24 lipca minęło ćwierć wieku od śmierci Jerzego Toeplitza, historyka kina, współzałożyciela i wieloletniego rektora Szkoły Filmowej w Łodzi. „Cieszył się wielkim uznaniem. W Marcu '68 jako jedyny polski rektor zaprotestował przeciwko biciu studentów” – mówi PAP krytyk filmowy i historyk filmu dr Rafał Marszałek.
Jerzy Toeplitz urodził się 24 listopada 1909 roku w Charkowie. Pochodził z zasłużonego warszawskiego rodu żydowskiego pochodzenia. W 1930 był jednym z założycieli Stowarzyszenia Miłośników Filmu Artystycznego "Start". Dwa lata później ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Przed wybuchem wojny napisał wiele artykułów na temat kina, które ukazywały się m.in. na łamach "Wiadomości Literackich", "Kina", "Kuriera Polskiego" czy "Dziennika Ludowego". Lata 1934-37 spędził w Londynie, pracował jako doradca do spraw scenariuszy w "Toeplitz Film Production".
Po wojnie oddał się organizowaniu polskiej kinematografii. Jeszcze w 1945 objął posadę dyrektora działu zagranicznego w "Filmie Polskim". Był jednym ze współtwórców Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Pracował tam jako dyrektor i wykładowca w latach 1949-51, a następnie rektor w latach 1957-68, kiedy to na skutek swojej postawy wobec wydarzeń Marca '68 stracił stanowisko.
"Podczas wydarzeń marcowych słuchałem argumentów buntujących się studentów, popierałem ich reformatorskie kroki" – wspominał po latach Toeplitz, cytowany przez "Gazetę Wyborczą". "Na naradzie w komitecie łódzkim potępiłem brutalne zachowanie milicji wobec studentów. Napisałem list, że mogą mnie odwołać ze stanowiska rektora. Ministerstwo nie chciało mojego odejścia, łódzki komitet partii - tak. W końcu przedstawiciel ministerstwa wręczył mi odwołanie. Oficjalnym powodem był raport NIK. Ale chodziło raczej o moją postawę prostudencką i stare wątki antysemickie, choć nigdy nie zarzucano mi wprost, że jestem syjonistą. Nie odwoływałem się od tej decyzji" – opowiadał.
Rafał Marszałek, pod którego redakcją ukazała się książka "Filmowe ulice Jerzego Toeplitza", ocenił w rozmowie z PAP, że Toeplitz "cieszył się wielkim uznaniem”. "W Marcu '68 jako jedyny polski rektor zaprotestował przeciwko biciu studentów. Cechowała go racjonalność, powściągliwość, kultura osobista, umiejętność godzenia przeciwstawnych stanowisk i niesłychana pracowitość. Nie spotkałem kogoś, kto by się z nim zetknął i nie chciał o nim mówić" – zaznaczył historyk kina.
W podobnym tonie wypowiada się także reżyser Janusz Zaorski. "Jerzy Toeplitz, zwany pieszczotliwie +Tusiem+, był dla mnie takim autorytetem, że oczywiście nigdy w życiu nie zdobyłem się na to, by tak się do niego odezwać" – przyznał w rozmowie z PAP Zaorski.
Pytany o jego wspomnienia z czasów studiów w szkole filmowej, ocenił, że Toeplitz "dał mu gruntowne podstawy”. "Teraz pracując jako wykładowca akademicki dopiero doceniam swoich profesorów, którzy uczyli mnie w Łodzi. Czołową postacią był rektor Jerzy Toeplitz. Nigdy nie zapomnę, że wspierał studentów w marcu 1968 roku" – podkreślił Zaorski .Jak mówił, Toeplitz "nie tylko przekazywał im wiedzę dotyczącą historii filmu, ale był prawdziwym wychowawcą". "Niesamowite, że pod koniec lat 80. spotkaliśmy się w jury na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Przewodniczyłem gremium, w którym zasiadał mój rektor. To jedno z ważniejszych wydarzeń w moim życiu. Zrozumiałem, że odbyłem drogę, z której i on jest dumny" – podsumował.
Grzegorz Królikiewicz, autor m.in. "Na wylot" i "Przypadku Pekosińskiego", również był studentem łódzkiej Filmówki za czasów Toeplitza, i przed laty tak go charakteryzował: "W marcu 1968 roku, jako jeden z niewielu profesorów, ujął się za nami, swoimi studentami, kiedy zbuntowaliśmy się przeciwko kłamstwu. Zapytany o to w filmie mu poświęconym - odpowiedział +jakoś mi się to udało+. Miał w sobie dużo wrodzonej, dyskretnej szlachetności. Umiał godzić ludzi, to był urodzony talent mediacyjny. Świat go docenił i wielokrotnie był nagradzany przez ludzi w ten sposób, że wybierali go na swojego przewodniczącego, w różnych gremiach".
