zbliżył się, chcąc mnie objąć, ale mu się wymknęłam. Miałam wrażenie, że się przesłyszałam. — Co takiego? — Oto najczystszy kicz! — wybuchnął śmiechem. — Same emocje… Gdzie twój chłód? Gdzie tamta królowa art déco? Diwa paryskiej dekadencji? Gdzie tamta Tamara w zielonym bugatti?!…” – czytamy.
Tamara Łempicka zmarła w 1980 r. w Meksyku, do którego przeniosła się dwa lata przed śmiercią. Jej prochy, zgodnie z ostatnim życzeniem, zostały rozsypane nad kraterem wulkanu El Popo.
Książka „Ja, Tamara” nie jest biografią ani monografią, ale powieścią historyczną, która została zainspirowana faktami z życia Tamary Łempickiej.
Książka „Ja, Tamara” Grzegorza Musiała ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/