Reżyser i były rektor Filmówki Robert Gliński podczas rozmowy z PAP akcentował, że "Toeplitz stworzył to, co jest najważniejsze – fundamenty programowe tej szkoły, założenia, które do tej pory są istotą i podstawą nauczania". "Polega to na tym, że studenci robią dużo prac praktycznych. Praktyka jest najważniejsza w nauczaniu reżyserii i zawodów filmowych" – wskazał.
Autor filmu "Cześć Tereska" pytany, ile z Toeplitza zostało w szkole, powiedział: "Studenci za jego czasów robili bardzo dużo etiud i tak dzieje się do dzisiaj. Znane są etiudy Polańskiego, zrobił ich sześć. Szkoła nadal pracuje na fundamentach jego programu i to się sprawdza. To jest wkład Toeplitza w funkcjonowanie Szkoły Filmowej w Łodzi". Gliński ocenił, że rektor był „bardzo charyzmatyczną postacią”. Kiedy on sam był rektorem PWSFTviT w Łodzi, zrobiono tam wystawę fotograficzno-dokumentalną poświęconą Toeplitzowi. „Pokazaliśmy m.in. jego drogę i dorobek" – wyjaśnił.
Andrzej Wajda wspominał przed laty: "Toeplitz współtworzył Szkołę Filmową w Łodzi i od początku nadał jej taki charakter, jakbyśmy byli związani ze światem. Czuliśmy to nawet w najtrudniejszych czasach, kiedy byliśmy zamknięci, kiedy wszystko rozgrywało się w naszym wewnętrznym kręgu, nie tylko filmowym, ale i politycznym”.
W ocenie Wajdy fakt, że polskie kino wybiło się na świat, to w ogromnym stopniu zasługa Toeplitza. "On narzucił nam swój światopogląd, nie krył się za czyimiś plecami. Nie pozwolił nam myśleć o sobie jak o prowincji" – podkreślił. Jak mówił, Toeplitz "dał tej szkole skrzydła, poczucie, że kino jest sztuką międzynarodową i że mamy myśleć o polskim filmie w kontekście tego, czym on jest na świecie". "Przedwojenne polskie kino ograniczało się tylko do rozbawiania rodzimej publiczności. On pragnął z tym zerwać" – wskazał Wajda.
Toeplitz w 1968 roku został zwolniony nie tylko ze stanowiska rektora, wyrzucono go również z pisma "Kino", gdzie pełnił funkcję redaktora naczelnego. Stało się tak pomimo jego przynależności do PZPR, czysto fasadowej. Cztery lata później wyjechał do Australii, gdzie założył Australijską Szkołę Filmowo-Telewizyjną w Sydney. Został jej pierwszym rektorem. Tym samym mocno przyczynił się do tworzenia podstaw kina australijskiego. Przed gmachem uczelni stoi dziś jego popiersie. "W Australii jest nadal bardzo dobrze wspominany" – podkreślił Janusz Zaorski.
Na emigracji pełnił również funkcję konsultanta Interim Council for the National Film & Television Training School, zaś w latach 1972–1973 pracował w Melbourne, jako profesor na tamtejszym La Trobe University. Następnie do 1979 roku był dyrektorem Australian Film, Television and Radio School w Sydney. Później jego imieniem nazwano bibliotekę szkoły.
Po powrocie do kraju pozostał aktywny w środowisku filmoznawczym, ale nie piastował już żadnych oficjalnych ważniejszych funkcji. W 1993 roku został doktorem honoris causa łódzkiej Filmówki. Na Festiwalu Filmowym w Cannes otrzymał Nagrodę im. Rosselliniego.
Przed laty inny klasyk polskiego kina Wojciech Jerzy Has, wspominając Toeplitza, powiedział, że "to był wspaniały człowiek”. „Za mojej kadencji rektorskiej uczciliśmy go doktoratem honoris causa, żeby zadośćuczynić temu, co się stało w 1968 roku. Dzięki niemu i Jerzemu Bossakowi ta szkoła w ogóle powstała. Toeplitz był wspaniałym rektorem. Jestem absolwentem krakowskiej szkoły filmowej, która potem przeniosła do Łodzi, ale spotykałem go wielokrotnie i długo rozmawialiśmy. Staramy się utrzymać tę szkołę na takim poziomie, na jakim on ją prowadził" – mówił.
Toeplitz zmarł 24 lipca 1995 roku w Warszawie. Jest autorem sześciotomowej "Historii sztuki filmowej". Ponadto napisał książki "Film i telewizja w USA" (1963), "Nowy film amerykański" (1973) oraz "Hollywood and After" (1974). Współtworzył również "Historię filmu polskiego".
"To był człowiek zdecydowany, ale w tamtych trudnych czasach bardzo odpowiedzialny moralnie i za to mu dziękuję" – podsumował Janusz Zaorski. (PAP)
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ wj/